Filiżanka

245 31 6
                                    

W tle rozlegały się delikatne dźwięki pianina, zagłuszane odgłosami deszczu. Kobieta splotła ręce na piersi i wyjrzała przez okno, na jedną z pierwszych wiosennych ulew. Otuliła się mocniej grubym swetrem, chociaż w domu nie było zimno.

Na wielkim, ciemnym stole stała samotna, biała filiżanka. Być może gdyby tego dnia nie padał deszcz, byłaby zwykłym naczyniem, jednak dziś była symbolem tego, co utraciła. Stół pamiętał, gdy przykrywano go pieszczotliwie obrusem, jednak teraz nikt tego nie robił. Po cóż się trudzić dla jednej filiżanki? Jednak kiedyś było inaczej. Nakryć było pięć, a cisza nie przytłaczała.

Jej dłoń delikatnie, jakby pieszczotliwie, przejechała po blacie. W miejscu, o które oparła dłoń niegdyś stał ulubiony kubek jej męża. Pamiętała jak z westchnieniem ulgi siadał na fotelu, trzymając w ręce gazetę i od czasu do czasu sięgał po kawę, którą pił z wyraźnym smakiem. Z jego fajki unosił się dym, tworząc niesamowite wzory. Kobiecie czasami wydawało się, że wciąż czuje ulotny zapach jego ulubionego tytoniu, jednak musiało to być złudzeniem. Mąż pewnego dnia nie wrócił z pracy. Z pięciu nakryć pozostały cztery.

Wkrótce potem najstarsza z córek skierowała swe kroki na uniwersytet. Kobieta była taka dumna - wychowała mądre dziecko - przyszłą lekarkę. Najpierw nie zauważała, że ta coraz rzadziej odwiedza dom. Dopiero, gdy nie przyjechała na święta, zrozumiała, że jej małe dziecko wyfrunęło już z gniazda, i nie powróci. Na stole pozostały trzy nakrycia.

Ukochany syn, wiecznie żyjący w marzeniach również dorósł. Poznał kobietę i w imię miłości do niej wyprowadził się na drugi koniec kraju. Jego młoda żona wkrótce zachorowała, sprawiając, że nie miał czasu odwiedzać matki. Kobieta mimo tęsknoty rozumiała, że dla mężczyzny najważniejsza powinna być żona. Nie skarżyła się, gdy pozostały jedynie dwa nakrycia.

Najmłodsze dziecko, to o największym sercu, wybrało poświęcenie i przywdziało zakonny habit. Jak mogła zabronić pomocy potrzebującym? Podobnie nie mogła nic zrobić, gdy gorączka malaryczna sprawiła, że zamknęło ono oczy z dala od jej troskliwych ramion. Zostało ostatnie nakrycie.

Atłasowy obrus zniknął, schowany w przepastnej szufladzie. Przestała gotować, nie miała już dla kogo. Sama jadała obiady w restauracji, nie mogąc znieść pustego domu.

Na wielkim, ciemnym stole stała samotna, biała filiżanka...

Trochę smutny początek, jednak mam nadzieję, że yachtiee i ja coś wam pokazałyśmy. Często, gdy dorastamy, zapominamy o rękach, które podnosiły nas po każdym upadku i ocierały łzy. Rodziców mamy jednych i nikt ich nie zastąpi. Ludzie tak szybko odchodzą...


So I'm gonna love you... like I'm gonna lose you...


Meduza

Wyrwane kartkiWhere stories live. Discover now