Obudziły mnie krzyki dochodzące za drzwi mojego pokoju. Jak mogłam się domyślić były to służące Afrodyty. Wyjrzałam za drzwi i na sam widok panikujących bożek przybrałam sobie do głowy najgorszy scenariusz:
- Co się dzieję! - krzyknęłam
-Kro... o-n o-d-ż-y-ł - odpowiedziała mi służąca łamiącym się głosem.
A więc jednak. Mój scenariusz okazał się być prawdziwy. Niech to szlak.
Weszłam z powrotem do pokoju i przeszukując szafkę ,wyjęłam z niej muszlę Posejdona i mój miecz. Drzwi do mojego pokoju otwarły się ,a w progu zauważyłam zmartwionego Zeusa:
-Zapewne już wiesz , więc przejdę do sedna - Musisz się ukryć
-Nie
- To nie ty o tym decydujesz
-Mam dość ukrywania się ,uciekania ,grania ofiary. Rozumiesz mam dość!
- Musisz zrozumieć ,że nie masz do czynienia z byle kim. Obiecałem sobie ,że będę cię chronić i mam zamiar dotrzymać tej obietnicy. - powiedziawszy to wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Szczerze to już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć...
Spakowałam się i usiadłam na łóżku rozmyślając nad słowami Zeusa. Z myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi:
-Proszę
W drzwiach stanął Ares:
-Musimy porozmawiać-powiedział i usiadł koło mnie
-Czemu?-zapytał
-Możesz jaśniej
-Czemu nie dajesz sobie pomóc
-Sama nie wiem, czuję ,że muszę pokonać lęk, muszę się postawić.
-Zeus przez ciebie teraz się wyżywa na śmiertelnikach,a nie jest to dobre dla świata.Hades ze strachu ucieka z podziemia i wraca tam co pięć godzin....Przekonuję cię?-powiedział i znikł.
A ja jak zawsze zostałam sama ze swoimi myślami...