Spojrzenie Szóste

216 21 6
                                    

   - Dziękuję za podwózkę.

   Wysiadłam z samochodu. Wciąż trzęsącymi się dłońmi poprawiłam torbę na ramieniu i rozłożyłam białą laskę.

   - Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby cię jutro zawiózł do stajni? To nie problem - spytał Nikodem.

   Pokręciłam przecząco głową i pożegnałam się. Miałam dość jazdy samochodem na jakiś czas.

   Z bocznej kieszeni torby wyciągnęłam klucze do domu i otworzyłam drzwi frontowe. W progu skoczył na mnie Stendhal i zaszczekał radośnie na mój widok.

   - Co tam, piechu? Jak ci minął dzień?

   Odstawiłam laskę do stojaka na parasolki, a torbę położyłam na pierwszym stopniu schodów. Poszłam do kuchni, gdzie nastawiłam czajnik z wodą na gruszkową herbatę z karmelem. Usiadłam przy stole i czekałam, aż woda się zagotuje. Położyłam głowę na zimnym blacie stołu. Drewno przyjemnie chłodziło mój rozpalony policzek. Zdjęłam okulary i rozmasowałam obolałą nasadę nosa. Przetarłam oczy. Ścisnęłam skronie

   W głowie wciąż trzęsły mi się obrazy sprzed wypadku. W samochodzie byli wszyscy. A ja prowadziłam.

   Przeczesałam włosy.

   Nie miałam nawet prawa jazdy. Nie wiedziałam prawie nic o kierowaniu samochodem, ale mimo to dałam się namówić na prowadzenie tamtego wieczoru.

   - Nie powinnam nawet iść na tę imprezę - wymruczałam.

   Stendhal zaczął piszczeć pod kuchenką, dając mi znak bym zrobiła coś z gwiżdżącym czajnikiem. Zalałam kubek z herbatą. Gruszkowy aromat rozniósł się po całej kuchni, wiernie śledzony przez karmelową nutę.

   Skierowałam się do salonu i rozsiadłam się na kanapie. W chwili, gdy zaczęłam ostudzać herbatę oddechem, zadzwonił mój telefon. Wysunęłam go z kieszeni spodni i przycisnęłam przycisk odpowiadający ze odbieranie połączenia.

   - Halo? - odezwałam się dobrze widząc, kto dzwoni.

   - Gdzie jesteś? Wiesz, że powinno się informować ludzi o spóźnieniach?

   - Jestem w domu - odrzekłam cicho, biorąc drobny łyk herbaty.

   - Jak to w domu? - dopytywała się kobieta.

   - Nie byłam w stanie dziś przyjechać, ale na pewno pojawię się w przyszłym tygodniu - zapewniłam.

   - Wszystko wróciło?

   Chciałam skinąć głową, ale zorientowałam się, że nie zobaczy tego gestu.

   - Tak.

   Opowiedziałam jej o dzisiejszym zdarzeniu w samochodzie, popijając co chwilę herbatę.

   - Chcesz, żebym do ciebie wpadła po spotkaniu?

   - Nie ma takiej potrzeby, minęły dwa lata. Wiem, jak sobie radzić.

   - W takim razie zadzwoń, gdy będziesz czegoś potrzebować.

   - Do zobaczenia za tydzień - i rozłączyłam się.

   Położyłam telefon na stoliku do kawy razem z pustym kubkiem.

   Właściwie to skłamałam. Mimo iż minęły dwa lata od wypadku nie miałam pojęcia, jak sobie radzić. O ile ślepota przestała być problemem, tak cała reszta była coraz trudniejsza do pokonania. Pogodziłam się z tym, że już nigdy niczego w życiu nic .nie zobaczę. I mimo, że z samochodu wyszłam tylko z licznymi zadrapaniami i niegłębokimi ranami, tak gdy otwierałam oczy widziałam tylko czarną pustkę. Nie rozumiałam tego przez pierwsze pół roku. Lekarze zapewniali, że żadna część mózgu nie została uszkodzona, że mój nagły brak wzroku to blokada mojej psychiki. Chodziłam do wielu psychologów, ale nikt nie był w stanie wrócić mi wzroku. Próbowałam wszystkiego. Chodziłam na groby przyjaciół, odwiedzałam miejsca z dzieciństwa, przychodziłam na spotkania grup wsparcia. Przychodziłam na wszystkie badania. Nic nie pomagało. Dalej widziałam tylko pustkę.

Nie muszę widziećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz