Rozdział 7

8 0 0
                                    

- Muszę Cię zmartwić - rzekłam - Szybko się ode mnie tego nie dowiesz.

- Kwestia czasu - westchnął.

Przysiadł się jeszcze bliżej mnie. Oparł dłoń tuż przy mojej. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy. Dlaczego?  Tego jeszcze nie wiem. Jego kciuk delikatnie gładził wierzch mojej dłoni. Szybko się od niego odsunęłam. Podeszłam do huśtawki. Usiadłam i zaczęłam się huśtać. Harry wbił wzrok w ziemię. Wiem, że odsuwając się sprawiłam mu przykrość, ale nie teraz, proszę, nie teraz. Postanowiłam przerwać tą niewygodną ciszę.

- Jak było z Angelique?

- Hah - zaśmiał się - Ty serio pomyślałaś że... hahahahahhha.

- Tak zabrzmiało.

- Nie, nie, nie, spokojnie mała. Mam zasady.

- Doprawdy? Ktoś taki jak ty może mieć zasady?

-Taki czyli...jaki?

- Cwaniaczek. Wyglądasz i zachowaujesz się jak taki cwaniak.

- Zdążysz mnie jeszcze poznać Ann. A tymczasem nie nazywaj mnie tak. - odparł i podszedł do mnie. Stanął za mną i lekko huśtał. Zamknęłam oczy i zatraciłam się w tej chwili. Było bardzo przyjemnie. Dawno się tak nie czułam.

- Uprawiasz jakiś sport? - zapytał.

- Czasem biegam.

- Za żółtym skurwysynem? Haha

- Najczęściej.

- Chętnie pomogę Ci go dorwać. Na przykład dziś wieczorem.

Kiwnęłam głową twierdząco. Stwierdziłam, że zbyt długo jestem już poza domem. Ekhm "domem". Byłam ciekawa czy mama nie rzuciła przypadkiem słów na wiatr mówiąc o pracy.

- Chcesz wrócić do domu?

- Nie...nie..czemu?

- Widzę. Krępuję Cię. Chodź.

Chwycił moją dłoń i pomógł mi wstać. Szliśmy alejką w stronę zaparkowanego auta. Znów pojawiła się ona, ta okropna cisza. Nikt nie ważył się jej przerwać. Wsiedliśmy do auta. Zapinając pasy, Harry włączył muzykę.

- Przepraszam - westchnął.

- Za co? - nie ukrywałam zdziwienia.

- Za Tomlinsona, dziś w szkole.

- Nie musisz przepraszać. To miłe, że stanąłeś w mojej obrobie w ogóle mnie nie znając. Ale może trochę zbyt ostro go potraktowałeś.

- Wiem - odpalił samochód - dlatego przepraszam. On nie był taki zawsze...

- Jaki?

- Taki...taki...agresywny. Kiedyś był najważniejszą osobą w moim życiu.

Potrząsnęłam głową, bo nie dowierzałam temu co słyszę. Poprawiłam się na siedzeniu, zapowiadało się ciekawie. Chęć opuszczenia towarzystwa Stylesa gdzieś zniknęła.

- Dlaczego kiedyś a nie teraz? - spytałam delikatnie.

- Ehh. Pogadamy kiedyś o tym, okay?

- Okay.

Musiało to być dla niego bardzo trudne skoro nie chciał powiedzieć o co chodzi. Albo po prostu nie jest zbyt ufny, w końcu niedawno się poznaliśmy. Tak czy inaczej, dowiem się o co poszło.

Stanęliśmy przy podjeździe. Harry westchnął ciągnąc za hamulec ręczny. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam. Odwzajemnił ten gest a w jego policzkach znów pokazały się te cudowne dołeczki. To jest takie słodkie. Nie wiem dlaczego takie rzeczy na mnie działają. Przecież jestem silna i takie tandety nie powinny na mnie działać. Jednak w tym przypadku jest inaczej.

- To do zobaczenia, Ann.

- Było świetnie, Harry. Dzięki.

Chłopak zaśmiał się i otworzył mi drzwi. Gdy wychodziłam z auta w oknie zobaczyłam...mamę? A ona nie miała szukać pracy? O nie, tak się bawić nie będziemy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi.

* Harry *

Obserwowałem jak jej biodra kołyszą się gdy odchodziła. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Działa na mnie niesamowicie. Pierwszy raz jakaś dziewczyna aż tak mnie zainteresowała. Jest śliczna, tajemnicza, idealna. Chciałbym żeby ta znajomość się rozwinęła. Szkoda tylko, że temat Louisa...w sumie sam go wywołałem. Debil, no debil! Po co?! Sam nie wiem. Czułem się poniekąd winny tego co się stało rano. Muszę robić wszystko żeby zatrzymać ją przy sobie. Tylko czy mi się uda?

* Ann *

Weszłam do domu a za drzwiami słyszałam odjeżdżający samochód. No daleko pojechał, na drugą stronę ulicy. Cieszyłam się, że znów go zobaczę wieczorem. Ale w tej chwili bardziej interesowała mnie mama i jej obietnica. W korytarzu zdjęłam buty w pośpiechu a kurtke rzuciłam na kartony.

- Mamo! - krzyknęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Mamo!

Zmartwiłam się. Zaczęłam biegać po całym domu w poszukiwaniu mamy. Co ona znowu wymyśliła?! Przecież przed chwilą ją widziałam! Wpadłam do salonu i... leżała na kanapie, nie przytomna. Wokół pełno butelek. Poczułam jak łzy napływają do oczu a w efekcie spływają po policzkach dość obficie. Znowu?! W momencie kiedy wszystko zaczęło powoli się układać?! Zakryłam usta ręką tłumiąc krzyk, który za wszelką cenę chciał się ze mnie wydostać. Wybiegłam z domu. Nie chciałam dłużej na nią patrzeć. Na jej czerwoną twarz. Na jej potargane włosy. Na jej ręce trzymające resztki alkoholu w butelkach. Tak bardzo się za nią wstydziłam. Trzasnęłam drzwiami, ledwo zbiegłam ze schodów. Potknęłam się o własne nogi i upadłam na płyty chodnikowe. Nie wytrzymałam, wybuchłam głuchym szlochem. Płacz zawładnął nad moim ciałem.

- Uważaj, bo się odwodnisz - usłyszałam. Rozpoznałam chrypkę Stylesa. Zagrał trochę chamsko, ale postanowiłam to przemilczeć i nadal szlochałam. - Ann?

Klęczał przede mną, pocierał swoimi rękami o moje dłonie. Spojrzałam w jego oczy. Oczy przepełnione zmartwieniem. Nie byłam w stanie zrobić nic innego tylko wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Był wyraźnie zaskoczony moją reakcją, ale zachował się bardzo miło. Oplótł moje ciało umięśnionymi rękami. Trwaliśmy w uścisku do momentu aż emocje trochę się uspokoiły. Podniósł mnie, chwycił za dłoń i ruszyliśmy przed siebie. O nic nie pytał, tylko szedł. Wlokłam nogi za sobą, chciałam zostać na tym chodniku i płakać. Gdy zauważył, że nie bardzo uśmiecha mi się spacer, wziął mnie na ręce i skręciliśmy do jego domu.

- N..n..nie - wydukałam

- Dlaczego nie? Nie jesteś w najlepszym stanie. U mnie będzie Ci dobrze. Zaufaj... - powiedział i musnął swoimi wargami moje czoło. Oplotłam jego szyję dłońmi i płakałam dalej. Łokciem otworzył drzwi i przeniósł mnie przez próg.

- Harry co się stało?! - krzyknęła jakaś kobieta biegnąc do nas. - Synu, kto to jest?!

- Później mamo - odrzekł Styles i wszedł na piętro.

Zaniósł mnie do pokoju i położył delikatnie na łóżku. Usiadł obok mnie, chwycił delikatnie moją głowę i położył sobie na kolanach. Gładził moje włosy i twarz, a ja pozwalałam mu na to. Zaczął nucić jakąś piosenkę, ale nie potrafiłam jej rozszyfrować. Jego głos brzmiał tak pięknie i uspokajająco. Sama nie wiem jak po pewnym czasie udało mu się okiełznać moje emocje. Ustąpiłam...dalej nie pamiętam nic.

#OTHEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz