Rozdział 6 " Ktoś taki jak my"

308 26 7
                                    

Cześć :) Więc obiecany rozdział właśnie wjechał na wattpad'a. Po wyżej runa, o której będzie mowa. Jak zwykle zaczynamy od przypomnienia.

"-Masz szczęście.-Rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie.-Zgaduję, że chodzi Ci o Iratze?-Jack tylko przytaknął głową, na znak zgody. Odwrócił się bokiem do Meridy i zdjął kurtkę, a ona podwinęła rękaw od koszulki. Na prawym ramieniu, zaczęła kreślić runę uzdrowienia, nie zajęło jej to dużo czasu, ale Jack gdy tylko stela dotknęła jego skóry, syknął z bólu.Po chwili ból ustał i znów założył kurtkę.

-Dzięki. Rada na przyszłość, rysuj trochę szybciej, bo gdyby to była głęboka rana zewnętrzna to już bym był martwy.-Powiedział to ze szczerym uśmiechem na ustach. Ruda nic nie odpowiedziała, tylko rzuciła mu spojrzenie spod łba."

-Uspokój się, bo demony Cię wyczują i odłowią.-Rzuciła mu zniesmaczona Merida.

-Już się tak nie dąsaj.-Rzekł do niej przez śmiech i zasadził kuksańca w żebra.

-Ty śnieżny idioto!-Krzyknęła ruda , w kierunku gdzie przed chwilą stał jej przyjaciel, lecz po chwili wróciła spojrzeniem do przemawiających nauczycieli, ale poczuła na sobie roześmiane spojrzenia pozostałych uczniów. Szybko spuściła głowę, gdy poczuła jak nieproszony gość wkradł się na jej twarz.

Na pewno  użył  Soundless i poszedł polować na Pitch'a , ale z niego przyjaciel nawet mnie nie spytał czy bym mu pomogła...-Pomyślała zrozpaczona Merida. 

Ponieważ Jack jest osobą,która nie potrafi długo ustać na miejscu, użył runy,która umożliwia mu poruszanie się w idealnej ciszy. Szedł wzdłuż ścian, które ogląda już od trzech lat. W ręce dzierżył swoją laskę, która teraz mogłaby się wydawać zwykłym kawałkiem drewna, ale w rzeczywistości to broń o potężnej mocy, dzięki której władał zimą. Wrócił na chwilę do wspomnienia kiedy pierwszy raz wziął do reki magiczną laskę. 

Był wtedy małym chłopcem miał ledwie sześć lat, duże brązowe oczy i włosy. Wszędzie go było pełno, przyziemni  nie daliby sobie z nim rady, ale nie  rodzice Meridy. Oni pochodzili ze Szkocji, zarządzali tam potężnym instytutem, ale niestety zadarli z Clave. Ich doświadczenie w szkoleniu młodych Nocnych Łowców, uratowało im życie. Teraz prowadzą instytut w Warszawie, niestety w Polsce jest mało dzieci Nephilim, mimo to wkładali w ich naukę  całe serce. Jack trafił do ich instytutu gdy miał zaledwie trzy lata, nie wiedział co stało się z jego prawdziwą rodziną, ale po tak długim czasie jaki spędził z rodziną Meridy, wiedział, że teraz oni są jego rodziną. Pierwsze dwa lata poświęcał na zabawę i robienie dowcipów wszystkim w okół. W wieku pięciu lat, nadszedł czas nauki. Tuż obok potężnej biblioteki, znajdowała się sala gdzie najmłodsi mogli się kształcić. Jack'a o dziwo wciągnęła historia Nephilim, całe dnie i noce spędzał z nosem w książce do historii. Pewnego dnia gdy szedł wzdłuż  pokoi, przeszedł obok sali do treningu z bronią, w tamtym momencie mieli trening najstarsi uczniowie. Gdy zobaczył broń, którą posługiwali się doświadczeni Nephilim i z jaką gracją poruszali się po całej sali, cały czas chowając się za drzwiami zaczął naśladować ich ruchy. Pod czas porannego treningu Jack znów obserwował wszystko zza drzwi, gdy usłyszał dobrze znany mu głos, była to matka Meridy. Zapytała się małego Jack'a czemu czai się za drzwiami zamiast wejść do środka i lepiej się przyjrzeć, dobrze wiedziała o czym marzył. Przez cały rok, dzień w dzień przychodził do salki treningowej i obserwował, aż nadszedł dzień jego szóstych urodzin. Nie było hucznej zabawy, tortu i miłych słów, w prezencie otrzymał swój pierwszy mały nóż seraficki, każde dziecko Nephilim by się cieszyło z takiego prezentu, ale Jack wolał demoniczną broń. Wieczorem znów zmierzał na salę treningową, ale kilka metrów przed drzwiami usłyszał szept dochodzący z wnętrza sali. Zakradł się na palcach, aby usłyszeć o czym tak zawzięcie dyskutują, aby nikt tego nie słyszał. Jedyne co zdołał usłyszeć to, że miała pojawić się najnowsza demoniczna broń i pod żadnym pozorem nie wolno było mu się do niej zbliżać. Jednakże Jack był niezwykle uparty, nikomu nic nie mówiąc w czarną noc wykradł się z pokoju i na paluszkach przemknął do zbrojowni. Wpisał kod, który podejrzał jak jeden z trenerów wpisywał go w celu wyjęcia broni. Broń wisiała dokładnie na wprost wejścia, Jack'a dzieliły tylko metry od źródła szczęścia. Zwinnym ruchem porwał ze sobą broń, o której nic nie wiedział. Na palcach wszedł znów na salę, pozamykał drzwi. Poszedł na środek sali wziął broń w dwie ręce i zamknął oczy, czekał. W pewnym momencie poczuł silne wibracje dochodzące z broni, która okazała się być zwykłą drewnianą laską, nie mógł uwierzyć, że tyle poświęcił dla kawała drewna. Postanowił jednak spróbować ponownie. Znów zacisną swoje drobne dłonie na lasce i zamknął oczy, przez zamknięte powieki raził go blask, który rozlał się po całym pomieszczeniu. Powoli otworzył oczy i zobaczył przed sobą swój najgorszy koszmar. Przed nim stał wysoki, niebiesko włosy i czarnooki klaun, który zaczął przybliżać się do Jack'a. Chłopiec pewniej chwycił kij i wycelował w przeciwnika, uwagę klauna rozproszyły krzyki ludzi po drugiej stronie drzwi. Jack sprytnie wykorzystał jego nieuwagę i z laski wystrzeliła niebieska wiązka światła, po chwili jego rywal zastygł w niemym krzyku, zamrożony na zawsze. W pewnym momencie ktoś wyważył drzwi, które z hukiem padły na podłogę. Do pomieszczenia wpadli rodzice Meridy, którzy przerażeni podbiegli do leżącego na podłodze chłopca, a całe pomieszczeni zostało pokryte cienką, lodową narzutą. Matka Meridy położyła głowę Jack'a na swoich kolanach i zaczęła głaskać go po włosach. Chłopiec błyskawicznie otworzył swoje duże, niebieskie oczy, matka Meridy nie kryła zaskoczenia, które malowało się na jej twarzy. Mocno przytuliła Jack'a, po chwili odsunęła go od siebie, gdy poczuła nie przyjemne zimno bijące od małego chłopca, sprawdziła czy nic mu się nie stało i odesłała  go do jego sypialni. Następnego dnia ojciec Meridy pochwalił Jack'a i powiedział mu na ucho, że broń, którą wybrał od teraz należy do niego. Chłopiec dał się ponieść fali szczęścia, która go wtedy pochłonęła i wtulił się w stojącego tuz obok niego postawnego mężczyznę.

Nawet nie zauważył, kiedy obszedł cały budynek szkoły i zatrzymał się przed drzwiami awaryjnymi, zupełnie nie zwracał uwagi na odgłosy dobiegające z wnętrza budynku. Z zamysłu wyrwała go osoba, która dosłownie wypadła z budynku i wpadła na Jack'a. Chłopak tylko dostrzegł demona, który gonił dziewczynę i bez namysłu wyją zza pasa krótki nożyk, który po chwili okazał się być perłowym mieczem i jednym, zwinnym ruchem odesłał demona w odmęty piekielnej krainy. Wzrokiem odszukał dziewczynę i zadał tylko jedno, ale krótkie pytanie:

-Ty mnie widzisz?- Zapytał nie dowierzając.

Myślę, że kolejny rozdział  mogę uznać za zakończony. Chciałam Wam bardzo podziękować osiągnęliśmy ponad 300 wyświetleń. Więc z całego serca bardzo Wam dziękuję <3  Next powinien pojawić się jutro lub w czwartek. Myślałam nad czymś, ale wcześniej chciałabym poznać Wasze zdanie. Generalnie myślałam, że podałabym Wam mojego Snapchat'a , abyście mogli/mogły być ze mną i rozdziałami na bieżąco. Proszę Was o opinie na ten temat. Pozdrawiam :) 

Jelsa-W śród cieni [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz