Rozdział 6

355 36 10
                                    

Megan

Święta w końcu dobiegły końca, lodówka była zapchana jedzeniem, którego podobno miało nawet zabraknąć. Spotkanie klasowe było coraz bliżej, a w mojej walizce nie było nic odpowiedniego. To oznaczało tylko jedno, trzeba wydać trochę zaoszczędzonych pieniędzy na sukienkę, którą założę tylko tej jeden raz.

Stwierdziłam, że muszę załatwić to szybko i bez boleśnie. Zanim uświadomie sobie, że wydaje pieniądze na głupoty. Nie chciałam kręcić się sama po galerii, aby nie wyglądać głupio i nie musieć rozmawiać z ludźmi, których mogę spotkać, miasto było usiane ludźmi, z którymi nie chciałam rozmawiać. Bez namysłu zadzwoniłam pod jedyny właściwy w tej sytuacji numer. Potrzebowałam kogoś z wyczuciem, a także wolnym czasem.

- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie po trzech sygnałach.

- Hej! Z tej strony Meg! - sekundę później uświadomiłam sobie jak głupio to zabrzmiało. Co się ze mną dzieje? Zaśmiał się tylko. - Miałabym prośbę.

- Jaką? - był wyraźnie zaciekawiony.

- Poszedłbyś ze mną wybrać sukienkę? Nie musisz ale byłoby fajnie. - powiedziałam gestykulując, pierwsze oznaki stresu.

- Jasne! Musimy w końcu wyglądać dobrze kolorystycznie! - zaśmiał się. - Żartuje. - stwierdził bardzo poważnym tonem. - To kiedy?

- Eee, dzisiaj?

- Wiesz, że pewnie galeria jest zapchana ludźmi?

- Nie, pewnie wszyscy odpoczywają jeszcze.

- Jak chcesz. - przeciągnął niepewnie. - Ale żeby nie było, że nie mówiłem. Za ile?

- Godzina? Przy głównym wejściu.

- Dobra, wystarczy mi na podniesienie się z łóżka. - bez słowa pożegnania rozłączył się.

Godzinę później, co do sekundy, stał pod głównym wejściem. Wszędzie tłoczyli się ludzie ale nie trudno było zauważyć fioletowe włosy, nie w tym mieście. Podeszłam do niego i przytuliłam się delikatnie.

- A nie mówiłem? - powiedział wysokim głosem, gdy tylko weszliśmy do środka.

- Miałeś racje, dobra. - musiałam mówić nieco głośniej. - Ale muszę coś dzisiaj znaleźć, dopóki się nie rozmyśliłam.

Wzruszył tylko ramionami i weszliśmy do pierwszego po drodze sklepu.

Ciężko było cokolwiek zobaczyć kiedy co chwilę ktoś stawał przed Tobą lub pchał się w wąskich alejkach między wieszakami. Przez pierwsze pół godziny nie znaleźliśmy nic ciekawego. Noszenie kurtki w rękach też było dosyć nie poręczne. Za każdym razem gdy zauważyłam ładny skrawek materiału Tyler przejmował moją kurtkę.

- A Ty masz garnitur? - zapytałam kiedy przechodziliśmy obok sklepu z męską odzieżą.

- Jasne, że tak! - powiedział oburzony. - Kobieto, ja jestem na wszystko przygotowany. Kupiłem go na wesele... Na które w sumie nie poszedłem. - jego ton głosu się zmienił, pierwszy raz widziałam go smutnego, po chwili jednak znowu się uśmiechnął. - Nie wiem czemu w tym sklepie są pustki, może dlatego, że to nie sieciówka.

Nie czekając na moją odpowiedź złapał mnie za nadgarstek i weszliśmy do środka. Sklep był duży i jasny, oprócz kilku spokojnych kobiet, nie było tu nikogo. Na szybach nie widziałam żadnego szyldu "PROMOCJA" i to mógł być powód małego zainteresowania.

Sklep pełen był modnych ubrań, nie tych dla nastolatek, a dla kobiet. W żadnym innym sklepie tak często nie zatrzymywałam się aby przyjrzeć się jednej sukience.

Nowhere But There (Ed Sheeran) // SequelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz