Rozdział 11

287 36 3
                                    

Ed

Wróciłem do pustego mieszkania, zostawiłem buty pod drzwiami i położyłem się na kanapie. Potarłem oczy i westchnąłem głęboko, miałam zbyt dużo do zrobienia. Z trudem wstałem ale na myśl o zmywaniu naczyń skrzywiłem się z niesmakiem i postanowiłem się zdrzemnąć.

Trzy godziny później z trudem otworzyłem oczy. Mruknąłem przewracając się na drugi bok i rozerzałem się po pokoju. Przez dłuższą chwilę próbowałem zorientować się gdzie jestem, co się dzieje i jaki mamy czas. Nieprzytomny zatoczyłem się do kuchni gdzie nadal czekał na mnie zlew pełen naczyń. Opadłem na krzesło i położyłem głowę na łokciu. Czułem się zmęczony chociaż przez cały dzień nic nie robiłem, wziąłem wolne w pracy tylko po to bu odespać ale im więcej spałem tym bardziej cofałem się w rozwoju. Prawdopodobnie zapomniałem już o większości swojego życia, magiczna właściwość drzemek.

Byłem senny ale czułem, że już nie zasnę, z każdą sekundą byłem bardziej żywy ale bez przesady. W końcu zdecydowałem, że dam radę się podnieść, wstałem z wysiłkiem osiemdziesięciolatka. Odkręciłem wodę w zlewie i zacząłem myć naczynia, a raczej jeden kubek. Przez kilka minut bezmyślnie pocierałem go zbyt spienioną gąbką wpatrując się na wpół otwartymi oczami w ścianę na przeciwko mnie. Umyłem ręce i wyłączyłem wodę odkładając kubek i gąbkę na szczyt naczyń i wróciłem na kanapę.

Położyłem się na brzuchu i wpatrywałem w listwę przy ścianie, głaszcząc dywan leżący na dywanie. Zmotywowałem się i założyłem buty, zabrałem klucze i telefon i wyszedłem z mieszkania. Powoli zszedłem ze schodów i wsiadłem do samochodu, zaparkowanego zaraz pod klatką. Przez chwilę czekałem aż otworzy się brama, wpatrując się w kraty, do momentu kiedy przypomniałem siebie, że jest popsuta i muszę wyjść z samochodu, znaleźć klucz i ją otworzyć, a po wyjeździe zamknąć za sobą. Zacisnąłem z irytacją dłonie na kierownicy i wytyłowałem. Nie czułem się na tyle ożywiony aby wykonywać tyle zadań, samo wejście do samochodu kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku. Wsiadłem zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłem czoło o samochód i zagryzłem wargę.

- Dzień dobry! - minęła mnie kobieta z 3 letnim chłopcem, mieszkający dwie klatki dalej.

Podniosłem głowę, uśmiechnąłem się lekko i odepchnąłem lekko od samochodu wracając na schody.

- Po co komu winda. - mruknąłem do siebie powoli wspinając się po schodach.

Upuściłem klucze, które spadły piętro niżej i balansowały na krawędzi schodka. Zmrużyłem oczy z irytacją, próbując zatrzymać je w miejscu ale spadły na parter. Spojrzałem na kilka schodów, które mi zostały do drzwi mojego mieszkania i na dół. Jęknąłem i zacząłem schodzic szybko po schodach, poślizgnąłem się i w ostatnim momencie złapałem poręczy. Po całej klatce schodowej rozniósł się huk, a później już tylko dźwięk trzęsącej się poręczy. Zamarłem wisząc o włos od schodów, z nienaturalnie wykręconą kostką. Wziąłem kilka głębokich wdechów i wstałem na równe nogi. Powoli zszedłem, podniosłem klucze i wspiąłem się na górę. Agresywnie zatrzasnąłem za sobą drzwi, rzuciłem butami w głąb przedpokoju i osunąłem się na podłogę. Ukryłem twarz w dłoniach.

- Co się ze mną dzisiaj dzieje?

Sprawdziłem telefon, nadal zero odezwu. Dał mi słowo, że to jest jej numer, że nic między nimi nie ma. Uderzyłem głową w drzwi kiedy chciałem dramatycznie odchylić głowę do tyłu. Wrzasnąłem z bólu i zlości, do tego trochę wstydu.

- Gdzie ja zgubiłem rozum? Podobno z czasem się mądrzeje. - powiedziałem do siebie rozcierając głowę.

Jeszcze raz spojrzałem na telefon, żadnych nowych wiadomości. Napisałem do niego wiadomość pełną obelg i skasowałem ją, dla pewności, że nie wyśle się przez przypadek. Odświeżyłem skrzynkę odbiorczą, nic nowego. Nie było jej nigdzie, nawet nie wiedziałem czy to dla niej normalne. Nie wiedziałem nic, nie miałem nawet kogo zapytać. Mogłem z nią rozmawiać na tyle tematów ale miałem zupełną pustkę w głowie, powinienem być trzeźwy. Nic nie było tak jak tego chciałem.

Podniosłem się i i wyciągnąłem z szafki nad barkiem pudełko po butach. Usiadłem na dywanie i wyrzuciłem z niego wszystko. Kilka kartek, zdjęcia, naszywki i jakiś guzik. Przez moment obracałem go w palcach próbując sobie przypomnieć skąd się wziął i czy był pamiątką. Wzruszyłem ramionami i wrzuciłem go z powrotem do kartonu. Wziąłem do ręki plik związanych kopert i pocztówek. Większość z nich była od Megan, wysyłała mi list lub pocztówkę za każdym razem gdy wyjeżdżała.

- Wenecja, Rzym, Paryż, Hiszpania... - wyczytałem szybko przerzucając pocztówki. Rozejrzałem się po swoim pustym mieszkaniu. I odwróciłem pocztówkę z widokiem na Wieże Eiffla.

"Bon Żur!

Szkoda, że Ciebie tu nie ma. Nie rozumiem nikogo, czuje się jakbym miała jakieś zakłócenia fal mózgowych.

PS bagietki smakują tak samo!"

Uśmiechnąłem się sam do siebie i sięgnąłem po zdjęcia. Na pierwszym nie było zbyt wiele widać, nasze sylwetki były zaciemnione. Siedzieliśmy na stole przy jeziorze, za nami zachodziło słońce. Ze zdjęcia nie można było wiele wywnioskować ale nie potrzebowałem tego, idealnie pamiętałem uchwycony na zdjęciu moment. Tego dnia wyszliśmy z domów o 5 rano aby zacząć biegać, od 7 siedzieliśmy na tej ławce, ruszając się tylko aby odebrać pizze, a koło południa byli już z nami wszyscy. Przez następny tydzień chodziłem poparzony. Na następnym siedzieliśmy na starym dębie, z którego później nie mogliśmy zejść, a w końcu zeskoczyłem, skręciłem nogę. Prawie każda nasza wspólna przygoda kończyła się nieszczęściem. Przeszliśmy razem tyle złego, nic nie powinno być w stanie tego zniszczyć, przynajmniej taką miałem nadzieje, a zniszczyła to chęć posiadania.

__________

Przepraszam, że bardzo długo nic ni dodawałam, a nowy rozdział jest krótki ale mam jakiąś blokadę, chodzę zmęczona i chora. Postaram się jakoś to naprawić. Ja ten rozdział pisałam wieczność...

Nowhere But There (Ed Sheeran) // SequelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz