Rozdział 8

8 0 0
                                    

Zrobiłem, tak jak powiedziałem. Poza szkołą nie widziałem się z Tokiyą. To strasznie bolało. Nie potrafiłem żyć. Byłem pusty w środku. Udawałem uśmiech. Po szkole spacerowałem z Mei-chan i dowiedziałem się, że ma chłopaka i są razem szczęśliwi. Gdy raz spacerowaliśmy, przypadkowo się na niego natknęliśmy. Był pierw niechętny, ale gdy odpowiedziałem szczerze na wszystkie jego pytania uspokoił się. Byli naprawdę zakochani i szczęśliwi. Oczywistym było to, że im zazdroszczę. Znowu ogarnął mnie wielki smutek. Ciągnął się bardzo długo, liczyłem każdy dzień i z każdym następnym, uświadamiałem sobie, jak bardzo go kocham. W takim stanie przeżyłem miesiąc. Przypadkowo odkryłem sprzątając w domu list od... mojej prawdziwej mamy. Był zaadresowany do mnie. Napisała w nim, że bardzo mnie kochała, ale dowiedziała się, że ma raka. Chciała uchronić mnie i tatę przed tym bólem, więc pomału opuszczała tatę. Przed moim urodzeniem napisała list do niego, że będą mieli synka. Oddała mnie ojcu. Zmarła przy porodzie, wcześniej pisząc trzy listy. Do rodziny, do mnie i do taty. Rodziców poprosiła, aby powiedzieli, że odeszła z kimś innym, pierw wręczyli list dla mnie i żebym uznał, czy tata jest gotowy na prawdę i w tedy on dostanie swój. Trochę to dziwne, ale idealnie zaplanowane. Niestety nie przewidziała, że zginie w wypadku i nigdy nie pozna prawdy. Ten list był kolejnym ciosem. Mama naprawdę nas kochała ! Bardzo nas kochała ! A my tak źle o niej myśleliśmy ! Zamknąłem się w pokoju i nie wychodziłem z niego przez tydzień, bo potem dostałem porządnego kopa od Mio-san. Musiałem załamany iść do szkoły. Już pierwszego dnia mojego powrotu widziałem Tokiyę z tym typem. Tylko tego brakowało...
Nagle moje życie zaczęło się sypać. Wszczynałem bójki, kłóciłem się z opiekunami, nauczycielami, nie dawałem rady. Aby się rozluźnić, zapomnieć o problemach, zapoznałem nowe towarzystwo. Gdy któregoś dnia zaprosili mnie do wspólnego mieszkania. Po kilku minutach zrobiło się bardzo wesoło. Śmialiśmy się ze wszystkiego. Okazało się, że palili tak zwaną "trawkę" i że dostanę na próbę trochę. Podobało mi się to. Byłem po tym szczęśliwy. Brałem, gdy dopadał mnie dołek, a gdy wracałem do trzeźwości, znów chciałem brać. Któregoś wieczoru zbiłem chyba talerz. Zbierając go przypadkowo się zaciąłem. Patrzyłem na krew. Leciała i leciała, a ja tylko patrzyłem i patrzyłem. W końcu przestała lecieć. Miałem niedosyt, więc wziąłem ten kawałek szkła i zrobiłem jedna kreskę, drugą, trzecią... zbyt płytkie. Wziąłem nożyk do papieru i zrobiłem trzy cięcia od zewnętrznej strony ręki.
- ała ! Krzyknąłem. To znaczyło,że jestem już trzeźwy. Poszedłem do łazienki i opatrzyłem rękę. Krew co chwilę leciała znowu i znowu. Gdy w końcu przestała, zabandażowałem rękę i poszedłem spać.
Gdy obudziłem się rano, poczułem że boli mnie ręka. Spojrzałem na nią i przypomniałem sobie wczorajszy wieczór. Usiadłem na łóżku. Siedziałem tak jeszcze chwilę, po czym wstałem i szykowałem się do szkoły. Wyszedłem z domu.
- ojojojooooj chłopaki spójrzcie! To Yagi, nasz nowy przyjaciel!
Dostałem od nich ksywkę Yagi.
- elo Borneo ! Mina, Ciul i Żul i Wisienka !
- zrywasz się?
- sry, nie wziąłem kasy
- spoko, stawiamy ! Nowe bandażyki?
- ano
- najs, najs brachu ! Idziemy do "budy" wyprowadzam pieski. Idziesz ?
- pewnie
- to dawaj !
Budą nazywali stare mieszkanie do brania. Zjaraliśmy się trochę i wyszliśmy do parku. Gadaliśmy o wszystkim i niczym, poznawaliśmy się coraz bardziej i bardziej, śmialiśmy się. Czas płynął szybko.
- ej Yaguś! Dobre dupy idą. Ogarniesz?
- nie mam szans x
- no dalej kundelki ! Kibicujemy szczeniakowi ! Yagi, Yagi, Yagi, Yagi !
- dobra, dobra! Siema piękne ! Chcecie się zabawić? Mamy towarek i wolną chatkę. To jak?
Dostałem z liścia i uciekły,a my się śmialiśmy i śmialiśmy.
Niestety, rzeczywistość wróciła.
- Yuu ? To ty, prawda ?
- odwróciłem się i zobaczyłem Mei-chan, jej chłopaka i... Sato Tokiya. Tylko jego tutaj brakowało. "Pieski" wiedziały o tym i szanowały to.
-pokaż im
Usłyszałem od któregoś. Wziąłem blanta do ręki, zapalniczkę i podszedłem do nich.
Usłyszałem za mną dopingujące śmiechy.
Podpaliłem go, zaciągnąłem się i chuchnąłem im wszystkim w twarze. Pieski j ja zaczęliśmy się śmiać, a oni wryci patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
- I co się tak japicie? Blanta nie widzieliście? Ej pieski zwalamy do budy? Już zima, więc pizga.
- ano. Ej Yagi, a cóż nimi?
- chuj ich strzeli !
- nie sprzedadzą cię?
- niech tylko kurwa spróbują, a im mordy poobijam hehehe !
- hahahahahahahahaahahahhaahah !
- Yuu !- Krzyknął Tokiya z irytacja w głosie.
- czego, kurwa, ode mnie chcesz?
- uuuuu, zobaczymy Yagiego znowu w akcji ! Obij go tak jak tamtych dwóch!
- pewka !
Ściągnąłem kurtkę. Tokiyę i Mio jeszcze bardziej zamurowało. Miałem wszędzie siniaki, bandaże i świeże rany.
- co ci... się stało, Yuu?
- nie
Waż
Się
Tak
Na
Mnie
Mówić!-Szedłem i przyparłem Tokiyę do ściany. Gdy dotknął plecami muru, uderzyłem pięścią w cegły. Leciała mi krew z kostek.
- uważaj Yuu ! Jak będziesz grać na gitarze?
- gitara? Ja nie... aaa mam takie pudło w domu.
- co... co?! Nie grasz ?! Jak to?!
- gówno cię to tyczy ! Spadamy właścicielu? Pieski marzną.
- aaaaano. Do nogi, idziemy !
Wróciliśmy do budy. Siedzieliśmy tam kilka godzin. Gdy się obudziłem, byłem już trzeźwy. Były dwie lub trzy osoby. Na telefonie zobaczyłem godzinę. Była 23. Chciało mi się spać, więc wróciłem do domu. Gdy wszedłem, usłyszałem Mio-san która z kimś rozmawiała. Podszedłem bliżej i usłyszałem głos Tokiyi. Rozebrałem się i wszedłem do kuchni się napić.
- wiesz która godzina, Yuiji Ijiri ?
Nie odpowiedziałem wziąłem tylko szklankę wody. Część wypiłem a drugą wylałem na Tokiyę.
- Yuiji ck ty wyprawiasz ?! Krzyknęła Mio-san z wściekłością. Zdjąłem ubrudzona krwią bluzkę i rzuciłem jej. Nalałem znowu wody i poszedłem na górę.
- on... jest taki od dłuższego czasu...
- zauważyłam. Wraca późno do domu, nic prawie nie je, wagaruje i jest chamski. Pewnie to z powodu waszej kłótni. Odkrył Też list od jego mamy...
- jego... prawdziwej mamy?
- tak. Miała raka, więc upozorowała ten fakt, odeszła kd jego taty Yuijiego urodziła w samotności. O tacie już wiesz...
- to... straszne !
- on cały czas się za wszystko obwinia... do tego doszła wasza kłótnia...
- ... zaczął ćpać....
- coo?!
- i ciąć też. Dzisiaj widziałem go zjaranego i widziałem jego blizny po tym na ręku....
- bogowie, Yuu!!! Co ty robisz ?!
- proszę, nie płakać, Mio-san...
- j-jak mam nie płakać? Yuu się stacza !
- chciałbym pomóc, ale nie wiem jak. Próbowałem z nim rozmawiać, ale prawie się pobiliśmy.... był bardzo agresywny. Ciągle chodzi zjarany lub wstawiony...
- trzeba z nim porozmawiać, jak będzie trzeźwy.
- Tak. Odbijmy Yuu !

Singing Our Song Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz