Rozdział 1

490 12 11
                                    

*w załączniku zdjęcie stroju Rachel*

Szybko zakładam czarne, dopasowane dżinsy z wysoki stanem, obcisłą bluzeczkę w tym samym kolorze z rękawami trzy czawarte. Jest dość krótka, więc widać kawałek mojego brzucha. Zgarniam po drodze klucze, telefon i okulary przeciwsłoneczne. Zamykam drzwi i ruszam szybkim krokiem w stronę domu Państwa Hemmings. Szukali opiekunki do dziecka, więc bez zastanowienia przyjęłam ich propozycję. Nieźle płacą, a mi mama odcięła kieszonkowe. Kocham ją, ale czasem mam jej dość. Ale to chyba normalne, prawda? Wzdycham, przeczesuję włosy, zakładam okulary i przyśpieszam. Powinnam dość w jakieś dziesięć minut. Dochodzi dwunasta, jest upalnie i jedynie o czym teraz marzę, to iść spotakać się z przyjaciółką. Cholera, dzisiaj jest sobota, a ja będę niańczyć Mollie. Nie mam na to najmniejszej ochoty, ale jakoś trzeba zarobić. Wydaje mi się, że to lepsze niż chodzenie po mieście i rozdawanie ulotek. Chociaż...?

Podnoszę dłoń i pukam. Szybko zdejmuję okulary i zakładam je za dekold bluzeczki. Uśmiecham się szeroko, gdy tylko drzwi się uchylają.

- Oh, witaj Rachel. Proszę, wejdź. - odsunęła się pani domu.

- Dzień dobry. - witam się z Panem Hemmings, który posyła mi uśmiech i zakłada marynarkę.

- Mollie jest na górze w swoim pokoju. Będziemy wieczorem. Mam nadzieję, że to dla ciebie żaden problem? - pokiwałam przecząco głową. - To dobrze. Prosiłabym cię, żebyś o czternastej podała obiad. Jest w lodówce. Wystarczy odgrzać.

- Dobrze. Proszę się nie martwić. Dam sobie radę. - przykleiłam do twarzy ten głupi uśmiech. Niech myślą, że mi zależy.

- W to nie wątpię. Do zobaczenia - już zamykała drzwi, gdy znowu je uchyliła - A, i jest jeszcze Luke. Ale nim nie musisz się opiekować. Myślę, że jest samowystarczalny. - posłała mi szczery uśmiech i pomachała.

- Super - wzdycham i wchodzę powoli po schodach. Zerkam do pokoju dziewczynki. Byłam już kilka razy w tym domu. Szczerze, nie wiedziałam, że mają syna. Nigdy go tu nie widziałam. W sumie, jakoś mnie to nie interesuje. Uchylam drzwi i uśmiecham się do niej. - Hej, Mollie.

- Rachel! - krzyczy, zrywa się z dywanu i przytula się do mnie.

- Na co masz ochotę, hm? - pytam, biorąc ją na ręce.

- Pójdziemy do ogrodu?

- Jasne. Dzisiaj jest piękna pogoda. Szkoda ją marnować, siedząc w domu. - uśmiecham się i schodzę na dół. Idziemy razem na dwór. Stawiam dziewczynkę na trawniku. Od razu idzie do piaskownicy i zaczyna się bawić. Ogólnie nie lubię dzieci, ale Mollie jest wyjątkowa. Nie wiem czemu. Może dlatego, że nie krzyczy tak jak inne dzieci, o byle co? Jest jakaś... dojrzalsza od swoich równieśników. Jeśli można tak powiedzieć o czterolatce. Uśmiecham się do siebie i zerkam na stolik. Cholera, ciężko po sobie posprzątać? Wzdycham i zanoczę kubki po kawie do zlewu. Szybko je myję i wracam na taras. Układam gazety pod szklanym blatem wiklinowego stolika. Jest na swój sposób uroczy. Czy ja naprawdę powiedziałam, że ten mebel jest uroczy? Coś ze mną jest nie tak?

- Rachel... - zaczyna nieśmiało dziewczynka.

- Tak?

- Pić mi się chce.

- Może być sok? - pytam. Ona tylko kiwa głową z uśmiechem. Wchodzę spowrotem do kuchni i wyciągam z szafki szklankę. Nalewam soku, który leży na blacie.

- Mi też możesz nalać. - podskakuję na dźwięk czyjegoś głosu. Odwracam się i spotykam spojrzenie blondyna. Uśmiecha się do mnie głupio. Siedzi na wysokim krzesełku przy wysepce kuchennej. Ma czarne, dopasowane dżinsy, szarą bluzkę z jakimś nadrukiem i czarną bluzę. Hm... nadal uważam, że jest łady, ale to nie zmienia faktu, że go nienawidzę! I jak to się stało, że nie skojarzyłam faktów. Hemmings. Luke Hemmings. No idiotka!

Układ // L.Hemmings [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz