SOBOTA RANO
Siedziałam w Starbucksie popijając kawę, gdy On chłopak z lasu- Damon usiadł naprzeciwko mnie.
- Hej. - uśmiechnął się.
- Cześć Damon. Co ty tutaj robisz?
- Jesteśmy w kawiarni, więc pewnie przyszedłem na kawę.
Zamówił kawę, odebrał ją i usiadł z powrotem obok mnie.
- Kocham tutejszą kawę.- Zagadnęłam.
- Wolę co innego.- Mruknął.
- Co na przykład?
- Krew... Taką prosto z żyły, tętnicy najlepiej młodych, pięknych dziewcząt. Teraz zapomnij o tym, co powiedziałem. Myślisz, że kocham Burbon, bo tak jest.- mówił to patrząc w moje oczy.
- Lubisz krew.- szepnęłam z obrzydzeniem- fuj! To obrzydliwe!
- Co jest? Mówiłem zapomnij o tym, że piję krew.- jeszcze raz spojrzał mi w oczy mówiąc przekonująco.
- Czy ty próbujesz mnie zahipnotyzować? - spytałam cicho.
- Chodź. - złapał mnie za ramię.
- Hej!
- Cii!-przyłożył palec do ust- chodź ze mną, obiecuję nie zrobię ci krzywdy.
Pomimo lekkiego oporu i niepokoju, który odezwał się w mojej głowie wyszłam z nim z kawiarni i wsiadłam do jego (czarnego a jakby inaczej) porsche.
- Dokąd jedziemy? - spytałam gdy zaczęliśmy jechać.
Zerknęłam na licznik, wskazywał sto osiemdziesiąt kilometrów na godzinę!
- Damon! Zabijesz nas!- zaczęłam panikować.
- Nie zabiję.- spojrzał na mnie. - ej! Dlaczego nie masz zapiętych pasów!? Zapnij je, ale już!
Zrobiłam jak kazał.
- A ty? Zapnij pasy!
Mówiąc to byłam lekko przerażona. Co zrobił Damon? Zaczął się śmiać.
- Ja ich nie potrzebuję.
- Życie ci niemiłe Damonie.
- Praktycznie jestem martwy od trzystu lat.
- Słucham?! Zatrzymaj się! Natychmiast!
- Tutaj? W środku lasu? - zaśmiał się i ostro zahamował.
Poleciałam do przodu. Pewnie gdyby nie pasy bezpieczeństwa, które zapięłam chwilę przedtem wyleciałabym przez przednią szybę.
- Zwariowałeś! Mogłam przez ciebie zginąć!- wrzeszczałam na niego.
- Uspokój się. Spokojnie.
Chwycił mnie za nadgarstki, a ja próbowałam mu się wyrwać.
- Nie dotykaj mnie! Puść mnie!
- Spokojnie, spokojnie.
- Jak mam być spokojna? Przed chwila prawie nas, mnie zabiłeś w tym aucie! Mog... - nie zdążyłam dokończyć, pocałował mnie.
Nie wiedząc czemu odwzajemniłam jego pocałunek. Całował namiętnie, muszę przyznać podobało mi się. Gdy skończyliśmy oboje byliśmy troszkę zdyszani. Jednak on się tym nie przejmował , odpalił silnik i odjechaliśmy w stronę jego domu. Zaparkował na podjeździe, wysiedliśmy z auta. Dom był ogromny. Kiedy do niego weszliśmy zauważyłam, że ktoś tu jest. Był to wysoki chłopak o brązowych oczach i włosach tego samego koloru.
- Cześć braciszku.
- Damon, mam nadzieję, że to nie jest twój obiad!
- Bardzo miłe przywitanie braciszku, nie strasz dziewczyny.- objął mnie ramieniem w pasie.
Nastąpiła krepująca cisza, postanowiłam ją przerwać.
- Cześć. Jestem Clarie, a ty jesteś?
- Stefan.
- Mój młodszy BRACISZEK.- wtrącił Damon- możesz kojarzyć to imię ze świętym Szczepanem, w końcu mój braciszek przypomina świętego.
Zmierzyli się wzrokiem, wyglądali jakby zaraz mieli się pobić.
- Damon. - dotknęłam jego ramienia.
Nie strząsnął mojej ręki, chociaż wydawało mi się, że ma ochotę, lub nawet instynktownie chce to zrobić.
CZYTASZ
DAMON MY BADBOY !ZAWIESZONE!
AcakStał oparty o sosnę ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Jego niebieskie oczy... pomimo lekkiego oporu wsiadłam do jego porsche.... Przepraszam za jakiekolwiek błędy w tym fan fiction, pracuje nad ich poprawą. (Jeśli jakieś widzisz napisz do mnie). *To...