Day 6: I love you

62 4 2
                                    

"Jeremy. Piszę do Ciebie bo to koniec. Nigdy nie byłam dobra w okazywaniu uczuć. Pomogłeś mi w tym. Pytałeś się co u mnie. Pomagałeś w problemach. Ja tego nie doceniałam. Aż do dzisiaj. Kiedy siedzieliśmy nad klifem, zdałam sobie sprawę ile Ci zawdzięczam. Ale to nie mogło nic zmienić. Ja..." Strzał... " nie umiałam sobie z tym poradzić." Pęknięcie... "To wszystko..." Dobra nie dam rady. Rzuciłem wszystko i pobiegłem w stronę łazienki.
-Rose!- krzyczę waląc pięściami w drewno. W kopercie były dwa kluczyki. Pędzę do pokoju, łapie klucze i wracam. Próbuje otworzyć drzwi. Wbiegam do pomieszczenia. Widzę rozbite lustro i napis. A potem... Ją. Leży na podłodze. Wokół niej kałuża krwi. W jej pierś jest wbity nóż. Kękam przy niej, wyjmuję lekko narzędzie i patrzę na ranę. Jest bardzo głęboka. Sprawdzam puls.
Nie żyje.
Po moim policzku spływa łza. Tylko jedna. Tyle razy widziałem czyjąś śmierć. Nie płakałem. Ale kiedy widzisz osobę, która jest całym twoim życiem, automatycznie się niszczysz.
-KURWA MAĆ!!!!!- krzyknęłąłem. Wiem, że nie mogę jej już uratować. Podnoszę ją z ziemi i zanoszę do mojego pokoju i kładę na łóżku. Sięgam po list. "mnie przerosło. Nie jestem taka silna. Umiem zabijać i ranić. Ale nie umiem poradzić sobie z własnymi problemami. Miałam ich mnóstwo. Nie mówiłam o wszystkich. Uspokajały mnie tylko wieczory kiedy leżałam w wannie o woda zabarwiała się kolorem mojej krwi. Ale to już nie ważne... W kopercie są dwa klucze. Jeden do łazienki, drugi do mojego pokoju. Wiem, że nigdy tam nie byłeś. Trochę to głupie, bo jest to pokój w Twoim domu. Chciałabym, żebyś nie mówił nikomu o mojej śmierci. Ciotce zostawiłam list. Chcę żebyś pochował mnie TAM. Wiem, że wiesz o co chodzi. Zrób to dla mnie. Proszę.
Kocham Cię. Rose."
Patrzyłem na list. Czytałem i czytałem. Po chwili wstałem i wziąłem klucz. Byłem pod drzwiami. Wkładam klucz. Przekręcam zamek. Naciskam klamkę. Wchodzę. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Ale napewno nie tego co zobaczyłem. Wiedziałem o tym pokoju tylko tyle, że ściany są czarne, a łóżko z ciemnego drewna. Teraz podłoga i ściany były odrapane. Wisiały na nich zdjęcia osób, które zabiła kiedykolwiek. Łóżko, było połamane w wielu miejscach. Parapet był cały w zaschniętej krwi, a na niej leżały żyletki. W ścianę nad łóżkiem było wbite mnóstwo noży i pocisków. Dlaczego nie zauważyłem, że tak bardzo ją coś gryzie? Gryzie?! Kurwa ona się wyniszczała od środka! Niby wszystko widziałem. To wszystko moja wina! Mogłem mieć jakąkolwiek kontrolę nad tym pokojem. Nie powinienem jej tak zostawiać. Miałem tylko ją. Kurwa. Już nawet niemam dla kogo żyć... Schowałem twarz w dłoniach. Nagle zauważyłem płytę na łóżku. Było na niej napisane "Dla bólu...". Poszedłem do pokju i włożyłem płytę do komputera. Otworzyłem film. Najpierw pojawiły się filmy jak była z rodziną. Była młoda. Uśmiechnięta. Potem pojawiły się straszne obrazy. Ona. Jak się samookaleczała. Jak rzuca rzucała nożami. Jak strzelała do zdjęć. Jak płakała. A na koniec zbliżenie jej twarzy. Swoimi oczami patrzyła prosto w obiektyw.
-To dla Ciebie Rose. Suko! Dlaczego się taka urodziłaś! Mogłaś zmienić swoje życie. Postarać się zapomnieć i wyjść na prostą! Mogłaś żyć normalnie!- jej głos zaczął się załamywać.- Ale Ty musiałaś wykopać się bardziej. Musiałaś coś spieprzyć!- po jej policzku spłynęła łza.- To już niedługo będzie koniec. Zakończę to.- zasłoniła kamerę ręką. Po chwili pokazał się napis... "Będę patrzeć na ten film, żeby pamiętać za co umrzeć.". Opadłem na poduszki. Kurwa. Jak to się stało. Kiedy?! O Boże... Rzuciłem komputerem. Ja pierdole! Wchodzę do mojego pokoju. Widzę ją na łóżku. Jej trupa. Przykrywam ją przescieradłem i idę się ogarnąć. Wybieram ciuchy. Czarne rurki. Czarna bluza. Czarne glany. Idę do drugiej łazienki. Po drodze zamykam tamtą na klucz. Wchodzę do pomieszczenia i patrzę w lustro. Widzę chłopaka z rudymi potarganymi włosami, zaczerwienionymi ustami i oczami zaszytymi mgłą. Wtem wszystko we mnie uderza. Opieram się o ścianę i zjeżdżam w dół. Chowam głowę w kolanach a moimi ramionami wstrząsa szloch. Nie. To już nie jest szloch. To płacz pełen rozpaczy. Kurwa... Nie mogę się uspokoić. Z moich oczu ciągle lecą łzy.
-Kurwaaaa!- krzyczę- DLACZEGO?! JA PIERDOLE! DLACZEGO?!
Wstaję i opieram czoło o ścianę. biore zamach, a moja pięść uderza w ścianę, tworząc wgłębienie. Nie czuje bólu. Przynajmniej fizycznego.
-Kurwa. Ogarnij się!- szepcze do siebie. Biorę głęboki wdech i opuszczam łazienkę. Idę do kuchni. Na lodówce wyświetla się godzina. Staje jak wryty. 8:46. Minęło prawie 9 godzin? Że ile?! To za chuja niemożliwe. Ale jebać. Nie ważne. Podchodzę do lodówki. Zaglądam do środka. Widzę jogurt, a obok karteczkę "Rose". W moich oczach zbierają się łzy. Nie! Już nie będę płakał. Stało się. Sięgam do środka i wyjmuję zgrzewkę piwa. Odwracam się i wkładam do torby. Zakładam ją na ramię i idę w stronę drzwi. Wkładam do samochodu. Następnie wracam do domu, biorę cialo dziewczyny na ręce i znów wychodzę na dwór. Kładę ją na tylnych siedzeniach. Zakluczam drzwi od domu. Wsiadam do samochodu, odpalam silnik i ruszam. Nic nie słyszę. Tylko bicie mojego serca. Jadę już prawie godzinę. Samochód wyjeżdża z miasta. Chwile później skręcam w małą dróżkę. Wokoło jest las. Wspomnienia wracają...
Dokładnie 15lat temu pojechałem z rodzicami na wycieczkę. Przyjechaliśmy właśnie do tego lasu. Mieliśmy domek nad stawem. Pewnego dnia poszedłem na wycieczkę. Miałem 7lat. Kiedy doszedłem nad staw zobaczyłem dziewczynkę. Pochylała się nad taflą wody. Zacząłem iść w jej stronę. Hałas zwrócił jej uwagę i na mnie spojrzała. Na oko miała z 5lat. Miała długie czarne włosy, ciemne oczy i rumiane policzki. Była ubrana w białą sukienkę w małe kwiatuszki i sandałki. Wstała. Patrzyliśmy na siebie przez chwile. W końcu wyciągnąłem do niej rękę i powiedziałem:
-Cześć. Jestem Jeremy. Chcesz zostać moją przyjaciółką.- złapała moją rękę i odpowiedziała.
-Cześć. Jestem Rose. Tak. Chcę zostać Twoją przyjaciółką.
Tak to się zaczęło. Spotykaliśmy się codziennie rano. Bawiliśmy się razem przez cały dzień, a wieczorem wracaliśmy do domów. Kiedy miałem wyjechać spotkaliśmy się nad stawem i powiedziałem jej, że jutro wyjeżdżam.

-Spotkamy się jeszcze?- zapytała.

-Mam nadziej, że tak...-zamilkłem.- Gdzie mieszkasz?

-Na Sunny Street 31.
-To świetnie.- ucieszyłem się.-Ja na Sunny Street 12.
Uśmiechnęła się i mnie przytuliła. Zdziwiłem się i też ją przytuliłem.
Tak. To były naprawdę wspaniałe czasy. A teraz?! Teraz to jedno wielkie gówno. Ja mam na koncie 28 zabitych osób, a Rose nie ma już z nami... Nie wytrzymała. Ciekawe, ile ja jeszcze wytrzymam... Jest godzina 12:34. Dojeżdżam na miejsce. Wysiadam z samochodu, wciągam nosem świeże powietrze i opieram się o karoserię. Tyle wspomnień. Często tu przyjeżdżaliśmy...
-Ehh...- wzdycham. Idę do bagażnika, otwieram go i wyciągam łopatę. Tak. Łopatę. Podchodzę do wody i widzę miejsce, w którym rośnie biała róża. Kiedyś zasadziliśmy ją razem z Rose. Obok leży niebieski kamień. To to miejsce. Zaczynam kopać. Nie robię żadnej przerwy, a moje ruchy stają się monotonne. Po jakimś czasie jestem w dole do pasa. Wystarczy. Wychodzę z ziemi i kieruje się w stronę samochodu. Orwietam drzwi i wyjmuję ciało. Zdejmuje prześcieradło i widzę ją. Moją Rose. Biorę ciało dziewczyny na ręce i niosą w kierunku dołu. Kładę ją na dnie. Patrze nie nią. Przypominam sobie jak pierwszy raz patrzyliśmy na siebie. Tyle rzeczy się zmieniło od tamtego czasu. Kucam i lekko muskam jej usta swoimi. Łza toczy się po moim policzku i kapie na jej nos. Sięgam do kieszeni i wyjmuję z niej małe czerwone pudełeczko.
-Miałaś to dostać na urodziny.-szepcze- ale dam Ci wcześniej.
Otwieram je i wyjmuję ze środka srebrny łańcuszek z zawieszką w nieokreślonym kształcie. Jak kleks.
-Zawsze mówiłaś, że nie można Cię ogarnąć. Ja spróbowałem. I dałem radę.- zawieszam jej go na szyi. Patrze chwilę na jej twarz i wychodzę z dołu. Chwytam za łopatę. Zaczynam zakopywać jej ciało. Bez życia. Bez niczego. Puste. Zajmuje mi to chwilę. Potem idę w stronę samochodu, wyciągam ramkę ze zdjęciem i puszkę niebieskiego spreju. Jestem na nim ja i ona. Przytulnymy się. Jest uśmiechnięta, ja całuje ją w policzek. Kładę zdjęcie na ziemi. Wyrywam róże i kładę obok. Potem biorę do reki sprej i pisze na ziemi. Rose. Potem stoję i patrzę. Nie wiem ile tak stałem, ale zaczęło robić się ciemno. Patrzę na zegarek. 18:47. Wyciągam z samochodu zgrzewkę piwa i siadam na trawie obok grobu. Otwieram pierwsze. Biorę łyk. Czuje, że tu jest. Siedzi obok mnie. I co ja teraz ze sobą zrobię?. Nie wiem. Wyjmuję z kieszeni spodni paczkę papierosów. Odpalam jednego. Wypuszczam dym z ust. Wypuszczam problemy. Nie działa. Otwieram kolejną puszkę. Zapalam kolejnego papierosa. I tak dalej. W końcu na niebie pojawiają się gwiazdy, a księżyc rozświetla tafle stawu. Leżę na trawie. Tuż obok grobu. Leżę na trawie. Po 6 puszkach piwa. Leżę na trawie. Paląc kolejnego papierosa. Leżę na trawie. Patrzę w gwiazdy. Patrzę na Rose...

××××××××××××××××××××××××××××××××××
Okeeej. Znowu długo nie dodawałam, ale to wcale nie jest takie proste. To już 6 rozdział. Przedostatni. Dedykuje ten rozdział DYL3K_X

~Zunia

No. I Wanna Die Alone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz