Rodział czwarty

44 9 5
                                    

Nastepnego dnia jakbdyby nic wstalam z łóżka. Niestety pech chciał , aby w najcieplejszy i najbardziej słoneczny dzień w ciągu roku, spedziła w domu oglądając seriale, pod cieplutkim kocem faszerowana przeróżnymi środkami przeciwbólowymi. Z zadumy, wyrwaly mnie spokojnie dźwieki piosenki. Na dużym wyswietlaczu pojawila sie po raz kolejny moja zmora.
-Czesc Kochanie , dziekuje ci za wczorajszy mile spedzony wieczor, moze dzis wpadniesz do nas ,urzadzamy impreze możesz zabrac mlodą.
- Luke - wymamrotałam pod nosem, kręcąc głową.
Jestem chora nigdzie nie ide
- O nie słońce Co Ci się stalo? Potrzebujesz czegoś? Moze zrobie cos to jedzenia?
-nic -odburknełam - musze konczyc, Elo.
Jeden problem z głowy, nie pozostalo mi nic innego żeby zwrocic sie z prosbą do mojego przyjaciela, ktorego do tej pory nie miałam przyjemnosci przedstawic. Nazywa sie Shawn, kiedys byliśmy razem ,ale teraz mozna powiedziec ze sie przyjaznimy. Czasem ciezko jest sie przyzwyczaic ze jeszcze z miesiąc temu obściskiwaliśmy się na lawce w parku a teraz ewentualnie czasem sie przytulimy.
-shawn,kupisz mi jakis apap i mięte?
-Jasne Ross , zaraz będę , jakie stadium przeziebienia? Wygladasz bardzo okropnie? Mam sie powtrzymywac od komentarzy?
-Zobaczysz sam idioto. -zaśmialam się nieśmiało.
Tym o to konczy sie nasza kazda rozmowa, wspomnialam juz ze on nie ma pochamowań i zawsze a to zawsze jest wobec mnie szczery i to doslownie do bólu. Kiedys powiedzial mi, że na dyskotece bardziej wygladam jakbym szla na komunie mojej siostry , ale za to go uwielbiam. No i za jego słodkie blond loczki no i może troche za umięśnienie. Nie ważne.
-Juz jestem kochana - krzyknąl Shawn
- dziekuje - przeciągając się usilowałam ruszyc w strone kuchni .
Gwałtownie poczułam czyjeś ręce na swoim ciele, zostałam podniesiona i przeniesiona przez towarzysza, co pozwoliło na to by nie narazac moich przemeczonych mięsni.
- Co ty wczoraj robiłaś wieczorem? Moze sobie pobiegac poszłas? Ja tu cie dopilnuje. - Powiedział nalewając mięty do kubka... rozlewając wode na podloge.
- Poszłam na spacer,uprzedzając twoje pytanie ,nie bylam sama mam przyjaciół.
Obydwoje wybuchneliśmy śmiechem oczywiscie nie moglo zabraknąc tego ze się zachlysnełam . Shawn mocno mnie objąl i zacząl lekko popukiwac po plecach. Gdyby ktoś to zobaczyl musiało by to wyglądać conajmniej dziwnie. Ale jak na nasze nieszczescie drzwi do domu otworzyly się z hukiem i do pokoju wparował szczęśliwy blondyn z pizzą. Gdy tylko zobaczyl ,że nie jestem sama czerwone plamy wyskoczyły mu na policzkach. Zaschlo mi w gardle i moja szczęka upadła na podłogę. No i jest next :3 co sadzicie? Pozdro i do nastepnego razu kochani

underneath  the same skyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz