Rozdział 1

1.6K 81 13
                                    

  Tego dnia znów obudziły mnie promienie słońca. Apollo jak zwykle budzi mnie z samego rana. Nienawidzę go za to, ale co robić. Rozciągnęłam się i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki odrobić poranne rytuały; umyć się, uczesać, ubrać itp. Stanęłam przed lustrem i zobaczyłam tą samą czternastolatkę co zawsze. Moje długie brązowe włosy sięgały do połowy pleców. Moje oczy były jak ogień, ale nie był to taki zły ogień, lecz ciepły i dobry. Z postury jestem drobna i piękna. Nie noszę jaskrawych kolorów, nie lubię ich. Makijaż też jak już to leciutki i mała ilość ozdób. Afrodycie niezbyt się to podoba. Ona lubi mnie stroić. Raz przefarbowała mi włosy na czerwono, ale szybko stały się z powrotem brązowe. 

 Po ubraniu się w brązowe spodnie, ciemno-czerwoną bluzkę z krótkim rękawkiem i tego samego koloru wysokie buty, ruszyłam do kuchni coś zjeść. Gdy dotarłam do lodówki i otworzyłam ją okazało się, że nie mam już nic do jedzenia. Trzeba pójść do miasta coś kupić. Nałożyłam więc brązową pelerynę i wyszłam z domu. 

 Wychodząc przywitał mnie słoneczny poranek. Bezchmurne, błękitne niebo tylko zachęcało do wyjścia na zewnątrz. Minęłam jezioro i skierowałam się w stronę mojego zwierzątka. To piekielny ogar imieniem Rex. Ma czarną sierść i jest dość mały jak na swoją rasę. Mimo to jest o wiele większy niż zwykłe psy. Gdy tylko podeszłam do niego zamachał szczęśliwie ogonem. 

- Czas ruszać do miasta - powiedziałam głaszcząc go po głowie.

 Od razu mnie zrozumiał i położył się bym mogła na niego spokojnie wejść. Tak też zrobiłam i ruszyliśmy. Zmierzaliśmy do miasta na zakupy, gdy naglę usłyszałyśmy straszny hałas. Do miasta jeszcze kawał drogi, a żaden człowiek nie zapuszcza się tak głęboko. 

- Trzeba to sprawdzić - powiedziałam do Rex'a

 Pupil zrozumiał o co mi chodziło i zmieniliśmy kierunek. Tym razem biegliśmy. Zaniepokoił mnie ten hałas w tak spokojnym miejscu jak to. Po dłuższej chwili dotarliśmy na miejsce. Szybko zsiadłam i podbiegłam. Zobaczyłam chłopaka, był może o rok starszy ode mnie. Jego kędzierzawe, brązowe włosy opadały mu na twarz. Cały brudny leżał nieprzytomny, ale dzięki bogom oddychał. Za nim leżał jakiś złoty, mechaniczny smok. Był lekko zniszczony przez upadek, ale dało się go naprawić. Nieprzytomnego chłopaka położyłam na grzbiecie Rex'a, a sama usiadłam przed nim.

- Zmiana planów - powiedziałam głaszcząc psa - Ruszajmy do domu - na te słowa skierowaliśmy się do domu.

 Gdy dotarliśmy położyłam go w salonie na kanapie. Nakryłam go brązowym kocem. Uklękłam przed nim i odgarnęłam mu włosy z twarzy. Patrzyłam na niego jeszcze chwilę i wstałam.

- Muszę w końcu zrobić te zakupy - powiedziałam do siebie i wyruszyłam

* Leo * 

 Wstałem z wielkim bólem głowy. Po chwili skapnąłem się, że jestem w jakimś salonie. Leżałem na kanapie, a na przeciwko mnie znajdował się stolik i sporej wielkości kominek. Na stoliku stała szklanka z nektarem. Od razu ją wypiłem i poczułem się lepiej. Ciekawe kto tu mieszka. Wstałem i z ciekawości zacząłem rozglądać się po domu. Nie był on duży, ale za to bardzo przytulny. Mały salonik, dwie łazienki i jedna toaleta, dwie sypialnie i kuchnia połączona z jadalnią. Mały dwupiętrowy domek, idealny dla małej rodzinki. Jednak teraz nikogo, poza mną, w nim nie było. Wróciłem z powrotem do salonu i usiadłem na kanapie. W tym momencie usłyszałem jak ktoś wchodzi do domku. Popatrzyłem się w tamtą stronę i zobaczyłem piękną dziewczynę o brązowych włosach i czerwonych jak ogień oczach, z których aż biło ciepło. Wstałem z kanapy, a dziewczyna lekko się uśmiechnęła. W ręku trzymała siatkę z zakupami.

* Feniks *

 Gdy wróciłam i zobaczyłam chłopaka na nogach uśmiechnęłam się promiennie. Dopiero teraz zobaczyłam jego brązowe oczy i elfie uszy. 

- Hej, jak się czujesz? - spytałam ciepło

- Dobrze, jestem Leo Valdez ognisty syn Hefajstosa - przedstawił się, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.

- Miło mi, ja jestem Feniks córka Hestii - odpowiedziałam z uśmiechem

 - A co do tego że jesteś synem Hefajstosa, to domyśliłam się, gdy zobaczyłam mechanicznego smoka - dopowiedziałam z uśmiechem

- To Festus, a tak właściwie to gdzie on jest? - spytałem 

- Udało mi się go przetransportować niedaleko domku - wskazałam na drzwi, a sama ruszyłam do kuchni odłożyć zakupy. 

 Chłopak jeszcze odprowadził mnie wzrokiem i ruszył w kierunku drzwi na dwór. Ja zaś postanowiłam zrobić coś na śniadanie. Tylko, że nie wiem co lubi mój niespodziewany gość. Mam nadzieje, że lubi naleśniki, bo ja mam na nie wielką ochotę. Do tego zrobiłam kakao z nektarem i wszystko rozstawiłam na stole. Popatrzyłam przez okno. Naprawiał coś w Festusie, który po chwili zaczął trajkotać i machać skrzydłem. Po chwili podbiegł do nich Rex i po merdał wesoło ogonem. Leo chwilę się wahał, ale już po chwili głaskał psa. Postanowiłam wyjść i zaprosić go na późne śniadanie. Tak też zrobiłam. 

 Gdy tylko wyszłam Rex podbiegł do mnie i zaszczekał wesoło. Spodobało mu się że mamy gościa. Pogłaskałam go i popatrzyłam na Leo, który znów uśmiechną się do mnie łobuzersko. 

- Zrobiłam późne śniadanie, wejdziesz? - spytałam, a chłopak wesoło pokiwał głową i wszedł wraz ze mną do domu. 

 Podczas posiłku cały czas rozmawialiśmy. Leo często żartował. Dawno z nikim tak dobrze mi się nie gadało. On opowiedział mi o obozie i misjach, a ja o moich relacjach z bogami. Okazało się, że Leo również potrafi władać ogniem. Prezentując mi swoje zdolności, mało co nie spalił naleśników.  Rozśmieszyło mnie to i nie mogłam przestać się śmiać. 

- Feniks nie chciałabyś wrócić ze mną do obozu? - spytał lekko zawstydzony

 Zdziwiło mnie to pytanie i nie wiedziałam co powiedzieć. Mam nadzieje, że bogowie się na mnie nie obrażą, ale zdecydowałam, że pojadę.

- Z wielką chęcią - posłałam mu promienny uśmiech - Kiedy wyjeżdżamy? - spytałam 

- Możemy wyruszyć jeszcze dziś - odparł, a ja zgodziłam się

 Sprzątnęłam naczynia i ruszyłam na górę spakować się. Gdy kończyłam pakowanie do mojego pokoju wszedł Leo. Chwile mi się przyglądał, ale po chwili przerwał ciszę.

- Wiesz że jesteś słodka? - spytał ze swoim charakterystycznym uśmiechem

 Postanowiłam się z nim trochę podroczyć.

- Ach tak? - spytałam obracając się do niego 

 Leo przytakną i podszedł do mnie. Przytulił mnie i pogłaskał po włosach.

- Dzięki za pomoc - szepną mi do ucha

- Nie ma sprawy - odparłam i odrywając się od niego wzięłam spakowany już czerwony plecak

- Możemy ruszać? - spytał, na co ja przytaknęłam 

 Wyszliśmy z domu, który zamknęłam po czym pożegnałam się z Rex'em i wyruszyliśmy. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Wtulona w niego podziwiałam widoki. Dopiero na wieczór zobaczyłam piękną zatokę Long Island. 

Ognista heroskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz