Day 4: Blood. My blood.

57 5 2
                                    

Słyszę płacz. Otwieram oczy i biegnę w tamtą stronę. Przede mną ciemny korytarz. Otwieram palące się drzwi i wchodzę. Widzę Jeremyego. Jego twarz jest zakrwawiona, obok leży stos ludzlich ciał przebity włucznią. Po chwili zdaje sobie, że to moja rodzina. Zaczynam krzyczeć. Rzucam się na ziemie. Po chwili słyszę. Szum. Pogrążam się w ciemności. Gwałtownie wstaje. Po moich policzkach lecą łzy.
-Szszszsz...- szepcze Jeremy głaszcząc mnie po plecach.- to tylko sen.
Wyskakuje z łóżka i biegnę do łazienki. Zamykam się w środku. Ze stanika wyciągam żyletke i przyjeżdżam nie 3 razy po nadgarstku. Krew. Moja krew. To jedyna rzecz, która mnie uspokaja.
-Rose! Otwórz drzwi!- Jeremy dobija się do łazienki. Nadal siedząc na podłodze, odkręcam zamek. W tym czasie na białe kafelki spada kilka kropel krwi. Nie chcę się teraz zabić. Chce się ukarać,zrelaksowac. Po chwili Jeremy wbiega do łazienki. Patrzy na mnie i zastyga. Jego oczy się zaszkliły.
-Rose...- mówi i patrzy mi w oczy. Widzę w nich smutek, żal, zrozumienie i... pragnienie?
-Rose...- powtarza i klęka obok mnie.- ja rozumiem dlaczego to robisz, ale po pierwsze nie beze mnie, a po drugie proszę... Nigdy więcej ode mnie nie uciekaj- szepcze, spuszczając wzrok. Po jego policzku sspłynęłajedna łza. Szybko ją złapałam i położyłam na ranie.
-Widzisz?- kiwam głową w stronę ręki- teraz bedziesz ze mną zawsze...- szepcze patrze w jego szafirowe oczy i tonę. Przypominam sobie to, że zawsze był ze mną. Jak siedzieliśmy na huśtawkach u mnie w ogródku. Bawiliśmy się w piratów. Nocowaliśmy u siebie codziennie. Rozmawialiśmy o wszystkim. Był ze mną kiedy płakałam. Był ze mną na każdym rozpoczęciu i zakończeniu roku. Był przy każdym ważnym momencie mojego życia. A ja? Czym zasłużyłam sobie na takiego przyjaciela? To on opiekował się mną. I co miał w zamian? Tylko same problemy. Cierpiał bardziej niż ja. Tylko się nad sobą ciągle użalałam i nie zauważyłam najważniejszego. Jeremyego. Po moim policzku wolno spłynęła łza. Jeremy szybko przeciął sobie skórę na nadgarstku, złapał ją i położył na ranie...
-Ty też zawsze będziesz ze mną...- szepnął.
To... Cudowne... Jak bardzo głupie może się to wydawać, to jest to w jakiś sposób urocze. Tak siedząc obok siebie, patrząc sobie w oczy, myśleliśmy. Z naszych nadgarstków powoli sączyła się krew.
-Dobra. Trzeba się ogarnąć. Zabijemy się później.- powiedział z lekkim uśmiechem Jeremy- a teraz...
-Pójdziemy się ubrać i jedziemy na klif.
Szybko przemywamy ręce wodą i idziemy się przebrać. Szybko zekram na wyświetlacz telefonu. 2:56. Tak. Jeremy jest najlepszy. Uśmiecham się do siebie. Idę do mojego pokoju. Otwieram szafę. Wyciągam długie rurki moro, czarny swerer trochę przed kolano i wielki szary szalik. Włosy zwiazuje w koński ogon. Jutro pójdę do fryzjera. Wychodzę z pokoju i kieruje sie w stronę sypialni chłopaka. Otwieram drzwi  i staję jak wryta. Wiedziałam, że Jeremy zaczął pakować, ale żeby wyglądał tak? Jest seksowny... Moment. STOP! To mój przyjaciel... Eh...
-Co się tak guzdzesz?
-Już, już...- przeciąga koszulke przez głowę. Patrzy na mnie i lekko się uśmiecha.
-Wyglądasz ślicznie.- czuję żar na policzkach. Idziemy do drzwi. Biegnę w stronę motoru. Jeremy siada pierwszy. Ja za nim. Łapie go za brzuch. Czuję pod palcami rysujące się mięśnie. Jeremy lekko drży. Ruszamy. Po piętnastu minutach jesteśmy na miejscu. Zsiadam i staję przy brzegu klifu. Rozkładam ręce i biorę głęboki wdech. Po chwili czuję ręce na biodrach a w podbrzuszu łapie mnie skórcz. Odwracam się i wsttzymuje oddech nasze twarze dzielą milimetry. Patrzę w jego oczy. Ale wiem, że nie mogę... Wyjmuję z jego kieszeni paczkę papierosów, wyplątuje się z jego objęć i kładę na ziemi. Odpalam papierosa i się zaciągam. Po chwili obok mnie kładzie się Jeremy.
-Jeremy...- mówię cicho patrząc w niebo.
-Tak?- pyta się odwracając głowę w moją stronę.
-Nienawidzę mojego życia. Jedyną dobrą rzeczą w moim życiu jesteś Ty, ale mimo wszystko jest to chujowe.
-Jutro?
-Tak. -odowiadam.
Nic nie mówi. Podpiera się na łokciach. Pochyla nade mną...
-A ja dzisiaj.- mówi i całuje mnie. Na początku nie wiem co zrobić. Jego usta są ciepłe i miękkie. Całuje mnie spokojnie, ale stanowczo. Oddaję pocałunek. Przyciąga mnie do siebie, tak, że leżę na nim. Nie przerywając pocałunku mówię...
-To niczego nie zmieni... Przepraszam- mówię między pocałunkami. Przestaje.
-Wiem. Znam Cię. Ale... Długo na to czekałem...
Lekko go całuje. Po chwili braknie nam tchu. Odrywamy się od siebie.Leżymy tak jakiś czas. Pewnie z godzinę. W pewnym momencie Jeremy wstaje i podchodzi do krawędzi klifu. Wschodzi słońce. Patrzę na niego. Wysoki. Dobrze zbudowany. Wtem słońce świeci na jego włosy. Pojawiają się rudo-złote pasmy światła.
Kocham go. Ale to nic nie znaczy. Trwamy tak jeszcze chwilę. Potem on odwraca się. Patrzy na mnie. Widzę w jego oczach coś czego nie potrafię rozpoznać. Wstaję, czekam aż do mnie podejdzie i lekko go całuje.
-Jedźmy. Proszę...
Wsiadamy na maszynę. Chwilę później jesteśmy nam miejscu. Wychodzimy do domu. Jeremy przyciska mnie do ściany.
-Poczekaj.
Idziemy do kuchni. Jeremy wyjmuje dwu litrową wódkę i 24 kieliszki, a ja kolorowe soki. Nalewa wódkę a ja dolewam sok. Wychodzi 12 shotow dla każdego:
1. Czerwony
2. Pomarańczowy
3. Żółty
4. Zielony
5. Błękitny
6. Granatowy
7. Fioletowy
8. Różowy
9. Czarny
10. Bordowy
11. Morski
12. Czysty
-Zaczynamy
Pierwszy, chwila, drugi, chwila... Czwarty, chwila... Siódmy, chwila... Jedenasty i od razu dwunasty. Jeszcze 2 razy to samo. Zostało pół litra wódki. Sięgam po butelkę i wlewam sobie połowę zawartości do gardła. Jeremy robi to samo chwilę później. Butelka jest opróżniona.
Podchodzi do mnie i namiętnie całuje. Jestem schlana w cztery dupy. Oddaję pocałunek. Łapie mnie za pośladki i podnosi. Po chwili jesteśmy w sypialni... Kładzie mnie na łóżku i pierwsze co robi to wyjmuje całą broń. Nóż z rękawa i 4 Glocki. Potem robi to samo ze mną. Wyjmuję pistolety z kabury przy kostce, pasie na brzuchu. Potem nóż ze stanika. Rzuca wszystko na ziemię i patrzy na mnie. Jego szafirowe oczy są ciemniejsze i płoną porządaniem. Całuję mnie. W tym momencie urywa mi się film... Ale wiem jedno. Było kurewsko dobrze...

×××××××××××××××××××××××××××××××××××

Wogóle nie mam słów. Jestem kompletnie beznadziejna, bo wstawiam rozdziały baaaaaaardzo rzadko. Przepraszaaaaaam.

~Gloniasta

No. I Wanna Die Alone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz