Rozdział 6

251 9 2
                                    


Weszłam do domu i rzuciłam torbę w kąt. Nie przejmując się zdjęciem butów, weszłam w głąb mieszkania. Zajrzałam po drodze do salonu. Pusto. Znalazłam się w kuchni, wyjełam sok pomarańczowy z lodówki i nalałam go do szklanki. Teraz zauważam karteczkę na wysepce. Marszczę brwi i, biorąc kilka łyków zimnego napoju, chwytam ją w dłoń.

"Kochanie, obiad jest w lodówce. Musiałam wyjść do pracy i wrócę późno. Nie czekaj na mnie. Obiecuję, że jutro pójdziemy na zakupy.

Kocham, mama <3"

Kręcę głową z rozbawieniem i wyrzucam papierek. Wypijam do końca sok i odkładam naczynie do zlewu. Wyciągam telefon i wybieram numer przyjaciółki, kierując się w stornę salonu. Po trzecim sygnale odbiera, w tym samym czasie ja opadam z sapnięciem na kanapę.

- Woah! Młoda, co ty tam robisz? - śmieje się.

- Ha, ha. Jakaś ty zabawana - wywracam oczami, ale i tak zaczynam chichotać. - To o której na te zakupy?

- No nie wiem. Szensnasta?

- To za pół godziny. Nie wyrobię się.

- Oczywiście - prycha i już widzę jak wywraca oczami. - To siedemnasta, pasuje?

- Kocham cię. - cmokam do słuchawki.

- Eh - wzdycha. - Wiesz, że ja ciebie też. Ale czasem mnie nieźle wkurzasz.

- Ale i tak mnie kochasz.

- No kocham. - mamrocze, wybuchając śmiechem.

- Dobra, laska. Idę się szykować. Przyjedziesz po mnie czy ja mam po ciebie przyjść?

- Chyba jesteś śmieszna, że ja mam iść taki kawał drogi w taki upał? - prycha.

- Zluzuj! To czekam, Kocie.

- Czekaj, czekaj. - mruczy, cmoka do słuchawki i rozłącza się. Z szerokim uśmiechem zrywam się na równe nogi i, o mało nie zabijając się, wbiegam na górę do pokoju. Biorę czyste ubrania, których wybranie zajmuje mi pół godziny. Trzeba dobrze wyglądać, nie? Nigdy nie wiadomo, kiedy spotkam tego jedynego. Śmieję się ze swojej głupoty i biorę szybki prysznic. Ubieram czarną, koronkową bieliznę, czarną, obcisłą, krótką bluzkę na długi rękaw i jasne szorty. Włosy dokładnie rozczesuję. Robię kreski, tuszuję rzęsy i maluję usta matową szminką, którą ledwo widać. Nie wyglądam tak źle. Trzeba to przyznać. Zadowolona z efektu zchodzę na dół. Zakładam wiązane buty na koturnie i wkładam okulary za dekolt bluzeczki. Chowam pieniądze, telefon do kieszeni oraz klucze, wcześniej zamykając dom. Odwracam się i już widzę samochód przyjaciółki, która czeka na podjeździe.

- Hej. - wsiadam i całuję jej policzek.

- Czas na zakupy! - piszczy, włączając się w ruch uliczny - Jak tam Luke? - zerka na mnie niepewnie.

- Nie wiem - przyznaję, wzruszając ramionami.

- Jak to nie wiesz?

- Normalnie. Raz zachowuje się jak ostatni idiota, a innym razem jej całkiem znośny. Po prostu ja już nic nie wiem. - wzdycham, przeczesując włosy i zakładając okulary na nos.

- Ciężka sprawa...

- A ty? - przerywam jej. Nie mam ochoty gadać o tym kretynie. Uroczym kretynie. Zaraz... Że co?!

- Co ja? - marszczy brwi, skupiając swój wzrok na drodze.

- Masz tam kogoś na oku. - uśmiecham się cwano.

Układ // L.Hemmings [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz