Poddałam się emocjom. Popłakałam chwilę, ale w mojej głowie pojawiła się myśl " Do jasnej cholery, Anabelle! Zawsze byłaś twardą babką! Tyle osób chciało Cię zniszczyć! Tyle zdarzeń doprowadzało Cię do płaczu i nie tylko. Dałaś radę wziąć się w garść i pierdolnąć im wszystkim w twarz! Co teraz się z Tobą dzieje?!". Ta myśl postawiła mnie na nogi. Otarłam łzy rękawem od koszuli i wybiegłam z domu. Rozglądałam się dookoła z nadzieją, że spotkam tego chłopaka. Niestety, w polu mojego widzenia znalazło się tylko słońce, z którym codziennie bawię się w berka i próbuje je dogonić.
- O nie! Już chcesz mi spierdolić?! - krzyknęłam sama do siebie i ruszyłam w pościg. Rozpuściłam te lokopodobne coś co znajdowało się na mojej głowie. Prawdopodobnie to były włosy, hmm... no nie powiedziałabym.Biegłam coraz szybciej i szybciej. Gdzieś głęboko we mnie siedziało pragnienie dogonienia tego małego, żółtego skurwysyna, który mi cały czas ucieka. Przymierzałam się do pokonania zakrętu...
- Ała! - usłyszałam męski głos - Mogłabyś trochę uważać.
Podniosłam wzrok i przede mną stał ON. Ten chłopak, którego widziałam wcześniej. W głębi duszy nawet się ucieszyłam.
- Uważać? No wezmę tę radę pod uwagę. Dzięki - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Czemu tak pędzisz?
- Gonie takiego jednego skurwysyna. Uwierzysz, gonie go już tyle lat, a on nadal mi gdzieś spierdala - odpowiedziałam z powagą, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Chodź, pogonimy go razem. - odparł chłopak wyciągając rękę w moją stronę - Tylko może trochę wolniej
- A skąd mogę wiedzieć czy nie jesteś napalonym zboczeńcem, który marzy tylko o tym by zaciągnąć zbłąkaną dziewczynę do lasu i zgwałcić, a po udanej misji zabić? - powiedziałam próbując utrzymać powagę
- Jeśli jesteś na tyle odważna, chodź i sprawdź. - odpowiedział tajemniczo.
- No dobra, pójdę z Tobą, ale ręki Ci nie dam.
- No tak. Zapomniałaś obciąć paznokcie? - spytał odgarniając mi kosmyk włosów, który opadł mi na czoło.
- Jesteś dobry w zgadywanki - odpowiedziałam pstrykając palcem przed jego twarzą.
- Nowa?
- A jakże.
- Skąd jesteś?
- Floryda - odparłam z westchnieniem. Chciałam uniknąć tego pytania, bo wiedziałam, że temat się rozwinie, a dla mnie to zbyt świeża sprawa. Chłopak zauważył mój smutek, który w ułamku sekundy owiał moją twarz. Stuknął mnie ramieniem co spowodowało, że na chwilę straciłam równowagę.
- Czy mógłbym prosić o uśmiech? - spytał szczerząc zęby tak jakby pokazywał mi wzór prawidłowego uśmiechu. Zebrałam się w sobie i wyszczerzyłam swoje jakże piękne, białe zęby w nieszczerym uśmieszku.
- Nieszczere - zauważył - ale lepsze to niż nic.
Dostałam sms'a od mamy " Wracaj. Jesteś mi potrzebna". Przewróciłam oczami i wydukałam:
- Muszę wracać.
- A nasz pościg za żółtym skurwysynem? - odrzekł zaniepokojony chłopak
- Właśnie nam spierdolił - odparłam ze śmiechem.
Chłopak padł na chodnik i zaczął parodialnie szlochać.
- Dorwę Cię gościu, słyszysz?!
Wybuchłam głośnym rechotem. On wstał, otrzepał się z piasku i ukłonił się teatralnie. Odwalił niezłe przedstawienie więc zasłużył na małe brawa.
- A dziękuję, dziękuję. - powiedział chłopak - Odprowadzę Cię.
Uśmiechnęłam się i zawróciłam w stronę "domu". W drodze graliśmy w pytania, ale z nim ta gra nie miała sensu. Próbowałam się czegoś o nim dowiedzieć, ale on odpowiadał bardzo tajemniczo choć nie wyglądał na takiego. Zrobiło się ciemno, a jedynym światłem, które oświetlał nasze twarze był blask księżyca i stare, ledwo świecące lampy uliczne. Było bardzo miło i przyjemnie. Oboje zatraciliśmy się we wspólnej rozmowie. Nawet nie zauważyliśmy kiedy stanęliśmy pod drzwiami mojego domu.
- To chyba tutaj...- rzekłam wskazując ręką drzwi.
- Tam jest Twój pokój? - spytał chłopak pokazując na okno na piętrze.
- Pokojem to bym tego nie nazwała. Raczej izolatka jak w psychiatryku - odparłam ze śmiechem.
- To będę miał niezły widok. - zachichotał - Lecę. Miło było poznać. Nie martw się, jeszcze nie raz będzie Ci dane oglądać mój ryj.
Obrócił się na pięcie i odszedł do domu obok. Poczucie humoru podobne do mojego, hmmm "Witaj Bratnia Duszo!" chciałoby się wykrzyknąć. Uśmiechnęłam się sama do siebie i weszłam do domu. Powoli niczym zombie przemierzałam korytarz.
- Jesteś. - usłyszałam głos mamy tuż za mną. - Co to za jeden?
- Nie wiem. - odparłam - Mieszka na przeciwko, pokazał mi okolicę.
- Ładny..- powiedziała mama z uśmieszkiem uderzając mnie łokciem w brzuch.
- Mamo! - krzyknęłam odwzajemniając uderzenie.
- No dobra, dobra. Rozmawiałam z dyrektorem Twojej, nowej szkoły. Przyjęli Cię i jutro możesz iść zapoznać się z nową klasą. Nie musisz uczestniczyć w lekcjach. Pierwszy tydzień masz na wkręcenie się w towarzystwo. Później będziesz traktowana normalnie.
Godnie trwałam w słuchaniu tych pierdół. Aż w końcu westchnęłam, przewróciłam oczami i udałam się w stronę mojego pokoju.
- Anabelle! -usłyszałam. - Kanapa. Salon. Dobranoc.
O nie! Tylko nie kanapa! Mam traumę z dzieciństwa. Kiedy miałam 6 lat, mój starszy brat wpadł na genialny pomysł. Był w momencie, w którym pałał do mnie mocną nienawiścią, bo rodzice się bzyknęli i wyszło z tego takie coś jak ja. Uwaga rodziców bardziej skupiała się na mnie, a jego to drażniło. Zazdrosny był, gnojek. Stwierdził, że pobawi się ze mną w chowanego. Wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że zamknął mnie w takim oto meblu jakim jest kanapa i zapomniał mnie wyciągnąć. Jak dla 6-cio latki, to był niezły hardcore. Czułam się jak zakopana żywcem. Stwierdziłam, że pieprze to. Śpię na podłodze.
Włączyłam okurzony telewizor. Był jakiś przedwojenny, straszny rupieć. Nie mogłam ogarnąć jak mam go obsługiwać. Po wykańczającej walce, udało się! Telewizor był pod moim panowaniem. Cieszmy i radujmy się! Trafiłam na program " The Late, Late Show". Zawsze oglądałam go przed spaniem. Ahh...James robi robotę. Wciągnęłam się w wywiad z Eminemem tak bardzo, że po prostu zasnęłam.
CZYTASZ
#OTHER
FanfictionAnabelle żyła zwyczajnie, jak każda nastolatka. Kochająca rodzina, przyjaciele, ale ciąg nieprzewidzianych zdarzeń pozostawiły na jej sercu bolesne rany. Niektóre z nich mogą już nigdy się nie zagoić. Jednak na swojej drodze spotyka ludzi, którzy po...