Rozdział 7

320 35 18
                                    

Ed

Kiedy wszyscy na sali odliczali do północy, ja zaganiałem na zapleczu ludzi do pracy. To nie był mój pierwszy, prawdopodobnie i nie ostatni, Sylwester w pracy.

Jak zwykle były plusy i minusy. Dobrą stroną było to, że nie musiałem udawać jaki to jestem szczęśliwy, dla mnie to tylko zmiana w kalendarzu, a minusem było to, że wszyscy w koło byli radośni, tylko ja na wszystkich warczałem.

Moi podwładni chodzili jak w zegarku, a ja mimo to szukałem czegokolwiek na czym mógłbym się wyżyć. Nigdy tak nie robiłem, ale od rana pięć razy uprasowałem koszule na zjazd absolwentów i jeszcze częściej upewniałem się, że skarpetki pasują, marynarka jest odpowiednia i nie zgubiłem żadnej części do mojego zestawu. Armani to jedyna droga rzeczy, którą posiadałem. Teraz nadszedł moment aby w końcu pokazać się gdzieś. Cały czas czułem ciężar tego spotkania, od momentu kiedy uświadomiłem sobie, że to się na prawdę dzieje.

Nie wiedziałem jak zareaguje, czy mnie pozna, nie wiem czemu się tego bałem, to nie było nic trudnego, ja się nie wiele zmieniłem. Wiedziałem, że ja z pewnością ją poznam. Odcinałem się od świata w najmniej oczekiwanym momencie układając sobie w głowie co jej powiem. Z pewnością kiedy przyszłoby co do czego zapomniał bym języka w gębie. Nie potrafiłem sobie wytłumaczyć szczerze, czemu się tego tak boję. Tłumaczyłem sam sobie to wszystko w idiotyczny sposób, niezdolny do przyznania się samemu sobie do tego, że zależy mi aby dobrze wypaść. Raz w życiu chciałem na prawdę dobrze wyglądać, pachnieć i zachowywać się.

Powodem mojego roztrzęsienia był też brak papierosów, nie chciałem przyznawać się na wejściu, że nadal nie skończyłem z czymś o czym mówiliśmy wiele lat, to by oznaczało brak dojrzałej postawy, oczywiście wpływało też na mój zapach. Chwilę później uświadamiałem sobie, że bez papierosa zabije kogoś z moich podwładnych i daleko jutro nie pójdę. Nie miałem jednak zamiaru robić postanowień noworocznych.

- Szybciej z tym szampanem! - wrzasnąłem na drobną blondynkę popychającą wózek z lampkami szampana.

Dziewczyna prawie wybiegła z zaplecza. Po chwili żałowałem, że na nią nawrzeszczałem. Od kiedy tylko odezwałem się o 16 wszyscy chodzili koło mnie na palcach, zszokowani moim zachowaniem. Przeczesałem ręką włosy i od razu poprawiłem je aby nie odstawały na wszystkie strony świata. Miałem 23 lata ale chciałem w ich oczach wyglądać na poważną osobę, a nie można tak wyglądać z rozczochranymi włosami. Podwinąłem rękawy białej koszuli, byłem przepocony. Z kuchni buchało, a na sali co chwilę ktoś z gości zamykał okna.

- Siedem! - rozległo się głośno na sali i rozniosło się echem na zaplecze. Dałem znak ludziom patrzącym na mnie, że mogą odejść. Pobiegli szybko do kuchni gdzie czekał na nich bezalkoholowy szampan, przed nami jeszcze długa droga.

- Czy ominęło mnie kilka liczb? Znowu się odciąłem? - pomyślałem marszcząc brwi.

Oparłem się o ścianę i odchyliłem do tyłu głowę. Z dwóch stron było słuchać kolejne cyfry wykrzykiwane z radością.

Kolejny rok samotności. Robisz się zgorzkniały i przygnębiający. Coraz mniej cieszysz się życiem. Gdzie ten młody chłopak z gitarą i nigdy nie uczesanymi włosami? Roześmiany, bez cholernie drogiego garnituru? Z marzeniami i odwagą do zmian.

