Rozdział 12

653 42 1
                                    

 Szłam przez las. Było całkowicie ciemno. Jedynym światłem, był płomień, który palił się nad moją dłonią. Szłam tak, aż nie natknęłam się na dwójkę satyrów. Kłócili się o coś. Już mieli zacząć się bić, ale ich powstrzymałam.

- Przestańcie! - krzyknęłam stając pomiędzy satyrami

 Umilkli i popatrzyli na mnie.

- Kim jesteś? - spytał jeden z nich

- Nazywam się Feniks i jestem córką Hestii

- Dlaczego nam przeszkodziłaś? - spytał drugi 

- Nie mogę patrzeć jak ktoś się kłóci. A wy jak macie na imię? - spytałam

- Jestem Grover, a to Fred - pokazał na towarzysza

- Czemu się kłóciliście? Przynajmniej warto było?

 Pokręcili głowami. Popatrzyłam na nich. Oboje chyba zrozumieli co chciałam powiedzieć.  

- To ja już pójdę - powiedział Fred i znikł w zaroślach

 Popatrzyłam na Grovera. Był przygnębiony.

- Nigdy go nie znajdę - szepną żałośnie

 Położyłam mu rękę na ramie.

- Nigdy nie mów nigdy - uśmiechnęłam się smutno

 Satyr spojrzał na mnie i uśmiechną się nieśmiało. Już miał iść, gdy przed nami pojawił się płomień. Po chwili wyłoniła się z niego postać.

- Matko - ukłoniłam się lekko

- Feniks, cieszę się, że mogę cie zobaczyć. Chcę dać ci podarek, który na pewno ci się przyda - pstryknęła palcami, a mój strój zmienił się

 Teraz ubrana byłam w lekką zbroję, wysokie buty i czerwoną pelerynę. Wyglądałam trochę jak czerwony kapturek. Popatrzyłam na Hestię.  

- Jest odporny na ogień, tak jak ty. Przyda ci się jak dotrzesz do wulkanu - powiedziała i zniknęła

 Przyjrzałam się mojej nowej zbroi. Popatrzyłam na Grovera, który stał z otwartą buzią. Zaśmiałam się i poczułam jak drży podłoże. Po chwili ustało. Popatrzyłam na satyra ze strachem. Mimo wszystko ruszyłam dalej. Grover postanowił dotrzymać mi towarzystwa. Szliśmy po cichu przez las. Jedyne co było słychać to nasze kroki i dygotanie satyra. Jest przerażony. Nie wiem skąd wiedziałam gdzie iść. Stanęłam przed jaskinią. Było to wejście do wulkanu. Weszłam tam, ale gdy mój towarzysz chciał wejść odbił się jak mucha o szkło. Podeszłam i teraz poczułam pole siłowe. Najwidoczniej satyr nie może wejść do jaskini. 

- Poczekaj na brzegu, jakby wulkan miał wybuchnąć - rozkazałam satyrowi

 Po jego minie widać było, że chciał się zacząć kłócić, ale ziemia ponownie zadrżała. Niechętnie oddalił się. Ja natomiast znów przywołałam płomień nad ręką i ruszyłam dalej. Naglę dotarliśmy do rozwidlenia.

- Płomień wiesz gdzie może być księga? - zapytałam smoka, a ten podleciał i zaczął węszyć

- Za mną - powiedział i poleciał prosto

 Pobiegłam za nim. Moja peleryna powiewała na wietrze, a ja biegłam nie wiem ile. Naglę płomień zatrzymał się. Popatrzyłam w jego stronę. Szybował nad przepaścią. Stałam przed urwanym mostem, który rozciągał się nad lawą. Rozejrzałam się. Lawa buzowała, co chwilę spadał jakiś głaz z góry. Wulkan gotował się do wybuchu. Musze się pośpieszyć.

- Płomień dałbyś radę zabrać mnie na drugi brzeg - zapytałam, a smok powiększył się na tak

 Wskoczyłam na niego i polecieliśmy. Płomień zgrabnie omijał spadające skały. Po chwili byłam już na drugim końcu. Smok usiadł na moje ramię i razem poszliśmy prostym korytarzem. Na ścianach widniały różne malowidła. Były piękne i stare. Pokazywały postać na smoku, a za nią cztery inne. Jedna jakby płonęła, taka żywa pochodnia. Druga to była kobieta jakby z wody. Trzecia to chłopak zrobiony z ziemi. Ostatnia to dziewczyna z wiatru. Przed wszystkimi stał chłopak z księgą. Wyglądał jakby wzywał za jej pomocą wcześniejszą piątkę. Dalej były te same postacie, ale w innej scenie. Tym razem walczyli z kimś. Potężnym olbrzymem. Odpornym na żywioły. Następna to biegnący chłopak z księgą. Uciekał przed czymś, albo kimś. Natrafiłam na drzwi, na których było coś napisane. Z trudem odczytałam.

 Księga w złym celu wykorzystana przyniesie zgubę,
 Rozczyta co w niej zapisane, tylko Ateny dziecię
 Czwórka herosów żywiołami może zapanować,
 Lecz do tego jeździec jest potrzeby 
 On sprawuje nad nimi pieczę
Ten kto ma księgę nad jeźdźcem panuje,
a żywioły słuchać go muszą

Przeczytałam to na głos. Drzwi nie miały klamki, ale gdy to przeczytałam wypalił się jakiś symbol. Były to splecione symbole Ateny i jeźdźca. Pogładziłam znak ręką. Oczy smoka się zaświeciły, a drzwi uchyliły. Niepewnie je otworzyłam i spostrzegłam księgę. Na jej okładce widniał ten sam symbol. Otaczały go znaki czterech żywiołów. Była piękna i stara. Mimo to nie była zniszczona, lecz idealnie zachowana. Nawet kurz na niej nie osiadał. Położyłam na nią rękę i pogładziłam jak symbol na drzwiach. Tym razem odezwał się głos.

 - Witaj nowy jeźdźcu. Teraz twoja kolej - powiedział jakiś głos

 Popatrzyłam w jego i zobaczyłam starca. Miał on ciepły wyraz twarzy. Wyglądał znajomo. 

- Kim jesteś? - spytałam nieufnie

- Jestem Edmund, syn Ateny. To mnie widziałaś na malowidłach - powiedział zachrypłym głosem 

 Wyglądał jak jeden z takich mądrych starców, którzy wiedzą wszystko. Trochę jak czarownik. Patrzyłam na niego. Nie wiem czemu, ale zaufałam mu.

- Przed kim uciekałeś? - zapytałam 

- Olbrzymem. Posiadłem księgę i wezwałem ją duchy żywiołów. Niestety duchy nie mogły mi pomóc. Potrzebny był jeździec smoka. Osoba, która podtrzyma je. Zginął. Z nim smok, a po chwili duchy. Wiedziałem, że jedyne co mogę zrobić to ukryć księgę i czekać do przybycia jeźdźca, który poprowadzi nowe pokolenie żywiołów. Księga nie może trafić w niepowołane ręce. To ty jesteś pogromcą smoka, ale musisz mieć przyjaciół by dokonało się co jest ci pisane - zmienił się w dym 

 Księga jakby wessała jego duszę i zaświeciła. Znów poczułam drżenie. Tym razem nie ustawało. Wiedziałam, że wulkan się przebudził. Złapałam księgę i schowałam pod ognioodporną zbroję. Mam nadzieję, że zadziała. Płomień jakby czytając mi w myślach zwiększył się i zabrał z pokoju. Widziałam lawę. Dużo lawy. Trafiłam do wcześniejszego mostu. Tym razem lawa była o wiele wyżej, a sufit całkowicie runą. Jakby odetkał uśpiony wulkan. Nie wiele myśląc skierowałam smoka ku górze. Wylecieliśmy wraz z lawą. Szybko odlecieliśmy na bezpieczną odległość. Cała wyspa trzęsła się. Ona się wręcz rozpadała. Na brzegu zobaczyłam Argo II i moich przyjaciół rozmawiających z satyrem. Podleciałam do nich.

 - Na statek! Szybko! - krzyknęłam do nich lądując na pokładzie. Zeszłam ze smoka i popatrzyłam na ląd. Lawa zbliżała się niebezpiecznie - Ruchy! - krzyknęłam i wszyscy wbiegli na pokład 

 Wypłynęliśmy idealnie na czas. Dzięki bogom wszyscy byliśmy cali. 

Ognista heroskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz