Rozdział.I.

44 4 0
                                    

Rozdział dedykuję mojemu ukochanemu chłopakowi, który zachęcił mnie do pisania go :* <3 Kocham cię :* <3 Życzę miłego czytania :*

*Emilia*

Kolejny taki sam dzień w szkole. Trzeba było rano wstać i pomóc rodzicom, przy mojej młodszej siostrze, która miała niespełna pół roku. Nie wyrabiają się z pracą, więc zostałam taką nianią. Nie no uwielbiałam małą, ale czasem miałam dość jej krzyków i grymasów. Szczególnie, gdy ząbkowała, ale jakoś to wytrzymałam, nie zabijając jej. Teraz było trochę lżej, ale wciąż trzeba było cały czas na nią patrzeć. Miała dziwny zwyczaj, że bała się mężczyzn. Taty nie, ale ktokolwiek inny przyszedł to ta wpadała w histerie, i musiałam ją uspokajać. Nawet gdy było to moje małe kuzynostwo, które miało po pięć, sześć lat. Musiałam to jej wybaczyć, ja jak byłam mała to bałam się luster. Ilekroć widziałam lustra zaczynałam krzyczeć i płakać wniebogłosy. Bynajmniej tak mówili mi rodzice. Miałam to, aż do 10 roku życia. Zawsze wydawało mi się, że w lustrze jest zła ja, która wygląda przerażająco i chce mnie zabrać do siebie. Była przerażająca. Z pociętą twarzą i czarnymi oczami. Jej skóra była szara,a na ubraniach zawsze krew. Tak wiem wybujałą miałam wyobraźnię, ale byłam dzieckiem. Teraz już mam z tym spokój. Może dlatego, że nie ciągnie mnie do horrorów jak każdego nastolatka? Nie wiem, ale nie przepadam za tym gatunkiem. Zawsze po tym mam cholerne urojenia i koszmarny nocne. Unikam ich jak mogę, ale wiadomo, że jak na lekcji mamy wolną to pierwsze co to chcą mieć włączany horror. Wtedy wyłączam się ze świata i staram się nie słyszeć i nie widzieć tych wszystkich przerażających scen. Nie zawsze mi się to udaję. Ale się staram, co nie? Okej wracam do głupiej szkoły. Na szczęście to ostatni rok w tym gimnazjum, a potem już ich nie będę musiała oglądać. Tych fałszywych twarzy z mojej klasy. Uśmiechów pełnych jadu i spojrzeń, które chcą mnie zabić. Czuję się jak wyrzutek w tej szkole. Powinnam się bawić. Powinnam próbować pierwszego papierosa, pierwszy alkohol i impreza, a ja co. Co dnia siedzę w kącie na przerwach i słucham co gada moja przyjaciółka. Nie mówię, że umieram, bo przecież wywołałoby to kłótnię i ja bym musiała przepraszać. Wolę milczeć. Ona natomiast cały czas trajkoczę o swoich ulubionych zespołach i jakby to chciała pójść na imprezę. Nic ją nie obchodzę, a nie umiem jej powiedzieć prosto w oczy, że nie chcę takiej przyjaźni. Że skoro ma mnie w dupie cały czas to po co w ogóle ze mną gadać? Nie rozumiem, ale nie potrafię jej tego wyznać. Może i rani mnie cholernie, ale kurde jest dla mnie ważna, Wiem, że ja dla niej jestem nikim, ale ona była zawsze dla mnie jak siostra. Kiedyś tak nie było. Dawniej rozmawiałyśmy o wszystkim. Spędzaliśmy razem każdą chwilę. Nocowaliśmy u siebie, kiedy tylko się dało, a nocowania nie kończyły się kłótniami. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, a teraz? Jestem dla nie tylko kiedy musi się wygadać, kiedy pokłóci się z kimś lub czegoś potrzebuję. Wtedy jestem najlepsza, a tak to nikim. Ona ma ją swoją przyjaciółkę. Kiedyś pamiętam, że się nienawidziły, ale w której wakacje, gdy ja akurat byłam tydzień u mojej babci, nagle się do siebie zbliżyły. Potem ja już byłam zbędnym kołem u wozu. Spławiała mnie na wszelkie sposoby, myśląc, że nie wiem o co chodziło. O spotkanie z nową przyjaciółeczką. A przypominała sobie o mnie, kiedy tamta nagle się na nią obraziła i nie miała z kim rozmawiać. Wtedy znów istniałam, a tak to nawet, gdy widziałam je na ulicy to ona udawała, że mnie nie widzi i szła dalej, śmiejąc się w głos. Cholernie bolało, a ja od razu miałam łzy w oczach. Nie powiedziałam jej rzecz jasna o moich bliznach.Świeżych czy starych, Wiedziałam, że wyzwałaby mnie od chorych psychicznie i kazała się leczyć. Raz powiedziałam, że chcę się zabić to wyzwała mnie w tak, a potem obraziła się i to ja potem musiałam przepraszać. Rozumiecie za co? Bo ja nie, ale miałam coś takiego, że cholernie bałam się ją stracić. Nie chciałam być sama, choć szczerze biorąc zawsze byłam sama. Nawet w największym tłumie czułam się samotna. Znacie to? Ja doskonale. Ale cóż brakowało mi odwagi, żeby skrócić sobie mękę na ziemi, więc musiałam tutaj żyć. No powiedzmy, że żyć. Funkcjonować jak jakiś zombie, który co dnia robił dokładnie to samo. Tak było ze mną. Nie byłam sama pewna, czy moje serce jeszcze w ogóle jest w stanie bić. Miało tyle ran na sobie, że non stop krwawiło, a nie było nikogo, ani niczego co by je załatało. Niestety z tym narządem, nie było tak, że wykrwawi się i umrę. O nie mogłam krwawić do końca życia, a i tak będę żyć. Chyba, że bym mu pomogła. Gdybym tylko potrafiła się na to zdobyć, ale nie ja wciąż miałam głupią iskierkę nadziei, że wszystko się zmieni. Że odzyskam przyjaciółkę, że skończy się wyśmiewanie w szkole. Że rodzice przestaną wymagać ode mnie nie wiadomo czego, a ludzie zaczną mnie doceniać. ale puki co nic na to nie wskazywało.

Kochaj, walcz i cierp...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz