XIV

3.4K 310 25
                                    

Thomas dołączył po chwili do Teresy, która rozmawiała po cichu z jego babcią ale gdy podszedł na tyle blisko by usłyszeć ich rozmowę, ucichły. Brunet spojrzał na nie pytająco ale obie tylko się uśmiechnęły. Wzruszył ramionami odchodząc do ojca, nigdy nie zrozumie kobiet. Mężczyzna krzątał się po kuchni przygotowując deser.

- Tato z czego robicie taką tajemnice, coś się stało?- zapytał podając mu paterę na ciasto. John zastygł na chwilę w bezruchu, wiedział, że syna łatwo nie da się oszukać. 

- Tom nie zawracaj sobie tym teraz głowy, dobrze?- odebrał od niego talerz posyłając zmęczone spojrzenie. Jemu też nie pasowało planowanie czegokolwiek za plecami syna. 

- Nie chcę, powiedz im, że sobie tego nie życzę.- powiedział bez cienia emocji brunet. Poczłapał do pokoju, jeżeli to było to o czym myślał, to nigdy im tego nie wybaczy. Nie kwapiąc się by otworzyć okno wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego. Drugiego, trzeciego, czwartego. Leżał na podłodze gapiąc się w chmurę dymu unoszącą się pod sufitem, wydawałoby się, że rodzina o nim zapomniała. Niestety były to mrzonki. Słyszał jak wchodzi do jego pokoju cicho zamykając drzwi, czół jak kładzie się obok i styka swoją dłoń z jego. Ciężar nagromadzonych emocji wisiał wraz z szarym obłokiem grożąc rychłym upadkiem. Oddychał płytko, prawie wcale. Nie mrugał, nie odzywał się. Ciało było teraz pustą skorupą, równie dobrze ktoś mógłby go teraz zastrzelić, a on nie wzruszyłby się tym. Słaby śmiech rozdarł brutalnie ciszę, łzy trzymane długo pod powiekami uwolniły się jedna po drugiej. Pistolet, metalowy, ciężki, naładowany. Strzał, cisza, krzyk, krew. Ulatujący oddech, drżące dłonie, wystraszone oczy. Krew, dużo krwi, błagania. Mała figurka, ostatnie słowa, cisza. Śmierć. Czuł jak jego ciało drży, nie powstrzymywał tego nie widział w tym żadnego celu. Uścisk delikatnej dłoni zdawał się być zbawienny dla ociężałej duszy Thomasa. Nie zamykał oczu, nawet gdy boleśnie zaczęły go szczypać, wiedział, że nie może tego zrobić. Nie teraz, nie gdy to wspomnienie było tak wyraźne. 

- Miałby piętnaście lat.- głos Teresy były pusty, spokojny.

- Miałby.- przytaknął czując jak jego usta otwierając się i zamykają bez jego woli. Słaby, Thomas czuł się słaby na ciele i duchu, wszystko w środku paliło a mózg powoli przestawał pracować. Raz, dwa, trzy... Odleciał. Nie było go już w mieszkaniu na Brooklynie, szybował z dala od Nowego Jorku. Stał przed kamienną płytą z wyrytym tak dobrze sobie znanym imieniem. Lał deszcz, świeża ziemia namokła tworząc błoto, nie przejmował się tym. Stał tam ktoś jeszcze, jego młodsza wersja i czarnym garniturze. Przemoczony do cna chłopak nie poruszył się ani o milimetr od dobrych dwóch godzin, jego oczy były puste i czerwone od nadmiaru łez. Emocje z tamtego dnia zdawały się wypalać na ścianach umysłu bolesne obrazy, chciał tego, łaknął bólu. Patrzył jak do jego młodszego Ja przytula się kilka lat młodsza Teresa trzymająca w jednej dłoni parasolkę. Szepcze coś, coś czego do tej pory nie rozszyfrował a później ciągnie go do samochodu stojącego przy wejściu na cmentarz. Thomas patrzy jak jego Ja daje się bezwładnie prowadzić. Szum jak w zepsutym radiu przedziera się przez wspomnienie, dusza chwilowo wraca do ciała. Słyszy krzyk, prośby i kroki. Jego głos mozolnie przebija się przez bariery umysłu Thomasa, lecząc i kojąc rany. Brunet bez słowa wstał i podszedł do dwuskrzydłowej szafy, otworzył ją wchodząc do środka. Usiadł na dnie zamykając niesprawnie drzwi. Teresa również wstała, otworzyła okno po czym wyszła z pokoju przyjaciela. Zostawiła go samego by mógł czuć ból w spokoju. 

- Niech mnie pani do niego puści.- upiera się Newt. Gdy chłopak zorientował się, że zostawił telefon u Thomasa od razu zszedł do niego ale widok jaki ujrzał za oknem wstrząsnął nim. Thomas i Teresa leżeli na podłodze jak martwi, wszędzie było pełno dymu a okno zamknięte było od środka. Newt pukał ale żadne z nich nie poruszył się ani nie spojrzało w jego stronę. Zdenerwowany i wystraszony do granic możliwości pobiegł do siebie, przez klatkę schodową do drzwi wejściowych do mieszkania Thomasa. 

- Newt, ja wiem, że się martwisz ale jemu teraz nie pomożesz.- Kate nie chciała przepuścić blondyna. 

- Widziała pani jego stan!? Ja chce z nim porozmawiać!- krzyknął zdenerwowany.

- Choć.- Teresa złapała Newta za przedramię ciągnąc do drzwi wyjściowych. Opierał się gdy wyciągała go z mieszkania, protestował schodząc po schodach. Ucichł dopiero gdy dotarli do ławki w parku. 

- Powiem Ci dlaczego on tak się zachowuje.- zaczęła Teresa siadając ze spuszczoną głową. Newt ani myślał jej przerywać.- To się stało trzy lata temu w urodziny Thomasa. W sąsiedztwie mieszkał kilka lat młodszy od nas dzieciak, Chuck. Uroczy, niski, krępy brunet o kręconych włosa i zawsze wesołym uśmiechu. Thomas obronił go raz przed jakimiś kolesiami i ten przylepił się do niego jak rzep do psiego ogona. Stali się najlepszymi przyjaciółmi, Chuck widział w Thomasie autorytet, a Tom widział w tym dzieciaku młodszego brata. Spędzaliśmy we troje mnóstwo czasu razem, przez co w szkole śmiali się z nas nazywając trzema muszkieterami. Nie przeszkadzało nam to, byliśmy z siebie dumni.- zaśmiała się na to wspomnienie.- Chuck miał urodziny w ten sam dzień co Thomas więc wyprawialiśmy jedno, duże przyjęcie dla nich obu. To była moja wina, wysłałam ich wtedy na długi spacer żeby nie podglądali przygotowań. Gally, chłopak który nienawidził Thomasa poszedł za nimi wraz ze swoimi kumplami. Zastawili im drogę w środku małego lasu na obrzeżach miasta. Ten rudy idiota, Gally był synem policjanta i zarąbał mu pistolet. Chciał tylko pogrozić Thomasowi, ale broń przypadkiem wystrzeliła. Chuck zasłonił Thomasa własnym ciałem, Gally i spółka uciekli zostawiając ich samych. Thomas wezwał karetkę, chociaż upierał się, ze tego nie pamięta. Dojechała za późno, Chuck zmarł na kolanach Toma, przed śmiercią wręczając mu małą, własnoręcznie robioną figurkę jako prezent urodzinowy. Thomas prawie nie jadł, nie pił, nie wychodził z pokoju przez dwa miesiące. Pilnowałam go na zmianę z jego rodzicami i dziadkami bo raz chciał się zabić. Po pogrzebie rozpadało się, a on stał niewzruszony przez dwie godziny, musiałam go stamtąd wyciągać. Chodził do psychologa i na rozprawy sądowe, na tym kończyło się jego wychodzenie z pokoju. Wrócił do szkoły i pobił tego rudego idiotę, Gally wtedy wylądował w szpitalu z trwałymi, niegroźnymi uszkodzeniami ciała. Tom został wywalony ze szkoły, przeniosłam się razem z nim by go pilnować. Na szczęście nie zostały postawione mu zarzuty pobicia. Gally gdy tylko opuścił szpital wyniósł się gdzieś z rodzicami i słuch o nim zaginął. Tom nie obchodzi od tamtej pory urodzin, a gdy zbliża się ta data jak już zauważyłeś, staje się żywym trupem na kilka-kilkanaście godzin, czasem na jeden dzień. Teraz kiedy poznał Ciebie byliśmy prawie pewni, że będzie chciał świętować, ale pomyliliśmy się. To jednak jeszcze zbyt krótko dla niego.- ostatnie zdanie wyszeptała. Newt siedział jak porażony prądem. Nie wiedział tego o Thomasie, tego i jeszcze wielu rzeczy. Blondyn przyswajał informacje próbując wyobrazić sobie ból jakim jest przesiąknięte serce jego chłopaka. Jednak nie potrafił tego, było to nierealne. Przynajmniej teraz wiedział by nie wyskoczyć z wielkim "100 LAT" za dwa dni. Teresa zaciskała dłonie na kancie ławki z zaciśniętymi powiekami.

- Wracajmy, robi się zimno.- wstała, nie czekając na reakcję brązowookiego skierowała się ponownie do kamienicy. Newt wciąż pogrążony we własnych myślach podążył za nią dopiero po chwili, gdy ta była już całkiem daleko.

___________________________________________________________________________________

XIV. Mi smutno więc rozdział też smutny T.T Nic mi się nie chce, dosłownie. Nie zdałam po raz czwarty egzaminu praktycznego z prawa jazdy i czuję się jak wrak człowieka T.T przez co wlałam w siebie kilkanaście kubków zielonej herbaty i mam odjazdy xd Przepraszam za wszelakie błędy. Nie rozpisuję się dalej bo nie wiem co jeszcze napisać.

ChemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz