Do szkoły wróciłem po, o dziwo, czterech dniach, a nie tak jak zakładał lekarz, po tygodniu. Nie powiem, że to źle, wręcz przeciwnie, chciałem juz wrócić i starać się zachowywać normalnie.
Do szkoły przyszedłem dobre dziesięć minut przed rozpoczęciem pierwszej lekcji, co umożliwiło mi powtórzenie materiału na wypadek kartkówki albo niezapowiedzianego pytania.
Dzwonek zabrzmiał szybciej niż mi się to wydawało, możliwe, że się wyłączyłem, co ostatnio zdarzało mi się coraz częściej.
Przed drzwiami klasy znalazł się nasz wychowawca, szanowny pan Choi, który jak zwykle miał na sobie garnitur godny dyrektora jakiejś wielkiej firmy. Mężczyzna otworzył salę i wpuścił nas do środka. Usiadłem w swojej ławce i kątem oka zauważyłem skradającą się Sareon, najwidoczniej nie zdążyła przyjść przed dzwonkiem i nie chciała narażać się na klątwę rzuconą przez nauczyciela.
- Czy w klasie są jakieś problemy? - odezwał się męski głos, na dźwięk którego wszystkie szmery nagle ucichły. - Nie? - nauczyciel rozejrzał się po klasie, złączył dłonie za plecami i zaczął powolnie przemieszczać się po pomieszczeniu. - Skoro jesteście tak zgrani, to chyba nie zaszkodzi wam, jeśli zrobimy dziś zajęcia integracyjne, prawda? - zatrzymał się przy drzwiach klasy i uśmiechnął się lekko. - Proszę odsunąć ławki i zrobić kółko z krzesełek. Bez zbędnych rozmów i hałasu. - podszedł do swojego biurka i szybko przejrzał dziennik, podczas gdy wszyscy uczniowie wykonywali polecenie mężczyzny.
- Sanha, chodź! - Saeron pociągnęła mnie za rękę i założyła kosmyk czarnych włosów za ucho. - Muszę ci coś powiedzieć po lekcji! - powiedziała dziewczyna łapiąc moją kościstą dłoń. Czasem czułem się przy niej jak psiapsiółeczka, która przychodzi do Saeron na noc, żeby plotkować o chłopakach i malować paznokcie.
- Okej, okej. - oparłem się o krzesło i założyłem nogę na nogę.
- Rozdam wam teraz kartki, na których musicie odrysować swoje dłonie. W górnym rogu kartki podpiszcie się swoim imieniem. - Choi usiadł obok mnie i czekał aż każdy skończy swoje dzieło. Usłyszałem szepty i narzekania, więc nie trudno było się zorientować, że niektórzy już takie zajęcia mieli. Ja nie. Mój poprzedni wychowawca nie przejmował się relacjami w naszej klasie.
Nauczyciel wytłumaczył nam zasady tej "gry". Polegało to między innymi na pisaniu innym osobom miłych rzeczy na odrysowanej dłoni i podawaniu kartki dalej dopóki nie odzyskamy swojej łapki. Całkiem interesujące, przyznaje.
Zaczęliśmy podawać kartki dalej i dalej. Po jakichś dwudziestu minutach odzyskaliśmy swoje rączki i chyba każdy z nas widząc te wszystkie komplementy, zebrane w jedną całość, uśmiechnął się. Słowa typu "jesteś miły", "pomocny", "popularny" sprawiły, że poczułem się lepiej i jakoś tak było mi ciepło na serduszku.
Zadzwonił dzwonek, a ja wręcz od razu zostałem wyciągnięty na korytarz przez czarnowłosą. Zaciągnęła mnie do szatni i posadziła na ławce.
- Zgadnij gdzie byłam w piątek wieczorem! - uśmiechnęła się szeroko pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe zęby.
- A ja wiem gdzie ty się szlajasz? - odpowiedziałem i odwzajemniłem jej uśmiech.
- Serio, jesteś niemożliwy. - trzasnęła teatralnego face palm'a. - Na randce z Binem! - złapała mnie za ramiona jakby ne wierząc samej sobie. Moje oczy powiększyły się do rozmiaru złotówek. Więc Bin zerwał z Dongminem żeby móc umawiać się z Saeron?
- Serio? - podrapałem się po skroni, nie byłem pewien czy dziewczyna wiedziała o poprzednim związku starszego.
- No nie, na niby. - westchnęła dość głośno. - Powiedział, ze jest świeżo po zerwaniu i musi o tym zapomnieć. - usiadła obok mnie i z uśmiechem spojrzala w sufit.
- No, więc gratuluję, panno Moon. - zażartowałem i wstałem z ławki. - Muszę iść, widzimy się na matematyce. - puściłem jej oczko i poszedłem szukać Dongmina. Wiem, że miał złamane serce, ale chyba powinien wiedzieć, że jego były chłopak już kogoś ma. Przynajmniej takie jest moje zdanie, może chciałby się jakoś zemścić?
Znalazłem starszego przy wejściu głównym. Podszedłem do niego i lekko szturchnąłem go łokciem w brzuch.
- O, cześć, Sanha. - uśmiechnął się Dongmin widząc moją twarz. - Co jest? Nigdy mnie nie szukasz. - zaśmiał się, a ja wydąłem dolną wargę.
- Chciałem ci coś powiedzieć, ale to chyba tutaj nie wyjdzie. - pokazałem brunetowi tłum ludzi stojący za moimi plecami. - Masz czas po lekcjach? To nie zajmie dużo czasu, obiecuje! - złożyłem dłonie jak do modlitwy i uroczo się uśmiechnąłem.
- Może i mam. - pokazał zęby w zadziornym uśmiechu. Przeczesał swoje lśniące włosy dłonią i oparł jedną ze swoich dłoni na biodrze.
- A czy zechciałbyś mi go poświęcić? - odwzajemniłem jego uśmiech i łobuzersko pokazałem swoje zęby, na których dobrze widoczny był porcelanowy aparat.
- Przemyślę, mam bardzo napięty grafik. - pogłaskał się po łysej brodzie, jakby chciał mi wmówić, że ma tam jakiekolwiek włosy. Wyjął z kieszeni telefon i włączył kalendarz, który był zupełnie pusty. - Dobra, wcisnę cię, całuj stópki i nos na rękach w podzięce. - spojrzał na mnie jakby w oczekiwaniu, a ja jedynie uderzyłem go w ramię i po chwili się ukłoniłem.
- Dziękuje, książę Dongminie za marnowanie swego cennego czasu na tak zwykłego śmiertelnika jak ja. - wyprostowałem się i zobaczyłem śmiejącego się do łez trzecioklasistę. Dosłownie do łez, po miał mokre oczy i krople spływały mu po policzkach.
- Nie ma sprawy. Po lekcjach w szatni. - puścił do mnie oczko i odszedł, a ja do dzwonka wzywającego na lekcje stałem w tym samym miejscu.
Tak jak obiecywałem starszemu, a w sumie nie chcąc go wystawić do wiatru, poszedłem w stronę sali gimnastycznej. Wszedłem w wąski korytarz i widząc nauczyciela wuefu, który najwidoczniej pucował paletki do badmintona albo malował na biało piłeczki do ping ponga, odruchowo schowałem się za pierwszymi drzwiami, które jak się okazało, były damską szatnią. Poczułem uderzenie w głowę i łapiąc się dłonią za bolące miejsce odwróciłem się i zobaczyłem stojącą w samym staniku Saeron.
- Ty zboczeńcu! - pisnęła i zaczęła rzucać we mnie wszystkim co akurat miała pod ręką.
- Uspokój się... - szepnąłem i przyłożyłem palec do ust. - Nauczyciel tam był i nie chciałem żeby mnie widział. Już sobie idę. - odwróciłem się przodem do drzwi i delikatnie je otworzyłem. Wychyliłem się zza prostokątnego kawałka jasnego drewna i wyszedłem z pomieszczenia kątem oka widząc zakrywającą się rękoma dziewczynę.
Chcąc uniknąć konfrontacji z wuefistą szybko wszedłem do męskiej szatni, gdzie czekał juz na mnie zniecierpliwiony trzecioklasista.
- Prosisz mnie o przyjście i jeszcze się spóźniasz? - chłopak wstał z ławki, a ja zamknąłem za sobą drzwi. - A to było ponoć tak ważne. - uśmiechnął się i stanął przede mną. - Więc? Co takiego chciałeś mi powiedzieć? - zapytał.
- Dongmin... - westchnąłem i poczułem jak przyspieszyło mi serce. - Musisz coś wiedzieć. O Binie. - powiedziałem i wyprostowałem plecy. Dongmin patrzył na mnie z pełnym skupieniem i ciekawością w oczach.- Co takiego? - powiedział po chwili panującej w pomieszczeniu ciszy.
- Ostatnio umówił się z Saeron. - powiedziałem dosyć cicho i spode łba spojrzałem na zaskoczonego chłopaka. - Na dodatek myślę, że to nie było...dzienne spotkanie. Jeśli wiesz co mam na myśli. - podrapałem się w tył głowy i widziałem jak starszy posmutniał.
- Czemu tak myślisz? Może to było tylko jednorazowe, przyjacielskie spotkanie? - chłopak spojrzał na mnie i byłem pewien, ze gdyby nie próbował nie ryczeć, to już dawno oboje byśmy tutaj utonęli.
- Słuchaj, walnę prosto z mostu. - powidziałem pewnie. - Saeron chciała być blisko z Binem, kiedy przyszła do mnie do szpitala to wszystko opowiedziała mi ze szczegółami i zapewniam cię, ze to na pewno nie było przyjacielskie spotkanie. - powiedziałem na jednym tchu i obserwowałem Dongmina. Chłopak jedynie ścisnął usta w wąską linię i uderzył pięścią w ścianę. Mocno. Tak mocno, że z jego kostek popłynęła krew.
Niepewnie podszedłem do starszego i przytuliłem się do jego pleców. Oparłem głowę o jego plecy i czułem jak ciężko próbuje łapać powietrze przez łzy.
CZYTASZ
|| still love you || dongha || binwoo ||
أدب الهواةSanha od gimnazjum jest popularny nie tylko wśród kobiet, ale nigdy nie chciał wiązać się na poważnie. Kiedy właśnie zaczął swoje licealne życie, w oczy spojrzał mu wysoki szatyn o jelenich oczach, a małemu blondynowi zaparło dech w piersiach. Kiedy...