Never... again

341 33 15
                                    

Nie potrafiłem tego opisać, chory Gerard, który zaatakował Mikey'a.
Musiałem mu pomóc.

Z jednej strony... Ja od pewnego czasu podkochiwałem się w Gerrym. Wiem, to nienormalne by żywić uczucia do człowieka o którym wie się tyle złego, i nic dobrego. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje...

-Frank, obiecaj mi że nikomu nie powiesz o tym co się tutaj stało. Najlepiej gdybyś zapomniał.- usłyszałem
To był głos Gerarda, który właśnie podnosił się z drewnianej podłogi. Miałem lekki mętlik w głowie.
Te jego kruczoczarne włosy, były takiego samego koloru jak moje.

Wait...
Czemu ja tak o nim myślę?
On jest znierównażony psychicznie, rozbił głowę swojemu bratu. Byłem gotowy go zabić. Ale to uczucie do niego...
Było jak dziki ptak w klatce z ognia :
Próbowałem się uwolnić za każdą pierdoloną cenę, z tego więzienia, bo ta miłość (o ile można ją tak nazwać... ) była chora. Jego oczy... ten szyderczy uśmiech, były tą klatką. Nie mogłem się wydostać.
Psychopata i naiwny dzieciak.
Czyż to nie brzmi poetycko i romantycznie?

Chciałem do niego podejść i przywalić dwa razy mocniej.

-W-w-wybaczcie m-mi.- zająkał się, jego oczy były przepełnione żalem, po chwili ciszy, zaczął wyć w niebogłosy.

Coś mi się wydaje że nie dokońca był taki psychiczny. Może był po prostu zwykłym nastolatkiem z wielkimi problemami? Albo na odwrót.
Nie wiem.
Jeszcze niedawno mówiłem jakim okropną jednostką w społeczeństwie jest starszy Way.
Boże, co sie ze mną dzieje?!

Do niedawna był moim największym wrogiem. Jak to się stało, że zielonooki zaczął mi się podobać?
Eru*, czemu jestem takim dziwnym przypadkiem licealisty?
Uciekam bezpodstawnie i nagle z domu.
Zakochuje się w nienormalnym facecie, który oznajmił mi że rozpoczął swoją grę. Scena niczym z "Piły". Uhhh...

-Gra rozpoczęta Iero.- te słowa od dawna siedzą w mojej głowie, i próbuję jakoś to rozszyfrować.
Niecodziennie przecież się trafia na Gerarda Arthura Way'a, i jego popaprany rozum.
On gra na moich uczuciach. Dlaczego musiał akurat wybrać mnie, jako swojego kozła ofiarnego?
Co ja gadam. Nie byłem żadnym kozłem ofiarnym, wydziwiam.

-Błagaaaam! Nie mogę, już tak dłużej żyć. Chcę się zmienić.- załkał- Mój mały braciszku... proszę wybacz mi. Nie chciałeeeem... mama powinna zostawić mnie w wariatkowie. Nie zasługuję na nikogo...-nagle przerwał

-Gerry, wiesz że bez względu na wszystko, ja zawsze będę przy tobie. Damy radę.- Mikey oparł się o krzesło.

-Frankie...-zaczął Way- Zaufajcie mi, ja chcę... na chwilę... - wstrzymał powietrze- Muszę... Micheal, dosłownie chwila.

-W takim razie, zostawiam was. Frank? - głos młodego wybudził mnie z "transu"

-Ach, t-tak?- odpowiedziałem zmieszany

Bałem się. Może chciał mi coś zrobić? Siedziałem w milczeniu na krześle w kuchnii, i czekałem na pierwsze słowo z ust czarnowłosego.
Gwałtownie zbliżył się do mnie i złapał obiema dłońmi za twarz.

-Iero, spójrz mi prosto w oczy.- uniosłem swój wzrok na jego oczy, były cudownie zielone, i szklane od płaczu.
Patrzyłem cały czas na niego, było widać że jest poddenerwowany.

-Gra rozpoczęła się, Franklinie.- nagle poczułem jak jego wargi stykają się z moimi.
Serce zabiło mi mocniej, zacząłem się pocić, gdy próbował rozchylić moje usta. Język chłopaka jeździł po moim języku i podniebieniu. Położyłem ręce na jego ramionach i przyciągnąłem do siebie. Powoli wysuwał swój narząd smaku z mojej buzi, i przysunął usta do mojego policzka. Zaczął delikatnie cmokać, spodobało mi się to.
Wplotłem swoje dłonie w jego włosy i rozkoszywałem się jego dotykiem.

BloodmanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz