Spojrzenie Dziesiąte

130 20 0
                                    

   Szeroko otworzyłam drzwi do hali. Wciąż jeszcze nie było południa, więc hala stała pusta. Sunęłam do połowy długiej ściany i skręciłam na środek ujeżdżalni. Ostrożnie starałam się znaleźć przeszkodę, której nikt nigdy nie przesuwał.

   Dziesięć dużych kroków, upomniałam się w duchu. Jeden, dwa, trzy, liczyłam cicho.

   - Co ty robisz?

   - Próbuję znaleźć się tam, gdzie ty - powiedziałam, kontynuując liczenie w głowie.

   Cztery, pięć.

   - Nie łatwiej poprosić o pomoc?

   Sześć, siedem, osiem.

   - Lubię zgrywać samodzielną i niezależną. Przeważnie nieźle mi to wychodzi.

   Dziewięć, dziesięć.

   Wyciągnęłam rękę w prawą stronę oczekując, że dotknie ona stojaka.

   - Widzisz... - urwałam, gdy byłam w stanie namierzyć tylko pustkę.

   Usłyszałam, jak Mateusz wstaje z przeszkody i podchodzi do mnie. Podał mi rękę.

   - Widzę, że zatrzymałaś się dobre półtorej metra od celu.

   Tak jak wcześniej tego dnia, złapał mnie delikatnie za łokieć. Podprowadził mnie do stacjonaty i pomógł usiąść. Miał zimna ręce. Czułam, się dziwnie niekomfortowo. Jakby Mateusz pomagając mi, robił coś niewłaściwego, a ja go do tego zmuszała. Nie wiedziałam, jak się zachować, więc tylko zignorowałam swoje niewytłumaczalne i  pokręcone uczucia.

   - Czasami warto jest poprosić o pomoc.

   Drzwi do hali otworzyły się z hukiem.

   - Masz? - zawołał Nikodem.

   - Mam! - odkrzyknął Mateusz i podbiegł do swojego przyjaciela.

   Szamotali czymś przy sprzęcie i szeptali przy tym. Mateusz przeklinał przy tym siarczyście. Chwilkę później wrócił do przeszkody, na której siedziałam i rozprostował nogi.

   - Mogę zostać? - spytał.

   Rozsiadł się wygodnie, jak tylko było to możliwe na drewnianym drągu. Wzruszyłam tylko ramionami. Skupiłam całą uwagę na energicznych krokach klaczy. Miałam nadzieję, że Mateusz nie będzie przeszkadzał. Nikodem okrążał halę. Podjeżdżał do każdej przeszkody. Pokazywał ich ustawienie klaczy z każdej strony. Zatrzymywał i ruszał. Przechodził przez nisko ustawione koziołki. Kręcił duże volty. Poprosiłam, żeby nie wyjeżdżał za stacjonatę, na której siedziałam, mając nadzieję, że to pomoże mi znalezieniu problemu. Próbowałam wszystkiego. Liczyłam kroki, wsłuchiwałam się w oddech konia.

   - I jak? - spytał Nikodem po jakimś czasie.

   - Nie jestem cudotwórcą, jestem ślepa. Nie widzę, co się dzieje. To że moje pozostałe zmysły lekko się wyostrzyły, nic mi teraz nie daje. - Powiedziałam z naciskiem na słowo „lekko". - Spróbuj zagalopować, skoczyć coś. Nie wiem, może wtedy coś zauważę.

   Nikodem oddalił się i ustawił do galopu na lewą rękę. Kłus, przytrzymanie i miękkie zagalopowanie. Przejechali trzy kółka i Nikodem najechał na wcześniej przygotowane koziołki. Klacz odbijała kopyta w równym rytmie. Ani razu nie uderzyła o drąg.

   - Nie wiem, co to może być - wyszeptałam bardziej do siebie niż do towarzyszącego mi Mateusza. Oparłam głowę na dłoniach.

   - Zobaczysz, jak się ustawią na prawo. Fizia zawsze się wtedy spina. - Chłopak również pochylił się do przodu.

Nie muszę widziećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz