Rozdział 6 - Zrobię wszystko by cię uratować.

291 19 4
                                    

Dyjan POV:

Wybiegłem na parking. Biegłem najszybciej jak się dało. Nie mogło jej się nic stać. Nie mogła umrzeć. Taka słodka, delikatna dziewczyna. Na chwilę otworzyła oczy, przez co odetchnąłem z ulgą. Jednak po kilku sekundach zamknęła je spowrotem i bezwładnie opadła w moich ramionach.

- Lucy! Proszę nie zasypiaj, wytrzymaj jeszcze chwilę. - Krzyczałem zdesperowany. Na nic. Nawet się nie poruszyła. To wszystko przeze mnie, pomyślałem. Dodało mi to mobilizacji. Przyspieszyłem.

Jadąc samochodem miałem tylko jeden cel. Za wszelką cenę ją uratować. Nie byłem lekarzem, ale wiedziałem, że straciła dużo krwi. Całe tylnie siedzenie było poplamione. Leżała na nim tak bezwładnie, jakby już była martwa. Na szczęście nadal słyszałem jej płytkie oddechy. Do końca życia sobie tego nie wybaczę, jeżeli przeze mnie umrze. Kiedy dojechałem do lasu, sporo przyspieszyłem. Naprawdę ryzykowałem. Jakby teraz zdarzył się wypadek, jak nic byśmy umarli. Jednak w tamtej chwili było to moje najmniejsze zmartwienie.

- Zrobię wszystko, żeby cię uratować.- Szepnąłem do siebie, ponownie dodając gazu. To była niebezpieczna przejażdżka.

Aczkolwiek nic się nie stało.

Przed szpitalem, dosłownie zacząłem drzeć się wniebogłosy. Przerażony i oszołomiony personel wybiegł z budynku chwilę później. Na ich twarzach malowało się zdezorientowanie zmieszane ze strachem. Zapewne myśleli, że jestem jakiś psychopatą, który uciekł policji.

- Co się stało? - Spytał wkońcu jeden z ratowników, wciąż będący w ciężkim szoku.

- Dziewczyna. - Udało mi się wypowiedzieć. - Została zgwałcona i pobita.

Lekarze jak najszybciej podbiegli do auta i wyciągnęli. Pobiegłem za nimi, ale nie wpuścili mnie do sali. Uderzyłem pięścią w drzwi i wydałem z siebie stłumiony krzyk. Wiedziałem, że to wszystko stało się przeze mnie. I nie mogłem sobie tego wybaczyć. Bezsilnie zjechałem po ścianie w dół i usiadłem przed salą operacjną. Pozostało tylko czekać.

*****
Obudził mnie trzask drzwi od sali i jakieś nawoływania lekarzy. Przetarłem oczy i przypomiałem sobie gdzie jestem. Niestety. Chwilę później ujrzałem, dwóch lekarzy, którzy wywozili dziewczynę na łóżku szpitalnym.

- Co z nią? - Spytałem drżącym głosem.

- Krwotok wewnętrzny był bardzo rozległy. - Poinformował mnie doktor, a wszystko wokół mnie na chwilę się zatrzymało.- Ale operacja się udała. Myślę, że dziewczyna będzie żyć.

Ta informacja trochę mnie pocieszyła, lecz nadal byłem spięty i zdenerwowany. Życie Lucy wisiało na włosku. Pomyśleć, że byłem taki głupi i brałem w tym udział. Alkohol też zrobił swoje.

Ruszyłem za szpitalnym łóżkiem, póki nie wjechało ono do pokoju, w którym prawdopodobnie będzie przebywać niebieskooka. Chciałem tam wejść, aczkolwiek pielęgniarka stanęła w drzwiach.

- Ona musi teraz przebywać sama, pozatym w nocy nie przyjmujemy odwiedzających. Jeżeli jej stan się polepszy, będzie mógł pan ją odwiedzić. - Wytłumaczyła mi blondynka w średnim wieku. - Oczywiście po złożeniu papierów.

Westchnąłem i usiadłem na fotelu w poczekalni na końcu korytarza. I tak nie miałem dokąd iść. Po co miałbym sam siedzieć w moich akademiku? Przyjaciele? Nie mam już przyjaciół. Poprzedni okazali się być....no właśnie. Rodzina? Jest w innym mieście. Aby studiować wyjechałem na drugi koniec kraju. Sięgnąłem po telefon i sprawdziłem powiadomienia. Jedno z nich ukazywało Szymona, łapiącego za cycki jakąś przypadkową laskę. Podpis brzmiał:

,,Piątkowa Zabawa"

- Szybko doszedł do siebie po tym co zrobił. - Syknąłem ze wściekłości. Złość i chęć zemsty rozlewała się po wszystkich częściach mojego ciała. Zacisnąłem zęby i na chwilę zamknąłem powieki.

- Nikogo już nie skrzywdzi. Nie pozwolę. - Rzekłem do siebie. Zacisnąłem telefon w pięści i zarzuciłem kaptur na głowę.

W moich oczach nie było już chęci mordu, były zimne, mroczne. Twarz pozostała opanowana, bez wyrazu. Już postanowiłem co zrobię. I dokonam tego za wszelką cenę.

Szarpnąłem za drzwi i wyszedłem na dwór prosto w zimny deszcz. Wolnym krokiem ruszyłem do samochodu. Odpaliłem silnik i spojrzałem na zegarek. 2.41. Szymon pewnie jeszcze się bawi. Nacinąłem pedał gazu i skierowałem się w stronę miejsca, w którym byłem zaledwie 2 godziny temu.

Impreza - Inna niż zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz