Część 5

11 2 0
                                    

Wydarzenia sprzed dwóch tygodni, mimo, iż minęło od nich sporo czasu, nie wychodziły mi z głowy. Bez przerwy myślałam o tym, że niemal nie zostałam przygnieciona przez cholerne drzewo i o tym, że spałam u nauczycielki. To nadal było niezwykle dziwne. Jednak, jako, że miałam dużo pracy związanej ze szkołą i praktycznie całe wolne weekendy spędzałam z Deinem, nie podejmowałam zbyt wielu prób zrozumienia tego; wśród miliona innych myśli pojawiały się różne pomysły, aby to załatwić, niemniej nie chciałam narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Coś mi podpowiadało, że ingerowanie w to będzie dla mnie niekorzystne, a nawet stanie się zagrożeniem.

Finał konkursu nie sprawił Cassidy większych problemów. Po zakończonym teście pisemnym nie mogła oprzeć się myśli, że ma wygraną w kieszeni.
- Dosyć szybko wyszłaś, dobrze się czujesz? - usiadła obok niej Adams, podciągając nieco niżej ud spódnicę.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się lekko rudowłosa - tak, jest w porządku, już się nie stresuję. Wyszłam, bo nie musiałam tam siedzieć dłużej.
- Cieszę się, że nie spotkałaś się z wielkimi trudnościami - odparła kobieta - mam nadzieję, że twoje wyniki będą tak ogromne, jak twoja pewność siebie.
- Po prostu się nie zamartwiam, bo to nie znaczy dla mnie niewiadomo ile - przyznała szczerze.
- A co znaczy dla ciebie niewiadomo ile w takim razie? - spytała z wyraźnym zainteresowaniem.
- Dlaczego chce pani wiedzieć?
- Ponieważ...jestem zaciekawiona, co taka dziewczyna jak ty może uważać za prawdziwą wartość.
- Dziewczyna jak ja? Co ma pani na myśli?
- Ja odpowiadam, a ty coraz więcej pytań zadajesz. Nie unikaj odpowiedzi, cwaniaro - błysnęła rzędem śnieżnobiałych zębów w szerokim, chytrym uśmieszku.
Cass zastanawiała się przez kilka minut.
- No dobrze - westchnęła - zdradzę pani swój pseudoartystyczny sekret, ale nie tutaj i nie teraz. Ściany mają uszy - powiedziała cicho, dyskretnie wskazując na postać stojącą niepodal. Był to dyrektor szkoły, nierobiący w tym momencie nic konkretnego.
- Jak sobie życzysz - Amanda podniosła się z miejsca - spotkajmy się wiesz gdzie, zapraszam na kawę. Dzisiaj wieczorem?
- Mi pasuje - nastolatka odgarnęła włosy za ucho, na co nauczycielka przygryzła wargę. Nie umknęło to uwadze Cass, której się to spodobało.
Amanda Adams odwróciła się więc na pięcie i ruszyła w stronę pokoju nauczucielskiego, a Cassidy była zmuszona do powrotu na nudną, ale za to przedostatnią lekcję historii.

W domu panowała kompletna cisza i pustka, ojciec prawdopdobnie zasiedział się u nowego klienta, więc nie było to zaskakujące w żadnej mierze. O ile Cass naprawdę bardzo ceniła sobie spokój i totalną samotność od czasu do czasu, tak od niedawna zaczęła jej ona przeszkadzać. Niepokoiła się szczególnie w nocy, gdy koszmary występowały zamiennie z bezsennością, niemniej starała się tego nie okazywać i samodzielnie pokonywać bariery strachu. Udawało się to tylko w połowie, ale to już był mały sukces. Przynajmniej nie miała przygód podobnych do noży atakujących w kuchni bądź spadających jej na głowę drzew. Po zjedzonym obiedzie, który odgrzała z wczoraj, popędziła po schodach ku swojemu pokojowi. Nie miała pojęcia, co powinna założyć na spotkanie z Adams. Coś co byłoby odpowiednie, ale i ładne, lecz niezbyt ładne. Szukała w garderobie czegoś w sam raz przez pół godziny, aż wreszcie krzyknęła z radości. Kilka razy przejechała po włosach szczotką; wyglądały dobrze, więc nie widziała konieczności, by nad nimi pracować następne dwie godziny. Ubrała się w czarno-szarą sukienkę na ramiączkach, która na dolnej części miała kwiatowy wzór. Do tego postanowiła wziąć czarne, podziurawione rajstopy i tego samego koloru trampki, coby wygodnie się chodziło.
Zapamiętała drogę od swojego domu do mieszkania pani Amandy, więc w dwadzieścia minut dojechała do wybranego miejsca autobusem.

- Witaj - przywitała ją Amanda - wejdź, proszę i się rozgość.
Dziewczyna posłuchała jej i nie ściągając butów, za poleceniem nauczycielki, przeszła do pokoju gościnnego, w którym na stoliku postawione były kieliszki, wino oraz eleganckie zastawy. Gwizdnęła cicho, będąc pod sporym wrażeniem. Zaimponował jej ten cały wystrój rodem z komedii romantycznej, mimo, iż za takimi nieprzepadała.
- Dopiero teraz zauważyłam, jakie to mieszkanie wydaje się od wewnątrz duże - wydukała onieśmielona - jest bardzo ładnie urządzone.
- Dziękuję - kobieta usiadła naprzeciwko swojej uczennicy, nalewając wina - masz już osiemnaście lat, mam nadzieję, że nie pozwiesz mnie o próbę upicia czy czegokolwiek innego.
- Nie, obiecuję - obie się zaśmiały.
- Jesteś głodna?
- Tak, trochę - odparła - co masz dobrego? To znaczy...o nie, przepraszam.
- Co? - Amanda uniosła brwi - o co chodzi?
- Dziwnie mi nazywać panią po imieniu, przez "ty"...
- Spokojnie, sama mówiłam, żebyś się tak do mnie zwracała, poza szkołą, oczywiście - mrugnęła porozumiewawczo i podała jej talerz z sałatką - bierz, ile chcesz.
- Okej - powiedziała już odważniej.

- To co, wyjawisz mi ten, jak to ujęłaś, pseudoartystyczny sekret?
- Miałam powiedzieć, co jest dla mnie najważniejsze, coś o swoich priorytetach, prawda?
- Ty decyduj, co chcesz mi zdradzić, to nie jest moja tajemnica, tylko twoja. Będę się cieszyć, że dzielisz się tym ze mną.
- Właściwie "tajemnica" to powiedzenie trochę na wyrost, ale...
- Tak? - chyba się niecierpliwiła.
- Chciałabym przeżywać i doświadczać jak najwięcej, aby jak najwięcej w życiu rozumieć. By mieć tyle, ile trzeba, by komuś pomóc, aby kogoś zainspirować. W moim pisaniu między innymi o to chodzi...

Sacrum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz