rozdział 1.

24 3 1
                                    

-ooooo tato!- wrzasnęłam i wyszłam z pokoju. odkąd mama z dziadkiem zginęli w wypadku samochodowym razem z tatą przeprowadziliśmy się na wieś. tęsknie za miastem, zakupami w centrach handlowych i wypadach do starbucksa po lekcjach . Tu jest tak spokojnie ale nie ma tak dużo możliwości.

szybko założyłam buty i pobiegłam do stajni. tak naprawdę to nawet nie jest stajnia tylko stodoła gdzie na jednej połowie są maszyny taty a po drugiej stronie moje konie. odrazu zabieram się do czyszczenia marōna, gniadego wałaszka. po uporaniu się ze szczotkami, idę po siodło i ogłowie. wybieram jeden z moich ulubionych czapraków, jest czarny w białe diamenty i strzały.
kupiłam go kilka lat temu na cavaliadzie. och jak bardzo chciałabym przeżyć tamten dzień jeszcze raz. zamykam oczy i wszystko dzieje się od początku tak jakby ktoś cofnął film - moje życie. razem z olą wychodzę na korytarz na którym jest tłum ludzi. idąc dalej do stoiska na którym kupiłam czaprak mijamy kolejno naszych znajomych. to niesamowite, że w  jednym miejscu spotyka się tak dużo osób o tej samej pasji.

moje przemyślenia przerywa marōn, który lekko trąca moje ramie głową. cicho się śmieje i wracam do rzeczywistości. zagęszczam ruchy ponieważ nie chce żeby ktoś przeszkodził mi w wyjechaniu w teren. zakładam kask i nerkę w której trzymam potrzebne rzeczy: telefon, chusteczki i cukierki dla koni. to znaczy to zamierzałam w niej trzymać a teraz prócz tego jest tam wiele innych rzeczy, głównie śmieci.

po chwili siedzę już na wałaszku i wyjeżdżam z podwórka. mam ochotę pojechać jak najdalej stąd, w takie miejsce gdzie nikt mnie nie znajdzie a moje życie potoczy się od początku. nowe życie, nowi przyjaciele i chciałam pomysleć nowy chłopak, tylko, że ja nawet nie mam "tego starego" zostańmy przy tym że po prostu będę miała chłopaka. tylko gdyby to było to takie proste...
auć!
obrywam gałęzią w twarz i jestem zła na siebie, że ostatnio zbyt dużo się zamyślam. mam wrażenie, że popadam w paranoje, właśnie dlatego chce się stąd wyrwać.
próbuje przestać myśleć o tym wszystkim i skupić się na koniu.
uwielbiam to uczucie kiedy wieje lekki wiatr a moje włosy delikatnie się unoszą przy jego podmuchu. ha, ha, ha - śmieje się z siebie w duchu tak naprawdę pewnie wyglądam jak gówno. niestety taka jest prawda nasze wyobrażenia o samych siebie, sobie sama nie wiem, która wersja jest poprawna dużo odlatują od rzeczywistości. znów na mojej twarzy pojawia się uśmiech na wspomnienie tylu sytuacji w których nie umiałam się wysłowić i wymyślałam swoje własne słowa i wszyscy i się z nich śmieliśmy.

głupie wspomnienia gdyby nie one nie tęskniłabym tak bardzo za moim "starym" życiem.
chcąc o tym wszystkim zapomnieć decyduje się na szybką kąpiel razem z marōnem. zawracam i jadę w kierunku pobliskiego jeziora.

z wielką chęcią pojechałabym gdzieś dalej ale nie na wszystkich plażach można pławić konie a do tych dzikich nie jest się tak łatwo dostać. dlatego zostaje przy pierwszej wersji. na szczęście "moja" plaża też jest dzika i nigdy nie ma tam tak dużo ludzi.

pobudzam marōna do galopu i 10 minut później jesteśmy na dróżce, która bezpośrednio prowadzi nad jezioro.

Jeszcze chwileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz