2. Szlaban

1.1K 52 17
                                    


   Promienie słońca wpadały przez uchylone okno do dormitorium dziewcząt, muskając twarz Lily i powoli wybudzając ją ze snu. Rude kosmyki opadły na jej rumiane policzki i unosiły się rytmicznie wraz z jej oddechem. W końcu uchyliła delikatnie powieki, a do jej uszu dotarł w końcu wesoły świergot ptaków. Uśmiechnęła się rozleniwiona i przeciągnęła w swoim łóżku z czterema kolumienkami. Przez chwilę wpatrywała się w mknące po niebie chmury, gratulując sobie w duchu tego, iż powstrzymała się przed zaciągnięciem zasłon. Kiedy osiągnęła pełną trzeźwość umysłu, a bok, na którym leżała, zaczął drętwieć, usiadła na łóżku i rozejrzała się po pomieszczeniu.

   Mary aktualnie marudziła coś pod nosem, co jakiś czas machając raz lewą, raz prawą ręką. Dorcas zdarzało się natomiast raz na jakiś czas chrapnąć. Innymi słowy, obie jej przyjaciółki nadal słodko spały, zupełnie nie przeczuwając chytrego i odrobinę szalonego planu, jaki właśnie zrodził się w głowie Lily.

- Wstajeeemyy! – krzyknęła wesoło i rzuciła poduszką w marudzącą przyjaciółkę. Spod zwiniętych tobołków dało się usłyszeć kolejne niezadowolone pomruki.

- Oszalałaś?! Która godzina? - Mniej więcej coś takiego wypłynęło z jej ust, nim Mary skrzywiła się odrobinę i naciągnęła kołdrę po sam czubek głowy.

- Wstawaj, śpiochu! - Lily roześmiała się pogodnie i podniosła ze swojego łóżka, aby do końca rozsunąć zasłony. Dormitorium wypełniło się wrześniowymi promieniami, ale to bynajmniej nie spodobało się współlokatorkom. - Och, przecież mamy taki piękny dnień! - rzuciła z pretensją, patrząc na Dorcas, która gramoliła się ze swojego materaca.

- Jasne - mruknęła niewyraźnie Mary i przewróciła się na drugi bok, szczelnie zakrywając blond czuprynę poduszką Lily.

   Rudowłosa skrzyżowała ramiona na piersi, a następnie spojrzała na Dorcas porozumiewawczo. Jej przyjaciółka zdawała się już w miarę wybudzona, bo uśmiechnęła się szeroko i z błyszczącymi z podniecenia oczami potaknęła głową. Po cichu odliczając do trzech, z głośnym śmiechem rzuciły się na łóżko Mary, bez problemu odnajdując miejsca, w których miała największe łaskotki.

   Po przeszło trzydziestu minutach, w pełni ubrane i w doskonałych humorach, opadły przy stole w Wielkiej Sali, nadal wesoło wspominając poranne wygłupy. Kiedy wreszcie ze śmiechu rozbolały je brzuchy, pochwyciły po ciepłym toście i posmarowały je grubą warstwą dżemu. Niedaleko nich, w połowie stołu Gryffindoru, krzątała się profesor McGonagall, rozdając plany lekcji każdemu uczniowi. Przy roku szóstym trwało to odrobinę dłużej niż przy reszcie uczniów. Głównie dlatego, że dalsza edukacja tego rocznika zależała od wyników poważnych i piekielnie trudnych testów, a mianowicie SUM-ów.

- Wiecie już, jakie przedmioty wybierzecie w tym roku? – zapytała Lily, odwracając głowę od Marleny McKinnon, która kłóciła się o coś z opiekunką Gryffindoru.

- Ja wybiorę wszystkie te, na których ty zamierzasz się pojawić – do jej uszu dotarł wesoły głos Pottera.

   Chwilę później tuż obok Mary opadł Peter, a koło Dorcas Lupin. Wyczuła również, że pozostała dwójka zajmuje miejsca po obu jej bokach.

- Obawiam się, że to za wysoko jak na twoje możliwości - powiedziała z przekąsem, w ostatnim momencie odtrącając rękę Jamesa, która sięgała po nadgryzionego przez nią tosta. Potter prychnął teatralnie i ponowił próbę, czym zmusił ją do tego, aby wreszcie na niego spojrzała. - A tak właściwie, jak to się stało, że cokolwiek zaliczyłeś na wyżej niż Przeciętny? Przecież w komisji nie było żadnej kobiety, którą mógłbyś oczarować tym swoim nadętym uśmieszkiem – stwierdziła zgryźliwie.

Wspomnienia Lily EvansWhere stories live. Discover now