Teraz przyszedł czas na śmierć.
Idę w kierunku wieży i wchodzę na nią.
Nie mogę się powstrzymać i dzwonię do cioci.
Proszę do telefonu jej 5 letnią córeczkę.
-kochanie moje...kocham cię najbardziej na świecie, zawsze byłaś moim promyczkiem, wiesz?
-tak , jak będę starsza to dużo razem jeszcze zrobimy, dobze?
-okey, daj mi ciocie jeszcze ok?
-yhym
-pamiętaj że cie kocham. Ciociu?
- słucham cie
-byłaś moim wsparciem moją drugą mamą.
- czy ty sie żegnasz ?! Nie rób nic proszę cie !
-ja już nie daje rady......pilnuj jej ma być dla ciebie najważniejsza.....dbaj o nią tak jak o mnie dbałaś.
- jesteś na wierzy .....zaraz będę proszę poczekaj na mnie - słyszę jak płacze i słyszę że maluszek też coś krzyczy.
- dobrze poczekam - chce poczekać.Nie skoczę, nie zrobię jej tego. Nie umiem.
Wyciągam żyletkę tnę ostatnie wolne miejsca na nadgarstku.
Słyszę już jej kroki i krzyki żebym poczekała.
Ale ostatnie co robię sprawia że zamykam oczy. I nic już nie czuję.