W głębi serca miałem nadzieje, że w chwili kiedy ją zobacze odzyskam siebie ale to nie było takie proste. Wszystko wymagało ciężkiej pracy, a ja nie miałem do niej motywacji. Wszystko w moim życiu stawało się z czasem bardziej wyblakłe, a każda kolejna próba pokochania kończyła się porażką. Od zawsze wiedziałem czemu odchodzą, czemu zaczynamy się kłócić o nic. Cała moja nadzieja była w dziewczynie, którą kochałem dawno temu. Niesamowicie samolubne myślenie. Chciałem ją spotkać tylko po to by oddała mi mnie, dawnego mnie. Zabrać co moje i iść dalej, tak jak Ona zrobiła to wiele lat temu, pakując całą radość, którą dzieliliśmy tyle lat, jak swoją własność.

- Trzy! Dwa! Jeden! Szczęśliwego nowego roku!

Wybuchły okrzyki radości, za oknami zrobiło się jasno i kolorowo. Wyszedłem za budynek wyjściem dla pracowników i zapaliłem papierosa. Na lewo ode mnie słuchać było wrzaski i śmiechy, jakaś para chciała ukryć się za budynkiem ale zmienili zdanie kiedy zauważyli obcego mężczyznę o wściekłym spojrzeniu. Pokręciłem głową na myśl o tym, że nie mieli więcej lat niż ja, a dzieliła nas przepaść umysłowa. Oni byli pełni życia, gotowi do popełniania błędów, a ja trwałem w przekonaniu, że wykorzystałem już swój limit oddając się w ręce niewłaściwej kobiety.

Wiele wysiłku mnie kosztowało wyparcie z siebie tego uczucia, a jeszcze więcej, że wcale nie boje się jego powrotu. Rzuciłem papierosa na ziemię i zacząłem go gasić.

- Przepraszam? - usłyszałem damski głos po mojej prawej stronie.

- Tak? - szybko uniosłem głowę, nagle przywrócony do rzeczywistości.

- My się chyba nie znamy. - brunetka w zdrcydowanie zbyt krótkiej sukience podeszła do mnie lekko krzywym krokiem.

Nie miałem okularów i dopiero kilka kroków dalej rozpoznałem twarz, której nigdy nie chciałem widzieć.

- No tego to już jest za wiele. - powiedziałem i bez namysłu wszedłem spowrotem na zaplecze.

Po kilku głębokich wdechach wróciłem do kuchni aby sprawdzić czy wszystko jest dobrze. Kiedy tylko pojawiłem się na horyzoncie wszyscy milkli i pracowali dwa razy szybciej. To nie jest reakcja, którą chciałem wzbudzać w ludziach, nigdy nie marzyłem o byciu dyktatorem.

- Mogę Was prosić o uwagę? - powiedziałem odrobinę głośniej, chociaż nie było potrzeby, poza brzdkękiem naczyń i muzyką ledwo dobiegającą z sali nikt nic nie mówił.

Wszyscy momentalnie zostawili swoje zadania i odwrócili się w moją stronę.

- Chciałem Was przeprosić za moje dzisiejsze zachowanie. Siedzimy w tym razem, nie chcę abyście wspominali tego sylwestra jako najgorszego.

- Były gorsze. - powiedział ktoś rozbawionym głowem.

Zaśmiałem się i pokręciłem głową.

- Jak zauważyliście, to nie jest mój dzień. Genialnie sobie radzicie, nie chcę już na Was wrzeszczeć bez powodu. Jeśli pojawią się jakieś problemy, wiecie gdzie jestem. Szczęśliwego nowego roku.

- Dziękujemy! - powiedzieli wszyscy na raz wracając do swoich spraw.

Otworzyłem drzwi swojego biura, postanowiłem ich nie zamykać. Uchyliłem okno, usiadłem w fotelu i wytarłem rękawem czoło.

Do końca zabawy, która skończyła się równo o 6, nie byłem potrzebny. Zdążyłem do tego czasu ochłonąć i wyschnąć. Pożegnałem ostatnich gości, pomogłem DJ'owi zapakować sprzęt do samochodu i do 10 czynnie sprzątałem z resztą na sali.

Gdy o 12 dojechałem do domu, chciałem tylko spać. 5 godziny snu były idealym czasem aby odżyć. Wystarczyło bym przypomniał sobie co dzisiaj przede mną, a stres wrócił.

___________________

Dodaje rozdział teraz, bo czekam na EP Niny Nesbitt i trochę się nudze.

Cały tydzień nie miałam pomysłu, napisałam to w godzinę i poprawiłam tylko to co zauważyłam na pierwszy rzut oka.

Chyba wszyscy wiemy co będzie w następnym rozdziale.

Nowhere But There (Ed Sheeran) // SequelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz