Chapter 2

28 4 0
                                    

Powoli uchyliłam powieki skazując tym samym moje oczy na potępienie w promieniach słonecznych. Natłok zdarzeń uderzył mi do głowy tak prędko, jak palące zimno, które złapało moje kończyny zaciskając na nich swe zrogowaciałe szpony. Żuchwa zaczęła sporadycznie dygotać, a ja czując kolejny powiew lodowatego powietrza skuliłam się do pozycji embrionalnej. Spróbowałam pozbierać skołotane myśli i ustalić swoje marne położenie, więc mimo wszystko uchyliłam powieki rozglądając się nerwowo za porozrzucanymi kończynami czy ewentualnymi wygłodniałymi zwierzętami, które ostrzyłyby sobie na mnie zęby. Na szczęście nie zastałam tak pięknego obrazka, który z powodzeniem nabierał w mojej głowie przeraźliwego rozmiaru powodującego niepokój.

Miałam większe powody do niepokoju.

Racja, jak chociażby pentagram na ręce, który zdobił moją skórę. Nadal nie mogłam pojąć jak zawarłam pakt z diabłem. Z samym diabłem.

Brzmi jak powód do dumy.

Wszystko było tak surrealistyczne, że zastanawiałam się czy to nie głupi żart, łączący się z jeszcze głupszym snem o Nicości. Na ziemię szybko ściągnęła mnie częściowa utrata czucia w palcach, grożącego ewentualnym odmrożeniem, przez co, z marnym skutkiem, spróbowałam poderwać się z grząskiej ściółki leśnej. Upadłam z łoskotem, brudząc przy okazji ubranie jakie na sobie miałam. Przy podjęciu kolejnej daremnej próby, poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Z trudem sięgnęłam po urządzenie wydające owe odgłosy, szybko orientując się, że to telefon. W mojej głowie pojawił się czerwony wykrzyknik, który kazał mi spiąć wszystkie mięśnie i zacząć panikować. Przeczytałam uważnie adresata, zaraz nad numerem telefonu.

Mama

Shit.

Nie miałam wyjścia - musiałam udawać, inaczej zaczeliby coś podejrzewać. Drżącym palcem nacisnęłam na zieloną słuchawkę.

-Hej skarbie, jesteś u Kate? - po drugiej stronie rozbrzmiał łagodny, a zarazem bardzo melodyjny głos kobiety. Moje serce zamarło.

Zupełnie identyczny jak tej z mojej wizji z Nicości.

-C-cześć - odezwałam się ochrypłym, wysokim z przerażenia głosem. Sama nie wierzyłam w zaistniałą sytuację. - Tak, jestem u Kate - zebrałam się w sobie mówiąc pewniej.

-Zachorowałaś? Masz jakiś dziwny głos - zapytała zatroskana, a przed oczami mignęło mi tysiąc dostępnych do wyboru odpowiedzi.

-Nie, dopiero co wstałam.

Chyba jestem słaba w podejmowaniu decyzji.

-Ale jest po szesnastej... - napomknęła. W umyśle strzeliłam sobie otwartą dłonią w twarz. Jak mogłam nie przemyśleć tego dokładniej?

-Zrobiłyśmy sobie drzemkę - mruknęłam w słuchawkę. Chyba udało mi się ją przekonać do swojego małego kłamstwa, gdyż westchnęła delikatnie.

-Odbiorę Cię - odparła melancholijnyn tonem, a w tle usłyszałam brzdęk kluczyków samochodowych.

-E-eh, ale ja wyszłam do lasu, więc.. - starałam się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, przy okazji załatwiając sobie ciepłą posadę w moim domu.

Niby nie moim, ale jednak moim, prawda?

Przeciągłe westchnięcie przepłynęło przez głośnik telefonu. Czy ta kobieta zawsze jest taka negatywna i niechętna do wszystkiego?

-Będę za pięć minut.

***

-Będę za pięć minut - przedrzeźniłam ze zirytowaniem ostatnie słowa kobiety przed rozłączeniem rozmowy telefonicznej.

Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że wypowiedziała ich jakąś godzinę temu.

Zdenerwowana chwyciłam jeden z patyków leżących pod losowym drzewem, ciskając go ponad brunatne czubki drzew. Na dworzu zaczęło się robić przeraźliwie zimno; lodowaty wiatr wiał z każdej możliwej strony. Skuliłam się bezwiednie przeklinając pod nosem, mój idiotyzm musiał być ogromny, skoro nawet nie pomyślałam o zabraniu ze sobą kurtki. W sumie, nie dokońca było to zależne ode mnie, lecz jednak zrobiła to jedna i ta sama osoba.

-Angel?

Gwałtwonie zwróciłam głowę do źródła wypowiedzianych słów. Był nimi wysoki chłopak o mizernej posturze, kulący się z zimna mimo szczelnego opatulenia jego brunatnym płaszczem. Kasztanowe włosy kaskadami opadały na jego policzki, subtelnie kręcąc się na końcach, zaś jego przenikliwe spojrzenie mimowolnie przesiąknęło troską.

-Co tu robisz? Przecież mówiłaś, że nie masz dzisiaj czasu przez projekt - wsunął swe chude rączki do przepastnych kieszeni kurtki, lustrując mnie czekoladowym wzrokiem.

-Nie wiem - opowiedziałam zgodnie z prawdą, podrywając się z wygodnego miejsca rozmyślań, do którego z czystych nudów wyznaczyłam ogromny kamień. Wyglądał bardzo malowniczo przylegając do marnej, łkającej wierzby.

-Dziewczyno, wszystko w porządku? Chris ci coś zrobił? Nie wyglądasz najlepiej.

Zaraz opadłam spowrotem na moje wygodne siedzenie. Widocznie czeka nas długa rozmowa.

Po przeciągłym milczeniu, jakim go obdarzyłam, chłopak starał się zachować kamienny wyraz twarzy, jednakże ukrywanie emocji nie szło mu najlepiej. Zaraz zmarszczył brwi dosiadając się zdecydowanie za blisko mnie.

-Jeżeli to wszystko przez Chrisa to obiecuję, że się na nim zemszczę. Tydzień będzie zbierał swoje zęby z ziemi - brunet skandując bohatersko prawie spadł z kamienia, a ja mimowolnie zaśmiałam się w duchu. Prędzej złamie się wpół po drodze do jego "ofiary pobicia", niż w ogóle dotknie go palcem.

-Kto to jest do cholery Chris? - wypaplałam przez przypadek, pocierając czoło. Nie miałam już siły męczyć się z nowymi informacjami napływającymi z zewnątrz.

-Ha ha. Zabawne. Naprawdę, Angel - wywrócił oczami podpierając się na rękach. - To twój chłopak, komiku.

Zlał mnie zimny pot.

Przez cały czas dawać się obściskiwać i macać jakiemuś Chrisowi, udając, że wcale nie straciłam pamięci i dopiero co poznałam jego imię?

Ta, zapopowiada się cieżki tydzień.

AmnesiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz