STOLICA
Alan
Zakładam idealnie wyprasowaną białą koszulę i czarny garnitur.Spoglądam w lustro.
Widzę w nim bruneta o oliwkowej karnacji.
Tak wygląda moje życie.
Jako syn prezydenta muszę wszystko robić idealnie, nie mogę pozwolić sobie na żaden błąd.
Moje życie zostało zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach.
- Alanie Black, już czas.
Odwróciłem twarz w stronę drzwi, stał tam główny doradca mojego ojca.
- Dziękuje, powiedz mu że już idę.- nigdy nie wzywał mnie o 6 rano.
Musiało coś się wydarzyć.
Może chodzi mu o rebeliantów.
Coraz częściej się ujawniają, zawsze działają w nocy i nigdy nie popełniają błędów.
Powinienem się ich bać.
Powinienem być przerażony.
Ale nie potrafię.
Mogę tylko podziwiać,jak nie boją się sprzeciwić mojemu ojcu.
Pukam do drzwi. W odpowiedzi słyszę tylko 1 słowo:
- Wejdź. - o sekundę za późno otwieram drzwi.
-Mam dla ciebie zadanie. Przeprowadzisz pobór do służby z miasta 7.
Czuję jakby przejechała po mnie rozpędzona ciężarówka.
On wie.
Wie, że nie potrafię patrzeć na ból ludzi, którzy wiedzą że nie zobaczą już swoich bliskich.
Bliskich którzy zostali zabrani do służby w stolicy.
1 głęboki wdech.
Kiwam głową i wychodzę z gabinetu ojca.
Trzeba wszystko idealnie przygotować, żeby zadowolić mojego ojca.
******Evanlyn
Do moich uszu doszedł hałas.
Podniosłam się i przeciągnęłam.
Spojrzałam w stronę tunelu prowadzącego do podziemnego miasta.
Szturchnęłam śpiącego Marco .
-Co jest?-spytał zaspanym głosem
-Słyszysz to?-spytałam
-Nie. Nic niesłyszę- odparł i przekręcił się na drugi bok.
Zdałam sobie sprawę że słyszę coś czego Marco nie słyszy ponieważ mam wyostrzone zmysły.
Weszłam do tunelu i poszłam w stronę miasta.
Podeszłam do krańca tunelu i wyjrzałam.
Na głównym placu stał spory tłum.
Wyszłam z tunelu i ruszyłam wzdłuż zrujnowanych kamienic.
Przykucnęłam za jednym z budynków.
Teraz zauważyłam że do okoła pełno jest straży a na środku placu stoi drewniane podwyższenie.
Na długim słupie zawieszona była flaga z czarnym orłem.
Symbol rodu Black'ów.
Rodu który rządzi krajem.
Zrozumiałam o co chodzi.
Zaczął się pobór niewolników.
Wstałam i odwrociłam się by szybko z tąd odejść.
Uderzyłam w coś i upadłam na ziemię.
Spojrzałam w górę.
Na demną stał strażnik.
Chwycił mnie za ramię i podniósł do góry.
-A ty co tu robisz śmieciu?!-warknął- nie rozumiesz rozkazów?Wszyscy mieszkańcy podziemia mają się zebrać na placu!
Strażnik pchnął mnie prosto w tłum.
Do okoła było wiele osób.
Starzy i dzieci.
Usłyszałam doniosły głos.
Spojrzałam na podwyższenie.
Stało tam paru żołnierzy i ktoś w garniturze.
Przejrzałam mu sie.
Był młody.
Miał może 17 lat.
Oliwkową cerę i kasztanowe włosy.
To pewnie syn prezydenta.
Chłopak wyszedł na środek podium i odezwał się
-Mieszkańcy podziemi miasta numer 7. Zebrano was tutaj by z rozkazu prezydenta Black'a dokonać poboru. Poboru niewolników. A teraz straż wybrać pięcioro dzieci!
Z przerażeniem patrzyłam jak żołnierze wyrywają płaczącym matką z ramion.
Zabrane dzieci ustawiono przed podium.
Były małe miały nie więcej niż 5 lat.
Te dzieci już nigdy nie zobaczą rodziny.
Przez jeden rozkaz zostały skazane na cieżką pracę do końca swoich dni.
Padały kolejne rozkazy.
Wybierano z tłumu starszych,dorosłych i młodziesz.
Rzałowałam że tu przyszłam.
Czemu byłam taka ciekawska.
Ktoś złapał mnie za ramię.
Zobaczyłam strażnika.
Zaciągnął mnie pod podium.
Nie wierzę w to.
Nie mogli mnie wybrać.
Usłyszałam krzyki.
Zobaczyłam Ines szarpiącom się ze strażnikiem.
Syn Black'a powiedział coś do stojącego obok niego strażnika.
Żołnierz wyjął pistolet i strzelił.
Strzelił w głowę mojej przyjaciółki.
Ta dam nowy rozdział :)Jak wam się podoba?
Emiabi i Koteleczka5
CZYTASZ
INNA
FantasyPrzyszłość. Miało być dobrze. Wszyscy mieli być równi. Jednak okazało się inaczej. Przyszłość nie jest kolorowa. Ci którzy mają władze, mają wszystko, my nie mamy nic. Dzielimy się na klasy. Pierwsza Druga Trzecia Oraz odmieńcy Jestem jeszcze JA-E...