– Mogłabyś zabrać swojego kundla?
Moje rozmyślania przerwało czyjeś warknięcie. Podskoczyłam na ławce z zaskoczenia. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś podszedł do mnie niezauważony. Zawsze przeczuwałam albo chociażby słyszałam, jak ktoś idzie w moją stronę. Nawet jeżeli miałam na uszach słuchawki i wsłuchiwałam się w książkę.
Wciąż lekko zdezorientowana uniosłam głowę. „Spojrzałam" na mężczyznę stojącego lekko z lewej. Czuć było od niego złość i niezadowolenie. Dokoła niego biegał mój podniecony pies. Skakał, merdał ogonem, szczekał i piszczał by mężczyzna puścił to, co uparcie trzymał na rękach. Skupiłam się na zawiniątku, które ewidentnie wierciło się w jego ramionach. Szczeknęło piskliwie, a ja znowu poderwałam się z siedzenia.
– Zrobisz coś z tym głupim psem? – mężczyzna warknął znowu. – Takie wielkie potwory powinno się trzymać na smyczy!
– On nie jest potworem – wytłumaczyłam spokojnie.
– Jak nie?! Chciał zrobić krzywdę mojej kruszynce!
Westchnęłam i schowałam książkę do torby. Wstałam i zarzuciłam ją na ramię. Poczułam na dużym palcu gołej stopy delikatne igiełki. Mrówki wracały do siebie, ja też już powinnam.
– Nie skrzywdziłby nawet muchy. Chciał się tylko bawić, tak samo, jak widzę, chce pańska „kruszynka".
Pies trzymany przez niego na rękach zaszczekał, jakby w aprobacie na moje słowa.
– Mój pies nie bawi się z byle motłochem! A to jest najgorszej klasy bydle!
– Ale... – zaczęłam.
– Zadzwonię na policję jeżeli zaraz czegoś nie zrobisz z tą parszywą gnidą pełną wszy!
– Proszę zważać na słowa!
– Nie pyskuj, głupia dziewucho!
Zdębiałam. Nie wiedziałam, co mam zrobić, więc nałożyłam but schowany głęboko pod ławką. Czułam jak mężczyzna mi się przygląda nie rozumiejąc, co robię. Poprawiłam torbę na ramieniu i odwróciłam się w stronę drogi powrotnej.
– Stendhal! – zawołałam, a pies od razu pojawił się przy mojej nodze. – Dobry piesek, nie bierz do siebie, co mówił ten parszywiec. Myśli, że jak widzi to wie wszystko, a tak naprawdę nie ma o niczym pojęcia, mam rację? Ludzie tak mają.
Oparłam dłoń na psiej głowie i pozwoliłam prowadzić się tam skąd przyszliśmy.
* * *
– Wszystko w porządku? – spytał.
Uniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego ciemnobrązowe oczy. Za dnia wydawały się jaśniejsze, ale teraz – przywodziły na myśl świeżo rozkopaną ziemię w deszczowy poranek pełen gęstej mgły i rosy na młodej trawie. Przyglądałam mu się chwilę, ale nie byłam w stanie odczytać żadnych uczuć z jego twarzy. Zmarszczyłam czoło.
– Tak. Czemu pytasz?
Z powrotem pochyliłam się nad tomikiem poezji, który od niego pożyczyłam. Już dawno przeczytałam każdy wiersz, ale wciąż nie byłam w stanie się od niego oderwać. Przyciągał mnie do siebie jak najlepiej napisana powieść obyczajowa, mimo że nie miał w sobie ani jednego nakreślonego bohatera. Tylko posklejane ze sobą słowa tworzące wersy. Za pewne nie jeden poeta by mnie teraz zlinczował, ale nie lubiłam, ani tym bardziej nie rozumiałam, poezji. Za to czytało się ją przyjemnie. Po prostu do mnie nie trafiała.
CZYTASZ
Nie muszę widzieć
RomanceJeszcze półtorej roku temu Sauda była prawie niczym niewyróżniającą się dziewczyną. Była cudownie zakochana w swoim przyjacielu, który nie miał szansy na stanie się kimś więcej. Miała książki, na które zawsze mogła liczyć. Pianino, które wysłuchało...