Rozdział 7

70 8 0
                                    

Nigdy nie byłam w tej części Aspen, chociaż przyjeżdżamy tu co roku na święta. Ta okolica, wydawała się tętnić życiem. Ludzie wszędzie się dokądś spieszyli. Przebiegali przez przejścia dla pieszych, nie zwracając nawet uwagi jakie jest światło. Może to po prostu przez święta? Na przydrożnych lampach wisiały metalowe bombki, renifery i choinki, migoczące tysiącami kolorowych światełek. Ulice nadal przyozdabiała mała warstwa białego śniegu, zmniejszająca się z każdą chwilą.

Wreszcie autobus zatrzymał się i razem z Kathy skierowałam się w stronę dużego centrum handlowego o nazwie ,,Christmas''. Moje włosy od razu rozwiał podmuch chłodnego powietrza, chłodnego, na szczęście nie piekielnie zimnego. Kathy szła tak szybko, że z trudem dotrzymywałam jej kroku. Mogłam się domyślić, że nie może się doczekać, przymierzania całej masy różnych sukienek. To przecież w jej stylu.

Ale nie w moim. I muszę coś szybko wymyślić, żeby się stąd jak najprędzej zmyć.

Weszłyśmy przez ozdobione czerwonymi bombkami, rozsuwane drzwi, nie czekając na żadne zaproszenie. Kathy ruszyła przodem, co chwila zerkając za siebie, pewnie sprawdzając czy nadal za nią idę.

Po chwili przystanęła przed ogromnym sklepem i odwróciła się do mnie.

- To nasz pierwszy punkt, najlepszy sklep w całym Aspen. Widziałam tu taką jedną, cudną sukienkę. No chodź – odezwała się, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę drzwi.

Kathy chodziła z jednego końca sklepu do drugiego i z powrotem. I tak chyba z dziesięć razy, zanim zdecydowała się wejść do przymierzalni. W rękach trzymała zaledwie jakieś, piętnaście, góra dwadzieścia różnych sukienek. Chociaż sprzedawczyni mierząc ją, stwierdziła że Kathy ma rozmiar 38, ona upierała się przy 36, zarzucając ekspedientce, iż twierdzi że jest gruba. Na szczęście, nie wywalili na ze sklepu.

- Nie ruszaj się stąd, jak niczego nie przymierzasz, to możesz poszukać jeszcze coś dla mnie – odezwała się Kathy, zza grubych zasłon przymierzalni – Pochodź jeszcze, może coś znajdziesz.

I wtedy do mojej głowy wpadł równie cudowny pomysł, co jedna z sukienek, w przymierzalni Kathy. Przecież ona będzie tam siedzieć całą wieczność. Jeśli teraz wyjdę, zauważy to dopiero gdy będę już daleko stąd. To brzydko z mojej strony, zostawiać ją tu samą, nie informując jej gdzie idę, ale z drugiej strony... nie mam dłużej ochoty bawić się w poszukiwaczkę skarbów, no dobra poszukiwaczkę sukienek.

Sorki Kathy, powinnaś wiedzieć że jestem egoistką.

Po chwili byłam już przed ,,Christmas'', oddychając świeżym powietrzem. Nie zastanawiałam się nad tym, co będę robić po wyjściu ze sklepu i zostawieniu w nim Kathy, więc skierowałam się na przystanek, postanowiłam wrócić do domu.

Tylko że był jeden mały problem. Nie pamiętałam ani numeru autobusu, ani jego trasy. Byłam gdzieś na przedmieściach miasta... i nie miałam pojęcia jak wrócić do domu. Jak mogłam zapomnieć, że Kathy wywiozła mnie w miejsce, z którego nie znam drogi powrotnej ? No jak ?

Gratulacje Isabello, to twój najgłupszy pomysł w tym roku. A rok za pięć dni dobiega końca.

Nie mając innego wyboru, postanowiłam pójść do pobliskiego parku. Sama nie wiem po co. Po prostu, było to lepszym rozwiązaniem, od zostania przy wejściu do galerii handlowej, w której zostawiłam, już pewnie rozzłoszczoną koleżankę.

Dojście do parku zajęło mi nie całe dziesięć minut. Park jak park. Drzewa, ławki no i pozostałości śniegu. Jak się cieszę, że przynajmniej nie ma dzisiaj śnieżycy.

Usłyszałam jakiś szelest i zapominając że jestem w parku, w którym mogą być też inni ludzie, gwałtownie się odwróciłam. Uderzyłam głową w stojącą naprzeciw mnie osobę i upuściłam czarną torebkę na śnieg. Dopiero po chwili moje oczy zobaczyły kogo niezdarnie uderzyłam.

My Only WishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz