Siedziałam w ciemnozielonym vanie mamy wgapiając się na jakże ciekawy tego dnia krajobraz. W radiu leciała piosenka "Home Sweet Home". No właśnie, niegdyś moja ulubiona piosenka a teraz... sam tytuł doprowadza mnie do szału.
- O czym tak myślisz? - spytała mama jeszcze bardziej podkręcając muzykę.
Odwróciłam się jeszcze bardziej w stronę okna i podparłam podbródek na kolanie.- Kiedy w końcu przestaniesz być na mnie zła? Ann, porozmawiajmy...
- Przestanę jak wrócimy do domu...- odburknęłam nie odrywając wzroku od szyby.
- Już niedługo. Zaraz będziemy w domu.
- NIE! -wrzasnęłam jak najgłośniej potrafiłam i wyłączyłam muzykę, przez którą czułam, że zaraz dostanę szału. - To co ty nazywasz domem, dla mnie nie znaczy kompletnie nic!. Nasz dom jest na Florydzie, nigdzie indziej! A ty wywozisz mnie na jakąś wiochę nie wiadomo gdzie..
- Do Alabamy - przerwała mi mama spokojnym tonem.
- I udajesz, że wszystko jest w porządku! - ciągnęłam dalej - Niczego ze mną nie uzgadniałaś! Wręcz zmusiłaś do porzucenia rodziny, przyjaciół, mojego życia!
Nie mogłam dalej kontynuować tego przepełnionego histerią i paniką wywodu. Czułam jak policzki mnie pieką od ciepłych łez żłobiących na nich kręte ścieżki. Czekałam aż mama odpowie na mój atak, ale ona cierpliwie czekała aż się uspokoję. Złapała mnie za rękę i dalej skupiając się na drodze, w spokojnym rytmie gładziła kciukiem moją dłoń. Poczułam jej spokój i ciepło. Od razu poczułam się lepiej. Wymieniłyśmy między sobą uśmiechy pokoju i włączyłyśmy radio. W moich uszach zabrzmiała piosenka "Little Things". Mama nuciła ją pod nosem aż w końcu obie pękłyśmy i zaczęłyśmy głośno drzeć nasze ryjki wykrzykując tekst piosenki. Dzięki temu wyzbyłam się na ten czas wszystkich negatywnych emocji i poczułam, że nuży mnie sen. Poddałam się mu bez walki.
***Obudziły mnie promienie słońca rażące jak lasery moje oczy. Z wielkim trudem udało mi się je otworzyć. Mama krzątała się z torbami między samochodem a prawdopodobnie naszym domem. Nowym domem, który zdaniem mamy będzie początkiem czegoś nowego i lepszego. Nowego może i tak, ale czy lepszego? Nie sądzę. Ostatnie wydarzenia odcisnęły mocne piętno na mnie. Ciężko będzie o tym zapomnieć.
Podczas gdy mama nadal latała z walizkami i kartonami, ja zaczęłam obserwować okolicę. Wydawała się bardzo przyjazna, a zwłaszcza pewien chłopak, który przykuł moją uwagę. Postawny brunet, bez koszulki, z burzą loków myjący samochód. Był bardzo dobrze zbudowany. Strumienie wody spływające po jego skórze wspaniale podkreślały jego mięśnie. Choćbym chciała, to nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Czy księżniczka raczy ruszyć swój tyłeczek z tego fotela? - zapytała z lekkim oburzeniem mama. Kiwnęłam głową i przewracając oczami wygramoliłam się z samochodu. Dostałam do rąk szare pudło podpisane "Anabelle". Weszłam po schodkach do nowego domu. Moim oczom ukazał się ogromny salon i nowoczesna, ale przytulna kuchnia.
- Zanieś to pudło do siebie. - powiedziała obojętnie mama rozpakowując naczynia z folii bąbelkowej.
- Do mnie?- Na górze w lewo..
Posłuchałam wskazówki i wspięłam się na lekko strome schody. Dotarłam pod białe drzwi i otworzyłam je łokciem. Weszłam do pokoju, w którym nie było nic. Białe ściany, biały sufit, biała podłoga. To troche przygnębiające. Odłożyłam karton na podłogę i podeszłam do okna. Zobaczyłam ładną werandę zrobioną w starym stylu oraz trochę zaniedbany ogród. Opadłam bez sił na podłogę i czułam jak moje oczy zapełniają się łzami. Zacisnęłam powieki i pozwoliłam, aby dziki szloch wydostał się z moich ust. Zrozumiałam, że pomimo nowego domu i zaczynającego się "nowego" życia, nie będzie przy mnie tej jednej, najważniejszej osoby. Już nigdy...
CZYTASZ
#OTHER
FanfictionAnabelle żyła zwyczajnie, jak każda nastolatka. Kochająca rodzina, przyjaciele, ale ciąg nieprzewidzianych zdarzeń pozostawiły na jej sercu bolesne rany. Niektóre z nich mogą już nigdy się nie zagoić. Jednak na swojej drodze spotyka ludzi, którzy po...