Leży tu już jakiś tydzień.
- Kiedy go wypuścicie?- zapytałem pielęgniarki kiedy wyszła z sali.
- Niestety stan chłopaka jest kiepski. Szybko stąd nie wyjdzie... jeżeli w ogóle wyjdzie.- dodała po chwili.
- Jak to?! Nie może być aż tak źle! On musi żyć!
- Niestety. Przykro mi. - pogłaskała mnie po ramieniu i odeszła.
Benio jest chory na raka. Lekarze dali mu jeszcze 3 miesiące ale ja wiem, że będzie żył dłużej. Musi żyć dłużej. Ja bez niego sobie nie poradzę.
- Idź do domu. Wyśpij się.- powiedział cicho Benek.
- Nie. Nie zostawię cię.
- Idź proszę.- zrobił taką słodką minę, że nie mogłem mu odmówić.
- No dobrze ale jutro z samego rana wpadnę.
- Dobrze. Idź już.
Pocałowałem go w czoło i opuściłem salę. Wsiadłem do autobusu i pojechałem do domu. Gdy byłem już na miejscu wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Wstałem ok 10:00, umyłem się, zjadłem śniadanie i ruszyłem na przystanek. O 10:45 przyjechał autobus. Wsiadłem i pojechałem do szpitala.
Gdy wszedłem na oddział na którym leżał Benio był jakiś straszny harmider. Pielęgniarki ciągle gdzieś biegały. Skierowałem się w stronę sali na której leżał Benek. Zajrzałem ale jego tam nie było. Przestraszyłem się. Szybko skierowałem się w stronę jakiejś pielęgniarki.
- Przepraszam gdzie jest chłopak z tej sali?
- Zatrzymał się. Lekarz reanimuje go od 45 min.- odpowiedziała i szybko poszła do dużej sali ze szklanymi drzwiami. Również się tam skierowałem. Za szybą ujrzałem Benia oraz lekarza, który go reanimował. Łzy naleciały mi do oczu. Szybko je otarłem.
Muszę być silny... dla Benia.
Po jakiś 25 minutach zobaczyłem jak lekarz słabnie, traci nadzieję, odkłada defibrylator. Odłącza chłopaka od aparatury i zapisuje coś na kartce. Dlaczego?! Dlaczego oni go nie ratują?! Oni muszą go uratować!
Nagle wyszedł lekarz.
- Przykro mi... Nie mogliśmy go uratować.
Spojrzałem na niego pustym wzrokiem po czym odszedł.
Nie mogłem w to uwierzyć.
On umarł. Nie żyje. Już nigdy nie usłyszę jego głosu, nie usłyszę jak się śmieje, jak mówi mi, że mnie kocha. Już nigdy nie zobaczę jego pięknych niebieskich oczu. Nie dotknę jego jedwabistej skóry. Nie poczuje zapachu jego perfum. Chciałem stąd iść. Jak najszybciej. Odepchnąłem się od ściany o którą się opierałem. Nagle zrobiło mi się słabo i przewróciłem się.
- Błagam zabierz mnie do nieba.
Jakaś pielęgniarka szybko podbiegła i zawołała lekarza. Reszty już nie pamiętam.
Było ciemno i zimno. Kompletnie nie wiem gdzie byłem. Chciałem się stąd wydostać jak najszybciej. Nie podobało mi się tu. Nagle zrobiło się jasno. Oślepiło mnie.
- Benek??? Czy ja?...
- Tak. Zabrałem Cię do nieba jak prosiłeś.
CZYTASZ
Smasie,fasie i te inne czyli one shoty
De TodoPo prostu one shoty gejowskie poświęcone ekipie terefere oraz paru innym osobom.