Hej;) oczywiście dziękuję za głosy;) i przepraszam za błędy - wytykajcie mi je! Rozdział wyszedł mi trochę długi, mam nadzieję, że wam to nie będzie przeszkadzało. Pozdrawiam Majka.
Aly
Przerażona zeskoczyłam z parapetu.
„On tu naprawdę jest! Stał przed moim domem!"
Nabrałam powietrza do płuc i mimo powoli ogarniającej mnie paniki, podeszłam do okna, ostrożnie przez nie wyglądając. Przed domem, nikogo nie było, ale jak to możliwe? Widziałam kogoś, nie przywidziało mi się przecież! Z twarzą przylepioną do szyby, uważnie obserwowałam okolicę wokół domu. Nic. Całkowita pustka.
„Zaczynasz świrować Aly."- pomyślałam, siadając na łóżku i szczelnie otulając się kocem. Poczułam, przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele, to sprawiało, że z każdą sekundą, stawałam się bardziej senna. Kątem oka zerknęłam na budzik stojący na szafce przy łóżku, wskazywał drugą godzinę. „Cudownie." - pomyślałam, opadając na poduszkę.
Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. „Jake musi tu w końcu zainstalować rolety." - pomyślałam, przywracając się na drugi bok.
- Która jest w ogóle godzina? - zadałam sobie pytanie, jednocześnie patrząc na budzik.
„Jedenasta! Czemu Jake mnie nie obudził!"
Usiadłam na łóżku i ociągając się, wygramoliłam się z niego.
- Jake? - zawołałam brata. Żadnej odpowiedzi, musiał już wyjść do warsztatu. Mój brat zajmował się naprawą pojazdów głównie - aut, ale zdarzało się też, że jego klientami, były dzieciaki z sąsiedztwa, z dziurawą oponą w rowerze, albo zapaleni „motocrossi"- amatorzy, ze swoimi z porozbijanymi maszynami.
Zarzuciłam na siebie rozciągniętą bluzę, która służyła mi za szlafrok i poczłapałam na dół do kuchni. Gdy tylko przekroczyłam jej próg rzuciło mi się w oczy zdjęcie moje i Jake 'a, oprawione w „stylową" ramkę, wykonaną z plasteliny - moje dzieło, ze szkoły podstawowej. Uśmiechnęłam się do Jake'a ze zdjęcia, na którym miał wyjątkowo głupi wyraz twarzy, podobnie zresztą jak ja. Obok fotografii leżała odręcznie zapisana kartka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać:Nie chciałem Cię budzić, bo wczoraj wyglądałaś paskudnie. Śniadanie w lodówce.
Pamiętaj, że dziś pomagasz w warsztacie!Jake.
Rany, całkiem zapomniałam, że mam mu pomóc, pewnie jest zły, że jeszcze mnie nie ma. - pomyślałam i pogoniłam czym prędzej do łazienki, aby się cokolwiek ogarnąć. Na szczęście, do warsztatu, gdzie pełno jest kurzu, smaru i tym podobnych atrakcji, nie musiałam się specjalnie stroić, właściwie to wcale nie musiałam tego robić. Ubrałam więc, krótkie jeansowe spodenki, czarny top, a na to zarzuciłam koszulę w szkocką kratę. Zbiegłam na dół do kuchni, mając nadzieję, że zostawione przez Jake'a śniadanie, jest w miarę przyzwoite. Otworzyłam lodówkę i moim oczom ukazały się kanapki z salami.
- Fuj! - wykrzywiłam się, decydując się na sam sok jabłkowy. Po chwili byłam gotowa do wyjścia. Miałam już naciskać klamkę, ale w ostatniej chwili zawahałam się.
„Co jeśli, on tam gdzieś na mnie czeka?"
No po prostu super! Boję się wyjść z domu.
„Ogarnij się i idź!" - upomniałam się, któryś już raz z kolei, jednocześnie naciskając klamkę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do warsztatu brata. Jakieś zajęcie dobrze mi zrobi, przynajmniej nie będę siedziała, zastanawiając się, ile życia mi zostało. Do zakładu dotarłam w dziesięć minut. Z daleka machnęłam do Jake'a rozmawiającego z jakimś mężczyzną, pewnie klientem. Zlustrowałam wzrokiem chłopaka. Rany, do tego miasta sprowadzają się coraz dziwniejsze osoby. - stwierdziłam, nadal przyglądając się klientowi Jake'a.„Serio? Fioletowe pasemka?"
- Dzień dobry. - zwróciłam się do klienta, wyciągając dłoń na powitanie. - Ten, w odpowiedzi, zrobił to samo szeroko się uśmiechając.
- Zaspałam, ale już się zabieram do pracy. - zwróciłam się do Jake'a.
- Zatrudniasz dziewczynę? - zapytał zaskoczony chłopak. - I co ona tu robi, zmienia podkowy jednorożcom? - powiedział, wyraźnie się ze mnie nabijając. Czułam jak robię się czerwona, jak zawsze gdy ktoś mówił o mnie, bez względu na to czy byłam chwalona, czy krytykowana.
CZYTASZ
Dark Love || Luke Hemmings
FanficBywa, że przypadkowe spotkanie, ciągnie za sobą masę konsekwencji i zmienia życie o sto osiemdziesiąt stopni. Bywa, że miłość, rodzi się tam gdzie nie powinna...