2. Maski i Maskarady

326 24 3
                                    

                Wchodzę niepewnym krokiem do garderoby przeznaczonej tego popołudnia dla naszego zespołu, gdzie Bill siedzi już na barowym krześle przed lustrem i Natalie dopieszcza jego fryzurę. Na obitej czerwonym materiałem kanapie siedzi Georg wraz z Gustavem, który zdaje się przysypiać i jego głowa chyba zaczyna delikatnie opadać na ramię basisty. Georg kiwa mi głową na powitanie, zaraz potem wracając do nierobienia kompletnie niczego.

- Cholera, Natalie... mogłabyś się pospieszyć... - dociera do mnie zza pleców. Głos Billa jest dziwnie nerwowy, chociaż do rozpoczęcia show pozostało jeszcze ponad pół godziny.

Atmosfera jest dziwnie gęsta i co jakiś czas słychać tylko ponaglające pomruki Billa, któremu najwyraźniej z jakiegoś powodu bardzo zależy na czasie. Próbuję znów zignorować jego obecność, ale nigdy mi się to nie udaje; ostatecznie zawsze całą swoją uwagę skupiam tylko na nim, przestając dostrzegać cokolwiek wokół.

- Jak będziesz się tak wiercić, to nigdy tego nie skończę - odzywa się wreszcie Natalie, ale już po chwili odkłada lakier do włosów na jego miejsce i odsuwa się odrobinę od mojego brata, by przyjrzeć się swojemu dziełu. - Gotowe.

Bill na dźwięk tego słowa jak poparzony podnosi się z krzesła, strzepując niewidzialne paprochy z jego czarnej opiętej koszuli i po chwili w garderobie nie ma już po nim śladu.

- A temu co? - burczy Gustav, który najwidoczniej nagle się obudził i postanowił zainteresować się tym, co się wokół niego dzieje. Odpowiadam na jego pytanie wzruszeniem ramion.

Siadam wreszcie na drugim brzegu obszernej kanapy i posyłam pozostałym członkom zespołu zmęczone spojrzenie, ale raczej nikt się mną zbytnio nie przejmuje. Perkusista jest chyba zbyt zajęty próbą ponownego zaśnięcia, a Georga całkowicie pochłonęło nicnierobienie. Wzdycham głośno.

- Wiecie coś na temat programu? - pytam i tym razem to basista wzrusza ramionami.

- Będzie nudno.

- Aha.

Myśl, że za chwilę znajdziemy się w wielkim studio, gdzie oficjalnie rozpoczniemy swoje przedstawienie jeszcze bardziej pogłębia mnie w moim dziwnym, przygnębionym nastroju. Nie rozumiem, czym się tak martwię; przecież tak naprawdę od samego początku każdy z nas odgrywa tylko swoją rolę, by tylko jak najdłużej utrzymać kontrakty. I chyba właśnie ta myśl, że nie możemy być po prostu niezależnymi artystami, tylko wszystko musimy robić pod dyktando ludzi, którzy nami dyrygują, tak bardzo mnie dobija. W tym, co robimy, nie chodzi o talent czy pasję, tylko o to, co lepiej się sprzeda i choć podświadomie zdaję sobie z tego sprawę chyba od początku, teraz ta myśl wydaje mi się niewyobrażalnie smutna. Coś, czego przecież zawsze tak bardzo chcieliśmy to jedynie zwykła farsa, z której nie ma już ucieczki i pcha nas wszystkich do samozniszczenia. Nie ma w tym wolności. Jestem pewien, że każdy z nas wyobrażał to sobie inaczej.

Moje myśli przerywa Bill, który wchodzi nagle do garderoby i wydaje się być zupełnie inną osobą niż ta, która wyszła z niej jeszcze kilka minut temu. Jeden rzut oka wystarcza, by dostrzec, że ma wyraźnie lepszy humor i całe poprzednie napięcie zniknęło z jego twarzy.

Mierzę go badawczym spojrzeniem, ale raczej nie dostrzegam niczego niepokojącego. Chłopaki też zbytnio się nim nie przejmują; jego dziwne wahania nastroju są już dla nich na porządku dziennym.

- Dobrze się czujesz? - pytam jednak. Coś jest nie tak i czuję to całym sobą nieprzerwanie od dłuższego czasu, ale nie mam odwagi tak po prostu spytać o to Billa. Wiem, że i tak nie uzyskałbym żadnej odpowiedzi; dałbym mu jedynie kolejną okazję do zrobienia sobie ze mnie „ofiary".

Maski i MaskaradyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz