I just want to go to sleep

769 85 23
                                    


Odkąd pamiętam byłem dość popularny wśród dziewczyn, więc nie mogłem narzekać na brak zajęć. W szkole i poza nią miałem wiele okazji, żeby spotkać się z młodszymi, czy nieco starszymi kobietami, co wzbudzało zazdrość u moich przyjaciół. Nigdy nie chciałem wiązać się na poważnie, bo jak dla mnie to tylko strata czasu, pieniędzy i nerwów. Poza tym, po co miałbym siedzieć u boku jednej dziewczyny, skoro mogę mieć kilka na raz? Grzechem byłoby niewykorzystanie takiej szansy. 

Schodziłem właśnie na parter swojego domu, gdzie już czekali na mnie rodzice i jeden z braci, który siedział z nosem w telefonie. Pewnie pisze ze swoją dziewczyną, bo co innego mógłby robić taki uwiązany piesek jak on? Usiadłem cicho obok niego i szybko zjadłem śniadanie, żeby mama nie miała pretensji, że wychodzę na pusty żołądek. 

- Sanha, już idziesz? - usłyszałem wysoki, kobiecy głos, pochodzący oczywiście od mojej rodzicielki. - Trafisz sam, czy mam zadzwonić po taksówkę? - podeszła do mnie i z uśmiechem poprawiła mój licealny mundurek. 

- Mamo, nie mam już pięciu lat, dobrze? - wygiąłem usta w najszczerszy uśmiech jaki zdołałem zrobić i pogłaskałem swoją mamę po głowie. - Wychodzę. - odezwałem się i wręcz natychmiast odwróciłem na pięcie, żeby pójść ubrać buty na korytarzu. 

Kiedy wydostałem się z domu i poczułem chłodny wiatr na twarzy, zdałem sobie sprawę, że znów nadszedł rok szkolny, a ja zaczynam nową szkołę. Liceum. Westchnąłem cicho, przeczesałem dłonią włosy i wyszedłem na ulicę, żeby dostać się do budynku szkolnego i zacząć lekcje z moją nową, zapewne cudowną klasą. Aż dostałem ciarek, kiedy pomyślałem o tym, że mogę zobaczyć tam stare twarze ludzi z gimnazjum. Wzdrygnąłem się i w duchu przeżegnałem, byleby tych durni tam nie było...

Nieśmiało otworzyłem drzwi główne i zajrzałem do środka. Przywitały mnie tysiące twarzy starszych ode mnie ludzi, którzy najpewniej czekali na osoby ze swoich klas. Ledwo udało mi się przedostać przez ten mur, jaki stworzyli uczniowie. Rozejrzałem się po holu, który swoją drogą był ogromny, zacząłem wzrokiem szukać kogoś znajomego, ale na szczęście (albo i nieszczęście) nikogo nie zauważyłem. Podszedłem do planu, który wisiał na tablicy korkowej tuż obok mnie, spojrzałem na numer swojej klasy. Mam udać się do sali 102, a więc w drogę. Ach, przecież jest jeden problem. Odpuściłem sobie dni otwarte i poznanie korytarzy, żeby posiedzieć na facebook'u te kilka godzin więcej. Mądry jesteś Sanha, bardzo mądry. Nieco spanikowany spojrzałem na zegarek, niecałe dwadzieścia minut do rozpoczęcia zajęć z nowym wychowawcą. Zacząłem szybkim krokiem zwiedzać każdy możliwy korytarz, co chwilę sprawdzając godzinę. Zostało mi dziesięć minut, a jestem dopiero przy klasie 39... cholera jasna by to wzięła. Może będę inteligentnym chłopcem i zapytam kogoś gdzie znajduje się ta sala? Ach tak, przecież jestem tu sam.  Znów spojrzałem na zegarek, osiem minut. Westchnąłem i niechętnie zacząłem zbiegać ze schodów taranując przy okazji kilka osób. Zszedłem na dół i pobiegłem na inne skrzydło, gdzie pierwsze drzwi były oznaczone liczbą sto. Moja intuicja i naturalny kolor włosów brąz mówią mi, że skoro jest tu setka, to całkiem niedaleko będzie moja upragniona sala sto dwa. Rozejrzałem się i zauważyłem grupkę dziewczyn wchodzących do sali z otwartymi na oścież drzwiami. Ponownie spojrzałem na zegarek, święte cztery minuty. Podszedłem powoli do klasy, wcześniej zerkając na liczbę przyklejoną na drzwiach. Kamień z serca mi spadł, gdy zobaczyłem, że jest to właśnie moja sala, bo nie wyobrażam sobie co bym zrobił, jeśli to nie byłaby moja klasa. 

Usiadłem na tyle pomieszczenia, w prawie ostatniej ławce, gdyż te za mną były już zajęte. Oparłem głowę na ścianie i poczułem jak pot spływa mi po skroni. Naprawdę aż tyle biegałem, że robi się ze mnie Wodospad Niagara? Wytarłem kroplę płynącą mi po skórze i wyprostowałem się widząc, że do sali wchodzi kolejna osoba, tym razem mężczyzna ubrany w marynarkę. Czyżby wychowawca? Wysoki facet, całkiem nieźle zbudowany, przystojny, mógłbym rzec. Dość ostre rysy twarzy, ładna linia żuchwy...już słyszę piski dziewcząt na jego widok.

- Witajcie, dzieci. - odezwał się swoim niskim, głębokim głosem, aż dostałem ciarek. - Nazywam się Choi Seung Hyun, od dziś będę waszym wychowawcą. Mam nadzieję, że będzie nam się miło pracować i unikniemy wszelkich sporów między wami. - uśmiechnął się i stanął przy biurku, wyciągnął coś ze swojej torby. - Rozdam wam wasze plany lekcji, które obowiązują od dnia jutrzejszego. Przygotujcie się i przyjdźcie nieco wcześniej, żeby znaleźć salę, w której odbywa się pierwsza lekcja. - mówił i kładł małe, prostokątne karteczki na ławkach uczniów w tym samym czasie. Zerknąłem kątem oka na jutrzejsze zajęcia. Pierwsza biologia, czyli strzał w pysk już na samym początku. Miło. 

Nauczyciel rozdał wszystkim plan zajęć i pozwolił nam iść, co oczywiście bez oporów zrobiliśmy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i słuchawki, żeby umilić sobie powrót do domu. Włączyłem swoją ulubioną piosenkę, która ostatnio chodziła mi po głowie bez przerwy. This one goes South, We on the block, We gotta rock. Byłoby idealnie, gdyby nie piski dziewczyn, które szły przede mną, zachowywały się jakby pierwszy raz w życiu widziały licealistów. Westchnąłem cicho i miałem już wychodzić z budynku, ale mój wzrok przykuł pewien chłopak, który stał w gronie znajomych, jak mniemam. Nie przyjrzałem mu się zbyt dobrze, bo natychmiastowo odwróciłem spojrzenie, kiedy szatyn spojrzał mi w oczy. Spuściłem głowę i szybko opuściłem teren szkoły. 

Podgłośniłem muzykę nie tylko po to, żeby zagłuszyć dziewuszki idące przede mną, ale też moje szybko bijące serce... czy ja czerwienię się na widok chłopaka?!


|| still love you || dongha || binwoo ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz