Sześć

26 5 5
                                    



    Gdy Nicolas już skończył lekcje, ja i Viera zostałyśmy na zajęciach dodatkowych. Kiedyś uczęszczałam na zajęcia z muzyki, ale nauka gry na jakimkolwiek instrumencie była za trudna. Jedyne na czym potrafiłam grać to flet. A uwierzcie, granie na flecie nie dawało mi zbyt dużej satysfakcji, więc zrezygnowałam. Teraz próbowałam na kółku plastycznym. Viera nie chodziła na żadne z kółek, po prostu zostawała na dodatkowej chemii.

- Martwię się o Nicka – powiedziałam, gdy szatynka odprowadzała mnie pod klasę. – Może nie o niego samego, co o jego reakcję, kiedy powiedziałam mu o Calumie. Nie przyjął tego za dobrze – wyznałam.

- Oh, przestań już być taka. Ty nic nie zrobiłaś. To ten cały Cal Pal. Dostanie to, na co zasłużył – była już lekko poirytowana. Nie dziwię się. Na jej miejscu już dawno dałabym sobie w twarz. Czasami potrafiłam być nie do wytrzymania.

- Cal Pal? – dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak go nazwała.

- Wymyślanie śmiesznych nazw mam w genach – dumnie się uśmiechnęła.

***

    Następnego dnia nie widziałam się z Nickiem, bo mieliśmy lekcje w kompletnie innych częściach budynku. Po skończonych zajęciach szłam z Vierą do domu. Wracałyśmy powoli, nigdzie się nie spiesząc. Gadałyśmy na lekkie tematy, omijając szerokim łukiem sprawę z Calumem. Nagle sobie o czymś przypomniałam.

- Do kurczy banana, Viera. Ty w tę sobotę masz urodziny!

Zatrzymała się, powoli przekręciła głowę w moją stronę i wydukała:

- Z kim ja się przyjaźnię... - z dezaprobatą pokręciła głową i znów zaczęła iść.

    Szłyśmy w przyjemniej ciszy, gdy nagle telefon zakomunikował o nowej wiadomości. Wyjęłam go z kieszeni i odczytałam sms. Ojciec. Chciał się spotkać. Ciekawe. Rozwiódł się z mamą, gdy ja miałam 15 lat, a mój brat 17. Z miejsca mogę się przyznać, że dzień, w którym się wyprowadził, był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Nigdy tak się nie cieszyłam. Do 11 roku życia nawet mi nie przeszkadzał. Dopiero w 6 klasie podstawówki zaczęłam zauważać, jakim jest dupkiem. Krzyczał bez konkretnego powodu, narzucał swoje zasady, wywyższał się. Uważał się za pana świata. Jako 13-to latka, miałam już na niego wywalone. Najbardziej ucierpiała na tym mama. Kochała go, ale przejrzała wreszcie na oczy. Oczywiście, żeby mama zauważyła, że jest złym człowiekiem, musieliśmy na tym ucierpieć. Przez „my" rozumiem dzieci, a przez „dzieci" rozumiem mnie. Pewnej nocy wykradłam się do Viery. Były wakacje, więc na luzie wyszłam z domu. Gdy wróciłam rano, oczywiście mi się dostało. Na moim ciele zostawił wiele siniaków i guzów, ale przypuszczam, że był lekko wstawiony. Koniec końców, było warto. Nie odpowiedziałam na wiadomość, a komórkę schowałam z powrotem do kieszeni moich czarnych rurek.

    Pożegnałyśmy się koło domu Viery. Resztę trasy nie chciałam pokonywać w ciszy, więc założyłam słuchawki i puściłam muzykę. Dotychczas bezchmurne niebo, zaczęły przykrywać małe chmurki. Po jakimś czasie nieba praktycznie nie było widać i zrobiło się pochmurno. Chyba zbliżał się deszcz. Z góry zaczęły spadać krople, gdy byłam w połowie drogi do domu. Nie miałam żadnej parasolki, więc postanowiłam przeczekać deszcz pod jakimś daszkiem. Podbiegłam do najbliższego miejsca, gdzie mogłam się skryć przed zmoknięciem. Nie zapowiadało się na to, żeby w najbliższym czasie przestało padać, więc usiadłam na ziemi. Z braku lepszego zajęcia wyjęłam telefon i nadal słuchając muzyki, zaczęłam przeglądać instagrama.

    Po jakichś dobrych 20 minutach przeglądaniu aplikacji, spojrzałam na niebo. Nawet nie zauważyłam kiedy przestało padać. Czułam na sobie czyjś wzrok. Delikatnie przekręciłam głowę i osobą, która mi się przyglądała, okazał się Nick. A z nim Calum. Wyjęłam słuchawki z uszu i wstałam.

- Nie wiedziałem, że moja dziewczyna jest bezdomną – zażartował.

- Skąd się tu wzięliście? – zapytałam, ignorując wcześniejszy komentarz.

- Szliśmy do ciebie, ale w domu nikogo nie było. Więc pomyślałem, że będziesz u Viery. Idąc do niej zastaliśmy cię tutaj – wyjaśnił.

- Wszystko fajnie, ale po co z nim? – wskazałam palcem na Caluma, nawet na niego nie spoglądając.

- Bo widzisz... - spojrzał w stronę przyjaciela. – Mój drogi kolega – podkreślił słowo „kolega". Musiało boleć. – ma ci coś do powiedzenia.

---

Za to ten rozdział mi się nie podoba :/ Brak pomysłów boli, ale mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą lepsze...    

I remember // c.h *zawieszone*Where stories live. Discover now