Rozdział 1 #3

102 12 0
                                    

Do mety dzieliło nas już tylko sto metrów. Musiałam dać z siebie wszystko. Przypomniałam sobie o co byłam najbardziej wściekła na Simona w ciągu życia i cały mój gniew teleportowałam do mięśni nóg. To był taki mój mały sekret ,,jak biegać szybciej''.

Powoli zbliżałam się do mojej przeciwniczki, aż w końcu zaczęłam ją wymijać.

- Tak, Nicole! Tak! Dasz radę! Biegnij! - coraz głośniejszy doping dochodził do moich uszu, a to jeszcze bardziej spowodowało, że moje nogi zaraz miały eksplodować z gorąca jaki dawał coraz szybszy sprint.

- Lecisz, Nic. Jeszcze kawałek - wyszeptałam.

Wraz z przekroczeniem mety ludzie zaczęli skandować moje imię. Zatrzymałam się i podbiegł do mnie trener z całą resztą, ale zanim zaczęli mnie ostrzelać pochwałami, mój brat, nie wiadomo kiedy, spadł z nieba i porwał mnie w ramiona.

- Wiedziałem, że ci się uda! Moja królewna - postawił mnie na ziemię i zaczął obcałowywać mi twarz.

- No już! Sam, proszę cię! To tylko wyścig! - na darmo odpychałam go od siebie, nie ruszył się nawet o centymetr.

- Tylko wyścig? Tylko wyścig?! Nicole, wygrałaś bieg na dwadzieścia kilometrów w zawodach stanowych! Jeszcze trochę, a wygrasz krajowy maraton przez trzy stany! A tak poza tym, to dzięki tobie zgarnąłem czterdzieści dolców - cmoknął mnie w usta i wziął na barana. - Dziękuję, siostrzyczko.

- Jaki cudem dostałeś czterdzieści dolarów? - zaskoczona, zmarszczyłam brwi.

- Założyłem się z Lucasem. Twierdził, że skończysz na drugiem miejscu, ale ja w ciebie wierzyłem i powiedziałem, że wygrasz - uśmiechnął się dumnie.

Lucas był najlepszym przyjacielem Simona, a moim wrogiem. Dokuczał mi odkąd osiem lat temu przeprowadziliśmy się z Wirginii do Austin. Najgorsze było te, że mieszkał tuż obok nas i był w naszym domu tyle co ja, jeśli nie częściej.

Musiałam go znosić codziennie rano, bo jeździł ze mną i Samem do szkoły. Normalnie powinien być już w collage'u, ale zawalił rok i jest w tym samym roczniku co Simon.

- Hmm..., skoro ja miałam w tym swój udział to chcę połowę sumki - postawił mnie na ziemi, bo doszliśmy już do ławki, przy której stała reszta.

- Dostaniesz dwa dolary, nie licz na więcej - mrugnął do mnie i odszedł. Spiorunowałam go wzrokiem, a dokładniej jego plecy. Gdyby się teraz odwrócił, już by leżał trupem.

- Aaaa! Wygrałaś! - piszcząc, aż się ziemia trzęsła, podbiegła do mnie moja najlepsza przyjaciółka, Sophie.

- Już, już. To nic takiego - próbowałam ją uspokoić, ale na próżno.

- Nic takiego?! Ty chyba na mózg upadłaś! A z resztą, patrz kto tu idzie!

Odwróciłam się i zobaczyłam Luke'a zmierzającego w naszym kierunku.

- Przyszedłeś mi pogratulować pierwszego miejsca, Lucasie Timbsonie? - skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam znacząco brew. Słyszałam westchnienia mojej przyjaciółki. Luke wraz z moim bratem byli najpopularniejszymi chłopakami w całym ogólniaku. I największymi flirciarzami. Wszystkie laski chciały pójść, albo z jednym, albo z drugim do łóżka. Fakt, Luke miał bardzo ładną urodę i był przystojny, ale miał jeszcze większy poziom arogancji.

- Twój brat kazał dać ci dwa dolce z wygranej. Lepiej kup sobie za nie kawę, bo ci się skończyła - no tak, byłoby jeszcze wato wspomnieć, że codziennie przed szkołą zjadał mi moje śniadanie. - To do zobaczenia, słońce. Pamiętaj, że się dzisiaj spotykamy u ciebie - zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i polizał po policzku.

- Fuuu - skrzywiłam się i próbowałam wytrzeć twarz o jego koszulkę.

- To był tylko buziak, skarbie - liznął mnie jeszcze raz i w końcu puścił.

- Spadaj na drzewo z tymi swoimi buziakami.

- Auć, - udał skwaszoną minę - jeszcze dzisiaj tego pożałujesz - oddalił się, a Sophie wzdychała jakby zobaczyła najpiękniejsze buty świata.

- Jaki on jest piękny...

- Taaa... Śliczny jak rozpasła krowa...

*    *    *    *    *   *

Podoba się? Na dzisiaj już koniec, ale jutro na pewno coś napiszę :). Piszcie co myślicie.

Na razie! :***

Kiedyś się we mnie zakochasz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz