Prolog

597 33 5
                                    


- Żałuję, że nie mogliśmy się z tobą pożegnać.

Wpatrywałam się w czarno białą fotografię umieszczoną na grafitowym nagrobku, w którym od ponad roku spoczywała moja zmarła mama. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłyśmy do siebie podobne, miałyśmy bardzo podobny układ twarzy. Mogłaby uchodzić nawet za moją starszą siostrę.

Po tym, jak mój brat opuścił miasto, z pomocą Michaela, z którym do dzisiaj, jako tako utrzymywałam kontakt, odnalazłam groby obojga naszych rodziców. Kiedy tylko znalazłam wolną chwilę, przychodziłam na cmentarz i poświęcałam kilka minut, by z nimi porozmawiać i zostawić jakieś kwiaty. Po wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce kilka miesięcy temu, ogromnie tego potrzebowałam. Te krótkie chwile były dopełnieniem pustki, która pojawiła się w moim wnętrzu.

Kucnęłam i położyłam skromny bukiet białych róż na nagrobku, mimowolnie lekko się uśmiechając. Tęskniłam za nią, pomimo tego, że porzuciła nas, gdy byliśmy dziećmi i zostawiła nas na pastwę ojca tyrana. Liczyło się dla mnie to, że żałowała tego i chciała do nas wrócić, żeby nam to wynagrodzić. Los niestety postanowił spłatać nam niezłego psikusa.

Podniosłam się na równe nogi, automatycznie otrzepując spodnie z kurzu i ruszyłam w stronę parkingu. Nie przepadałam za cmentarzami, mimo że w ostatnim czasie byłam tu częstym gościem. Trochę mnie przerażały i trudno mi powiedzieć, czemu tak jest.

Czułam dziwny ucisk w żołądku, kiedy podchodziłam do czarnego Dodge'a, stojącego pod wielkim drzewem. Zaczęłam nim jeździć zaledwie parę tygodni temu, wcześniej nawet za bardzo do niego nie podchodziłam. Za bardzo przypominał mi o tym, co było. W dniu, kiedy się przeprowadzałam do nowego domu, nawet nie miałam zamiaru brać tego samochodu, jednak niezastąpiony Louis odstawił mi go prawie pod same drzwi. Oczywiście mogłabym go po prostu sprzedać, ale coś nie pozwalało mi tego zrobić. Zamiast tego stał nieruszany w garażu, codziennie pokrywając się kolejną warstwą kurzu.

Wskoczyłam do środka i odetchnęłam głęboko, wciągając do płuc mocny zapach dymu papierosowego i alkoholu, które trzymały się od dnia, kiedy ostatnio widziałam się z Hemmingsem. On, jako jedyny z tamtej czwórki został w mieście i dotrzymywał mi towarzystwa. Nawet Louis nie kontaktował się ze mną już tak często, co było przykre, ale zaakceptowałam to. Odpaliłam silnik i szybko wyjechałam z parkingu, kierując się na przedmieścia dokładnie z drugiej strony miasta niż znajdował się nasz poprzedni dom a także dom Ashtona, gdzie wciąż pomieszkiwał Luke.

Gdzieś w połowie drogi mój telefon zaczął dzwonić jak oszalały, tym samym zagłuszając nieco muzykę, która leciała z głośników. Kiedy spojrzałam na wyświetlacz mój humor nieco się pogorszył i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powinnam zignorować tego połączenia, jednak w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przełączyłam na tryb głośnomówiący, a następnie rzuciłam telefon na deskę rozdzielczą.

- Widzę, że wciąż masz mój numer - usłyszałam po drugiej stronie.

- Tylko po to, żeby nie odbierać - parsknęłam.

- A mimo to, odebrałaś - zauważył podśmiechując się wesoło.

- Czego chcesz? - spytałam wkurzona.

- Twojej pomocy.

- Od kiedy to potrzebujesz mojej pomocy? - prychnęłam.

- Proszę cię Heather.

- Jeżeli wiesz, gdzie mnie szukać - powiedziałam i rozłączyłam się.

Piętnaście minut później zaparkowałam na wąskim podjeździe przed swoim domem. Był niewielki zaledwie dwa pokoiki, kuchnia i łazienka. Po tym, jak oddałam warsztat Louisowi i dorabiałam w klubie Savannah jako tancerka, nie było mnie stać na zbyt wiele, ale nie narzekałam. Jak to mówią: ciasne, ale własne.

Rzuciłam kluczyki oraz telefon na stolik i skierowałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie przepocone ubrania i porzucając je na podłodze weszłam pod prysznic. Stałam w strumieniach letniej wody przez dobre dziesięć minut i pewnie stałabym tak dużo dłużej, jednak przez szum wody przedarł się do moich uszu dźwięk stukania do drzwi.

Zakręciłam wodę, naciągnęłam na siebie puchaty szlafroczek i wycierając włosy ręcznikiem, niespiesznie ruszyłam do wejścia, gdzie pukanie stawało się coraz głośniejsze. Gdy z rozmachem otworzyłam drzwi, prawie natychmiast zamarłam, widząc znajomą postać mojego brata. Chłopak uśmiechnął się nieznacznie i pomachał mi, jak gdyby nigdy nic. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś chamskiego, jednak głos utknął mi w gardle, gdy zza ściany wyłonił się nie, kto inny, tylko Ashton.


Bad Blood » Ashton Irwin (✔)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz