7. Słodkich snów, Lily

538 38 10
                                    

Minęło dobre pięć minut, zanim zdałam sobie sprawę, że zostałam na korytarzu sama. Black i Remus już otoczyli łóżko Pottera. Westchnęłam głęboko i weszłam do Skrzydła Szpitalnego. Nigdy nie lubiłam tego pomieszczenia. Dwa rzędy łóżek, każde z białą pościelą. W dodatku mieściło się na pierwszym piętrze od północnego zachodu, więc panował tu dosyć przytłaczający klimat... Tylko dwa łóżka były zajęte. Nie wiem czy Pani Pomfrey zdała sobie sprawę z tego, że jej pacjenci są dla siebie niebezpieczni, czy po prostu taki miała zwyczaj, ale obaj panowie znajdowali się z dala od siebie. Obojgu też zabrała różdżki. Potter leżał na końcu Sali w łóżku po prawej stronie, tuż przy drzwiach do gabinetu pielęgniarki. Jakby chciała go mieć jak najbliżej siebie. Michael natomiast leżał prawie przy samych drzwiach wejściowych do szpitala po stronie lewej. Przyjrzałam się uważnie Daviesowi. Oczy miał zamknięte, oddychał płytko, ale w miarę równomiernie. Potter siedział w pełni sił i gawędził o czymś z Huncwotami. Kiedy zastanawiałam się, czy mam usiąść przy łóżku Daviesa czy jednak dołączyć do Huncwotów, weszła pani Pomfrey. Spojrzała na mnie łagodnie i podeszła stając przy Michaelu.

- Śpi. Podałam mu Eliksir Słodkiego Snu.

- Dlaczego? – spytałam nie widząc powodu.

- No cóż. Za bardzo się wyrywał do pana Pottera. W jego stanie jakikolwiek wysiłek byłby nie wskazany. Uważam jednak, że ich porachunki nie zostały jednak wyrównane. – spojrzałam na śpiącego Michaela. Pełno miał zadrapań.

- Nie, chyba nie... - westchnęłam z rezygnacją. – A co z...

- Panem Potterem? – zapytała patrząc na mnie uważnie. Kiwnęłam niepewnie głową. – Ten ma się zdecydowanie lepiej. Niestety muszę zapytać, co się stało?

Remus i Black spojrzeli na mnie uważnie.

- Oni pani nie powiedzieli? – zapytałam grając na czas.

- Gdyby mi powiedzieli, to bym nie pytała, panno Evans.

- No tak... - odpowiedziałam zamyślona.

- Więc? – ponagliła mnie.

- Ja... A co konkretnie chciałaby pani wiedzieć? – zapytałam, jak mi się wydawało, dość rozsądnie.

- Panno Evans. Tu wszystko ma znaczenie. Gdzie byli, o co się pojedynkowali i jakie zaklęcia zostały użyte. Wygląda na to, że jednym z nich było zaklęcie czarnomagiczne.

- Czarnomagiczne? – zapytałam zaskoczona.

- Tak, rany jakie odniósł pan Potter, są dość nietypowe. Zaklęcie nie podziałało poprawnie. Nie wiem dlaczego. Może mi pani wyjaśni?

- Znaczy... Michael wypowiedział jakieś zaklęcie. Nie znam jego formuły... Ale nie sądzę, żeby Davies znał jakieś...

- Proszę mi wybaczyć, panno Evans, ale mnie nie interesują jakieś domysły, ale fakty. A fakty są takie, że ręka pana Pottera została potraktowana zaklęciem czarnomagicznym. Dobrze by więc było jakby sobie pani przypomniała, co wypowiedział pan Davies.

- Sectu... tak się zaczynało... Niestety w tym samym momencie rzucałam zaklęcie, tak samo jak Potter. Ich zaklęcia się zderzyły. A moje protego ich od siebie oddzieliło. – rzuciłam szybkie spojrzenie Huncwotom. Remus kiwnął głową. Tak jakby chciał powiedzieć, że to, co powiedziałam wystarczy.

- Rozumiem. Niestety nie znam tego zaklęcia... - zamyśliła się na chwilę. – Oczywiście więcej ponad to, co mi pani powiedziała już nie usłyszę?

- Obawiam się, że nie... - wyszeptałam nieśmiało.

- Rozumiem. No, przynajmniej już wiem, dlaczego ręka pana Pottera tak strasznie się leczy, a także to, dlaczego uszkodzenie było tak niewielkie. – westchnęła po czym ruszyła w stronę swojego gabinetu.

Wspomnienia Lily EvansWhere stories live. Discover now