Część 3

13 2 0
                                    

Odkąd poznała Deina, jej życie w Lawender stało się o wiele ciekawsze. Choć koszmary nadal dręczyły Cassidy, ta uparcie starała się ukierunkować myśli gdzie indziej; miała sporo zajęć związanych ze szkołą, a czas wolny przeznaczała na spotkania i dzikowanie z chłopakiem, z którym się zaprzyjaźniła. Jedyną zagadkę, nad którą nie przestawała się zastanawiać, stanowiła nauczycielka - Amanda Adams. Ciągle na siebie wpadały, a na lekcjach kobieta posyłała uczennicy niepokojące, lecz jednocześnie sympatyczne spojrzenia.

- Nad czym tak rozmyślasz? - brunet z rozczochraną grzywką usiadł na huśtawce obok rudowłosej - cały dzień wydajesz się taka...nieobecna. Coś cię gryzie? Wszystko okej?
- Zwolnij, kowboju, nic się nie dzieje - odparła, mimowolnie przygryzając dolną wargę.
- Kłamiesz - westchnął - Cass, przysięgaliśmy sobie, że między nami nie będą mieszać żadne sekrety, a ty nie opuszczasz kurtyny tajemniczości, która jest przed tobą.
- Dein...
- Poczekaj - zatkał jej usta dłonią i uśmiechnął się lekko - nie naciskam, zwyczajnie opowiedz mi o wszystkim, jeśli poczujesz się wreszcie gotowa.
- Jesteś cudownym przyjacielem - odpowiedziała, kryjąc się w jego ramionach - teraz jestem gotowa. To właściwie nic wielkiego.
- Na pewno?
- Tak - odsunęła się, patrząc mu prosto w szkarłatne oczy - Adams.
- Co z nią nie tak? Masz problemy z rozszerzenia? Ty?
- Nie, nie - zaśmiała się - nie, chodzi o nią, a nie o oceny z polskiego. Dziwnie się zachowuje. Wiecznie rzuca mi te uśmieszki, które trudno jakkolwiek zinterpretować. Obserwuje mnie, nas; w ogóle niby przypadkowo na mnie wpada co rusz. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć!
Dein Dasent umilkł. Przez kilka minut żadne z przyjaciół nie wypowiedziało ani słowa; dziewczyna też poświęciła się jakiejś zagwozdce.
- Wiesz, trochę za bardzo się ekscytujesz, kiedy o niej mówisz - wypalił, od razu cofając się o krok, by nie zarobić w twarz, jak zwykle bywało.
- Przestań - zawstydziła się, ukrywając spojrzenie w piasku pod trampkami - to nie jest zabawne. I nie, nie jestem w niej zakochana, jeżeli tak sądzisz. Klepnij ty się sam w ten głupi łeb!
- Daj spokój - chwycił ją za rękę - poszukamy ci młodszej i ładniejszej, choć Amanda przyznam, jest ideolo.
- Bądź poważny przez dwie minuty!
- Okej, dwie minuty, czas: start. W takim razie, uważam, że jesteś strasznie przewrażliwiona. To zwykłe zbiegi okoliczności, a ona albo cię lubi i chce ci w czymś pomóc, albo za tobą nie przepada zwyczajnie. Nic nowego - wzruszył ramionami - nie przejmuj się, nie powinnaś takich drobnostek brać sobie do serca.

{}{}{}{}{}{}{}{}

Trzydziestolatka nerwowo stukała niespiłowanymi paznokciami o kierownicę. Mało brakowało, by zatrąbiła i przegoniła młodzież, której w tych godzinach nie powinno tutaj być. Przez nich przecież nie mogła przejechać, coby skrócić sobie drogę do domu. Dlatego zmuszona została cofnąć się samochodem, wybrać uliczkę, którą objedzie osiedle dookoła. Tak zrobiła i po następnych dwudziestu minutach niecierpliwości znalazła się na parkingu pod zadbaną kamienicą. Zatrzasnęła drzwi, zamknęła je na klucz i już postawiła krok w stronę klatki, jednak znajomy głos nakazał jej pójść w drugą stronę. Stanęła obok sosen, zza których nikt z przodu nie miał możliwości jej dostrzec. W dodatku było ciemno, ponieważ nadchodziła północ. Amanda wsłuchała się w rozmowę swoich uczniów. Uśmiechnęła się z powodu tematu, którym się zajęli, ale wiedziała, że rozgrzebywanie tego przez Cassidy nie jest bezpiecznym, pożądanym ani potrzebnym działaniem. Podjęła więc decyzję, co do której słuszności pewności nie miała, aczkolwiek wolała zaryzykować. Musiała zdobyć zaufanie osiemnastolatki i odciągnąć ją od pogoni za złymi tajemnicami, które prawdopodobnie odbiłyby się na niej tragicznie. Wykonała dwa kroki w tył i otwartymi dłońmi machnęła w stronę stojącego przy placu zabaw drzewa. Nie było ono ogromne, raczej dopiero rosnące, dojrzewające, przecież nie chciała wyrządzić dzieciakom krzywdy. Pień zaczął się załamywać, po czym dwumetrowe drzewo runęło do stóp pary trzymającej się za ręce. Jego niezbyt bujna korona wylądowała tuż przed nimi. Obydwoje odskoczyli, niczym porażeni prądem, uderzając twardo plecami o ziemię. Rozległ się krzyk, a tego nie przewidziała okularnica. Otworzyła usta ze zdziwienia; nie tak miało to wyglądać! Bezzwłocznie ruszyła ku podnoszącemu się chłopakowi i leżącej jeszcze dziewczynie.
- Pani Adams? Pani Adams, jak dobrze, że się pani tu znalazła! Proszę mi pomóc, ona chyba uderzyła się w głowę! - Dein panikował, a nauczycielka nie mogła się skupić, więc bezgłośnie wypowiedziała zaklęcie uspokajające, które wprowadziło nastolatka w spokój.
- Spokojnie, nic jej nie będzie - powiedziała zbyt pewnie siebie, bo sama miała jedynie nadzieję na to, że unikną komplikacji - idź do domu.
- Zadzwonię po karetkę! - zaproponował nagle z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie! - zawołała, a potem dodała już ciszej - obiecuję, że zajmę się nią, jak należy, ale idź do domu, ty też musisz odpocząć. Sporo się dzisiaj wydarzyło, nie uważasz?
- Dobrze, racja, ale niech pani postępuję z nią ostrożnie, proszę.
- Zadbam o twoją przyjaciółkę - syknęła nieco zirytowana gadatliwością bruneta - dobranoc. A i jeszcze jedno - spojrzała mu w oczy - nie mów o tym nikomu, nawet rodzicom. Rozumiemy się?
- Tak jest - odpowiedział wesoło, odwracając się na pięcie i odbiegając od "miejsca zbrodni".
- Chodź - szepnęła, biorąc na ręce nieprzytomną jeszcze dziewczynę - będzie dobrze. Nic ci nie jest. I nic ci się nie stanie więcej, przysięgam. Nie na mojej warcie. Przepraszam za jutrzejszy ból głowy i zaschniętą krew, ale nie miałam wyboru.

Ułożyła ją na miękkiej pościeli we własnej sypialni, delikatnie ściągając z niej ciasno zawiązane trampki, a później spodnie i koszulkę. Dosłownie pięć sekund przyglądała się zgrabnemu ciału Cassidy, przełykając ślinę. "Nie powinnam na to patrzeć, nie bez jej wiedzy", skarciła się w duchu. Wyszła z pokoju, zostawiając uchylone tam drzwi, na wszelki wypadek. W kuchni sięgnęła po burbon, napiła się wprost z butelki. Odetchnęła. Pozostało tylko napisać esemesa z telefonu dziewczyny do jej ojca - Edmunda, by się nie martwił i tu wymyślić mądrze brzmiącą wymówkę.

Sacrum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz