Jeden

72 6 8
                                    

    Zbliżały się urodziny mojej najlepszej przyjaciółki, Viery. Kompletnie nie miałam pojęcia co jej kupić, a został mi nie cały tydzień. Nie chcę, żeby to było byle jakie. Chcę, żeby się ucieszyła, chociaż to może być trudne, bo ona jest typem osoby, która wszystko posiada i niczego jej do szczęścia nie potrzeba. Mówiąc „wszystko", mam na myśli dosłownie wszystko. Kubek z napisem „najlepsza przyjaciółka", breloczki różnego rodzaju, mini kulę disco, lampę naftową, naklejki na ściany „welcome home", wszelakie książki, filmy lub płyty CD. Jej po prostu nie da się dogodzić, ale z drugiej strony nie stać mnie na żaden superhiperzajebistywkosmos prezent, bo w mojej pracy dorywczej i tak płacą mi minimalną stawkę (jak na 17-to latkę to i tak dobrze).

    Postanowiłam zrobić coś zaskakującego. Wczoraj wieczorem obmyśliłam ten niezbyt skomplikowany plan. Pójdę do sklepu muzycznego i kupię jej jakąś płytę winylową. Tak, ona posiada nawet gramofon. Leży on, biedny, w piwnicy i czeka, aż się go użyje. Zrobię mu przysługę i za moją sprawą znów wróci do życia. A poza tym i tak miałam tam iść, kupić sobie płytę, na która polowałam już od jakiegoś czasu, więc załatwię dwie rzeczy na raz. Kto by pomyślał.

    Sklep był czynny od 9:00, więc postanowiłam pospać do 8:30. Za żadne grzechy, nie obudziłabym się sama. Zazwyczaj budzi mnie mama, brat lub najgorsze z możliwych, budzik. Dziś niestety była to najgorsza opcja. Gdy budzik zaczął dzwonić, wzdrygnęłam się, a następnie wyłączyłam potwora.

- Dobra, przymknij się – syknęłam.

Niechętnie i mozolnie zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą i przeciągnęłam się mocno. Potem wstałam i pomaszerowałam prosto do kuchni. W domu panowała kompletna cisza, ponieważ w wolne dni, w moim domu śpi się do 10:00. Bez wyjątku. Dobra, czasami były wyjątki. Na przykład dzisiaj, ale to mało istotne. Na śniadanie zrobiłam sobie moje ulubione płatki i pochłonęłam je w trybie natychmiastowym. Wciąż zaspana umyłam zęby, zrobiłam makijaż w stylu „dziś mi się nie chce", ubrałam moją ukochaną flanelową koszulę, pierwsze lepsze spodnie i moje starte trampki. Wychodząc z pokoju zabrałam ze sobą telefon, słuchawki (!), klucze, portfel i wyszłam.

    Szłam na piechotę, bo uznałam, że czemu nie? Już od tygodnia mówię sobie, że czas zacząć ćwiczyć i coś zrobić z tym ciałem, bo zbliżało się lato. Pomijając fakt, że był dopiero początek maja. Ale i tak chciałam się za siebie wziąć. Jako, że nie byłam najlepszym sportowcem (ale za to leniwą kluchą) nadal nic nie zrobiłam, więc chociaż taki ruch mi nie zaszkodzi.

    Wchodząc już do sklepu muzycznego „Bob and music", trafił mnie nagle przyjemny chłód, który pochodził od klimatyzatora. Na dworze było już bardzo ciepło, więc nie dziwię się, że urządzenie już działa. Przywitałam się z właścicielem sklepu, który stał za ladą i poszłam na dział z winylami. Było tam tak dużo płyt, że na chwilę wydawało mi się, że żyje w latach 80. Pierwszy album, który rzucił mi się w oczy, był autorstwa Elvisa Presleya. Wzięłam go do rąk, nawet się nie zastanawiając, ponieważ Viera nienawidzi Elvisa. Ona ma dobry gust muzyczny, naprawdę. Ma tylko uraz z przeszłości, bo kiedy była mała, jej tata puszczał go bez przerwy. Od tamtego czasu nie może go znieść. Okropna ze mnie przyjaciółka, wiem.

    Wraz z Elvisem poszłam do działu z płytami CD, aby poszukać płyty, którą byłam zainteresowana. Gdy w końcu udało mi się ją zauważyć, gdy już wyciągałam po nią rękę..., ktoś mnie wyprzedził. Jakiś chłopak w rurkach zabrał mi mojego idola. Popatrzyłam szybko na półkę, żeby zobaczyć, czy jest więcej egzemplarzy. Na moje nieszczęście, nie było. Moje serce natychmiast pękło. Nie miałam zamiaru dać za wygraną.

- Emm..., przepraszam – odezwałam się, po czym brunet na mnie spojrzał. – Czy chcesz kupić tę płytę? Bo jeśli tylko ją oglądasz..., to ja byłabym zainteresowana... .

Chłopak spojrzał na mnie od góry do dołu, prychnął, odłożył płytę i odszedł. AHA. Tak trudno być kulturalnym w tych czasach? Co za cham! No cóż, przynajmniej miałam mój album. Szybko go zgarnęłam i skierowałam się od razu do kasy, mając nadzieję, że już więcej nie spotkam tej niewychowanej osoby.


I remember // c.h *zawieszone*Where stories live. Discover now