Część 7

42 2 0
                                    

- Skarbie, jesteś jeszcze w domu? - donośny, męski głos wypełnił cały dom.
- Tak, tato - dziewczyna stanęła na czubku schodów - chyba nie dam rady dzisiaj iść do szkoły...
- A to dlaczego? - spojrzał na nią zdziwiony - chyba jesteś zdrowa?
- Nie mam gorączki ani nic - przyznała słabo - ale wiesz, kobiece sprawy...nie dam rady. Zostanę, dobrze? Wyjątkowo. Jutro pójdę.
- No...w porządku, ale pilnuj sobie obecności, niechciałbym, żebyś zawaliła.
- Oczywiście, tatusiu - powiedziała sztucznie miłym tonem, a on nie zorientował się w ogóle.
- W takim razie pójdę już do pracy - odparł spokojniej - wrócę później, niż zwykle. Do zobaczenia - Edmund zamknął za sobą drzwi, nie czekając na pożegnanie córki.
- Do zobaczenia - mruknęła do siebie i od razu zabrała się do roboty. Wzięła odkryty wczoraj klucz do tajemniczego biura ojca, po czym wdarła się tam, niczym złodziej.

~~~~~~~~~

- Dein - chłopak został wezwany do odpowiedzi - proszę na środek.
Najdziwniejsze było to, że lekcja się już skończyła i nikogo oprócz niego nie było w klasie. Z uczniów. Przed biurkiem siedziała Amanda Adams.
- O co chodzi, proszę panią? - zapytał niepewnie, przestępując z nogi na nogę. - Nie martw się, nie masz kłopotów - zapewniła - chciałam tylko zapytać czy nie wiesz, co się dzieje z Cassidy?
Osiemnastolatek zamrugał kilka razy. Właściwie sam się nad tym wcześniej nie zastanawiał.
- Nie, nie mam pojęcia - odpowiedział zgodnie z prawdą - jednak myślę, że widocznie nienajlepiej się czuła. Wie pani, kobiece sprawy albo grypa...
- Tak, rozumiem - uśmiechnęła się - no nic, możesz już iść na przerwę. Nie zapomnij tylko dać mi znać, jak dowiesz się, co się dzieje, dobrze, Dein? - Nie ma sprawy, proszę panią, dam znać, jak tylko wzbogacę się w tą informację!

Amanda zwolniła się z reszty lekcji, które miała prowadzić dzisiaj, pod pretekstem pilnej sprawy rodzinnej. Pierwszy raz wykorzystała tak głupią wymówkę i pierwszy raz ktoś się na to nabrał, choć teoretycznie nikt niepowinien. Czuła się, jak w liceum. Wsiadła do samochodu i zaparkowała dopiero niedaleko centrum. Stamtąd pieszo pomaszerowała do domu uczennicy, która dzisiaj nie pokazała się na lekcjach. Zadzwoniła, a po chwilowej ciszy znowu zapukała. Ktoś wewnątrz przekręcił klucz, a drzwi potem magicznie (wcale nie) uchyliły się.
- Co ty tu robisz? - spytała zaniepokojona rudowłosa, szerzej otwierając drzwi.
- Przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku - odpowiedziała nauczycielka.
- Jest dobrze - rzuciła skąpo Cass - możesz już wracać do szkoły.
- Ty też powinnaś, a jednak cię tam nie ma - odgryzła się Adams - poza tym tak szybko sobie nie odpuszczę, wpuścisz mnie do środka?
Dziewczyna jęknęła, ale niechętnie odsunęła się, by kobieta się wsunęła. W domu usiadły w kuchni, przy ogromnym stole.
- A więc czego tu szukasz? Jestem tylko uczennicą z okresem - nadal się przekomarzała.
- Przestań się tak zachowywać - przerwała jej towarzyszka - to niegrzeczne i bardzo chamskie, a ja nic ci nie zrobiłam.
- Przepraszam - odparła po zastanowieniu i znowu ucichła.
- Widzę, że coś się dzieje, ale nie pomogę, niewiedząc, co dokładnie, Cassidy, o co chodzi?
- Nieważne, sama sobie poradzę - przełknęła ślinę - i tak byś mi nie pomogła, o to się założę.
- Nawet nie próbujesz!
- I nie mam zamiaru starać się o to, bo akurat to naprawdę nie ma sensu.
Trzydziestolatka wstała, zaczęła przechodzać się po przestronnej kuchni, oglądając niby przypadkowo wszystko, co się tam znajdowało.
- Chyba wiem, co jest grane - powiedziała cicho, ale słyszalnie nauczycielka.
- Tak?
- Nasze ostatnie spotkanie. Skończyło się...dziwnie, nieprawdaż?
- Amando, nie wracajmy...
- Trzeba o tym porozmawiać - wtrąciła - to istotne. Posłuchaj uważnie.
- Nie! Nie ma mowy, nie dam się wodzić za nos, bo ty masz kaprys. Chcesz uwieść swoją uczennicę, a potem jakgdyby nigdy nic zwiać? Bez przesady.
- Cass, chyba mnie źle zrozumiałaś, ja...
- Daj mi spokój - krzyknęła - upozorowałaś to wszystko niemal doskonale, gdyby nie ten wyskok. O matko, no i jeszcze czepiasz się mojego ojca. Masz na naszym punkcie jakąś obsesję?
- O czym ty...cholera.
- Tak, cholera - przedrzeźniła kobietę dziewczyna - wyjdź już, nie jesteś tu potrzebna.
- Daj mi wyjaśnić, to nie tak, jak myślisz.
- Wiesz, może i nawet bym ci uwierzyła, gdybym w biurze taty nie zauważyła tych zdjęć. Na każdym z dziesiątek zdjęć jesteś ty albo wy razem. Spierdalaj - powtórzyła dobitniej - po prostu spierdalaj.

Cassidy ponownie została sama. Tym razem nie miała siły na myśli, których natłok wściekle bolał. Usnęła, lecz tym razem sen różnił się od poprzednich koszmarów.

Amanda natomiast zareagowała odwrotnie, nie mogła się uspokoić. Dlatego też zdecydowała się przywołać najboleśniejsze wspomnienie i pokierować nim w śpiący umysł osiemnastolatki.

Sacrum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz