JUZP VIII- Ktoś mnie goni!

3.2K 309 21
                                    

Biegłam przed siebie, kurczowo chwytając się telefonu. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie zgasła mi latarka. Czyżby padła mi bateria? Ciemność całkowicie mnie zdominowała. Nie wiedziałam gdzie biegnę i czy zaraz w coś nie uderzę. Po prostu gnałam przed siebie, niczym ofiara uciekająca przed drapieżnikiem, niesiona instynktem przetrwania. Bo co jak co, ale nie miałam zamiaru biernie oddać się w ramiona napastnika. Nie należałam do osób, które poddają się bez walki.

Nawet nie zdążyłam się zorientować, a dotarłam do kolejnego rozwidlenia. Mimo otaczającego mnie mroku, potrafiłam stwierdzić, że nigdy wcześniej nie byłam w tej części oddziału B. A oznaczało to również, że musiałam ominąć już wejście do sekretariatu. 

Cholera.

Machinalnie odwróciłam się o 180 stopni, aby zawrócić, jednak coś mnie powstrzymało.  Nazwałabym to ,,coś' umiejętnością wnioskowania, gdyż uświadomiłam sobie, że mogę nie zdążyć dobiec w wyznaczone miejsce przed tajemniczym przeciwnikiem. Musiałam zadowolić się inną opcją. 

Po mojej prawej stronie zauważyłam drzwi. Zamknięte. Dźwięk kroków, który jeszcze chwilę temu był odległy, narastał z każdą mijającą sekundą. Zaczęłam otwierać wszystkie drzwi po kolei, jednocześnie będąc zmuszona cofać się do tyłu, w stronę odgłosów. Pierwsze - zamknięte. Drugie - zamknięte. Obuwie dudniące o podłogę, zaczynało boleśnie dudnić również w mojej głowie. Trzecie drzwi z kolei były otwarte. Jak najszybciej wpadłam do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na to, że ktoś może być w środku. Nie miałam czasu na analizę.

Miejsce, w którym się znalazłam, w odróżnieniu od korytarza nie było spowite kompletną ciemnością. Światło księżyca lekko oświetlało jego wnętrze, padając na masywne biurko, krzesło obrotowe oraz kolosalną gablotę połączoną z szafą.

Czyżbym całkiem przypadkowo trafiła do sekretariatu?

Zakryłam dłońmi usta, z trudem powstrzymując się od głośnego oddychania. Każdy najmniejszy dźwięk mógł mnie zdemaskować. Teraz najważniejsze było znalezienie kryjówki. Szafa odpadła na starcie, to byłoby zbyt oczywiste. Biurko również nie było zbyt przemyślaną opcją. Nerwowym wzrokiem wodziłam po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiedniego lokum. 

Moje spojrzenie zatrzymało się na oknie. Dostrzegłam, że na parapecie siedziała przerażająca kukła, wyglądająca trochę jak człowiek. Była tak realistyczna, że wydawać by się mogło, iż jej oczy guziki i uśmiech są wyszyte na ludzkiej skórze. Zadrżałam. Kto normlany trzyma takie przedmioty w sekretariacie? W miejscu, które jest swego rodzaju wizytówką placówki? 

Nie mogłam jednak tracić czasu na zastanawianie się. Musiałam coś wymyślić, wykorzystując opcje, jakie były mi dane. W rogu pokoju dostrzegłam wysokie doniczki z roślinami. Miały one rozłożyste liście, gęsto rozmieszczone na gałęziach, a dodatkowo stały bardzo blisko drzwi. Wręcz idealne miejsce, aby się za nimi ukryć. Wtedy wpadł mi do głowy pewien plan. Podeszłam do niepokojącej lalki i podniosłam ją. Była dość ciężka i wielkościowo zbliżona do dziecka. Zaciągnęłam ją do szafy i przymknęłam mebel w taki sposób, aby kawałek jej sukienki wystawał spod drzwi, sprawiając złudne wrażenie, że ktoś się tam ukrył. Ja schowałam się za roślinnością. Pozostało tylko czekać.

Słyszałam bicie swojego serca i swój płytki, nierównomierny oddech. Sekundy wydały się godzinami. Bezczynne siedzenie bez najmniejszego ruchu tylko powiększało moje obawy i przerażenie. Chyba trzęsły mi się ręce. Nie byłam tego pewna, ponieważ co chwila coś uderzało w podłogę. Biegło tu. Cokolwiek to było - jeśli mnie złapie, mogę pożegnać się z życiem. Blada jak ściana, nerwowo spoglądałam na wejście. Ustawiłam się w idealnej pozycji do wyskoku i ucieczki.

Drzwi odchyliły się. Do pokoju weszła postać. Słyszałam jej ciężki oddech i widziałam zarys masywnej sylwetki. Przeszły mnie ciarki przerażenia. Nigdy jeszcze nie byłam w sytuacji, w której moje życie było bezpośrednio zagrożone. Kiedy osobnik podszedł do szafy, adrenalina wystrzeliła w górę. I to mocno.

Jeszcze chwila. Muszę wyczuć odpowiedni moment.

Napastnik otworzył szafę. 

Teraz! 

Ile sił w nogach wybiegłam z pokoju i ruszyłam przez korytarz. Tam nie widziałam już nic. Ślepo biegłam przed siebie, nie odwracając się do tyłu. Do moich bębenków dochodził dźwięk trzaskającej podłogi. Gonił mnie. Był szybki. Na szczęście ja również byłam szybka. Dobiegałam do końca korytarza, kiedy poczułam, że zahaczyłam o coś spodniami. Potknęłam się. Z sercem jak dzwon, wstałam najprędzej jak się dało.

O nie nie nie!

Coś oddychało nierównomiernie tuż nade mną i złapało mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, na próżno. Napastnik zakrył mi buzię i zaciągnął po podłodze z powrotem do sekretariatu.

Co teraz będzie?

______________________

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz