¥ Prolog ¥

55 6 0
                                    

Nie pojmiesz natury piękna, jeśli nie zaakceptujesz tego, co dzieje się na świecie za sprawą żywiołów.

Moja matka posiadła mądrość, o jakiej nie śniło się prostemu obywatelowi Azamu. Oczywiście to nie było tak, że zjadła magiczny owoc z drzewa fortensji, które rosło w centrum Miejsca Świętego. Doszła do władzy dzięki swojej odwadze, roztropności, rozumowi oraz zimnej krwi, którą zachowywała w sytuacjach krytycznych. Dawniej takie wydarzenia działy się częściej, niż teraz. Od ponad siedemnastu lat nie doświadczyliśmy wojny, okrucieństwa czy głodu, a z ostatniej suszy uratowała nas moja droga ciotka, zsyłając błogosławiony deszcz. Nigdy, ale to nigdy nie czułam się zagrożona.

- Cassidy? Co cię tak zaabsorbowało, że nie odpowiadasz na moje wołania? - kobieta w lśniącej, jasnoniebieskiej sukni zawisła w powietrzu, za wielkim oknem zamkowego pomieszczenia.
- Wybacz mi - zawstydziła się - wreszcie znalazłam w sobie wenę, więc zaczęłam pisać list!
- List?
- Tak, mamo. Ten, o którym wspominałam ci kilka lat temu.
- Kochanie - westchnęła długowłosa, siadając na gałęzi wysokiego drzewa - ziemianie nie będą w stanie zrozumieć tego, jak żyjemy. Oni nawet nie potrafią w to uwierzyć.
- Może jednak ich przekonam? Jeśli jakoś dałoby się to pokazać...
- To zły pomysł - pokręciła głową - przestań marzyć, zacznij działać. Pamiętasz naszą dewizę?
- Tak, mamo - jęknęła dziewczynka.
- Więc myślmy o tym, co możesz naprawdę zrobić dla królestwa. A teraz chodź ze mną, Antoni zaprasza nas na ucztę.

Ludzie bawili się, tańcowali, popijali trunki, a zakochani trwali w uściskach, weseli i beztroscy. Królowa siedziała na tronie, obserwując uważnie swoich poddanych. Straciła z oczu tylko córkę, która najpewniej wymknęła się z uroczystości, by spędzić czas na niebie.

Unosiłam się coraz wyżej i wyżej. Wtargnęłam na teren czysty, nieskażony przez wiwaty, szumy, jakiekolwiek hałasy. Towarzyszyła mi cudowna cisza. Niespodziewanie zaatakowały mnie zirytowane kruki.  Dostrzegłam w ich czarnych oczyskach coś, czego nie rozpoznałam od razu. Nienawiść? Rozległ się huk, rozdzierający duszę, raniący uszy. Zwabiona ciekawością, ignorując złe przeczucia, wróciłam tam, gdzie zostawiłam Azamską rodzinę. Widok, jaki się przede mną rozpościerał był tragiczny. Wszyscy uciekali w popłochu, deptali drugich, krzyczeli i błagali o litość. Potwory w ciężkich, rycerskich zbrojach niszczyły wszystko, co stało im na drodze. Niewypowiedziane dotąd obawy właśnie się spełniały. Wybuchła wojna. Na dole trwała bitwa, a ja nie miałam pojęcia, co zrobić, by uratować Miejsce Święte. Nagle, w tłumie atakowanych, zobaczyłam matkę. Ciągnięto ją po krwistej rzece, w którą zamieniła się zielona trawa. Chciałam do niej podlecieć i wyrwać ze szponów nienaturalnych stworzeń, ale nie zdążyłam. Ku mojemu zdziwieniu, mama ostatni raz wyciągnęła ręce w górę, otwierając portal. Wszystko zniknęło.

Sacrum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz