Rozdział 4

393 53 21
                                    

Jego oczy były lekko skośne, wielkie i ciemne. Ten intensywny brąz, prawie czerń, pochłaniał mnie całą. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Sprawdzał mnie. Czy chciałam tego? Czy pragnęłam właśnie jego dotyku?

Powoli zbliżył się w moją stronę. Wyciągnął dłoń, żeby wyjąć pasemka włosów, które wpadły mi do ust. Było wietrznie, ale słońce dość mocno grzało. Znajdowaliśmy się na polanie. Nie do końca wiem gdzie, ale nie potrzebowałam tej wiedzy. Jego dotyk sprawił, że zamknęłam oczy z przyjemności.

Kochałam go?

Nachyliłam się, żeby móc go pocałować...

- Pobudka Vivien!- nagle zza drzewa wyskoczył Ashton, Michael i Luke. Przebrani za małpy.

Gwałtownie otworzyłam oczy. Co się dzieję?
Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać, aż ujrzałam mamę stojącą w drzwiach.

- Wszystkiego najlepszego z okazji 19 urodzin kochanie! - podeszła z kawą i pocałowała mnie w policzek - To dla ciebie.
- Dziękuję. - upiłam łyk, a ciepło automatycznie rozlało się po moim wnętrzu.
- Jako, że prezent oficjalny już dostałaś, teraz taki mały dodatek. - no i zjawił się tata.
Wyjął z kieszeni pudełeczko i podał mi je.

W środku znajdowała się bransoletka. Prosta, złota z małą przywieszką. Przybliżyłam ją do oczu. Na znaku nieskończoności była wyryta data urodzin. 12041997 .

- Jest.. - zabrakło mi słów. Prezenty były piękne, ale to wciąż ci sami, obojętni rodzice. -...ciekawa. - przełknęłam głośno ślinę. Porównanie niczym z wiersza.

Oboje spojrzeli na siebie, tata wzruszył ramionami i oboje opuścili mój pokój.
Opadłam głośno głową na poduszkę. Sięgnęłam po telefon.

Twitter,
zmień nazwę na : BDAYGIRL.

***


Okej, spójrzmy.
Wpisałam w wyszukiwarkę 5sos złota gwiazdka.
I żałuję bardzo mocno.

Miało być nas niewiele, tymczasem już dziesiąta osoba dodaje zdjęcie wygranej. Wiem, przesadzam. Ale kiedy trafia ci się taka okazja, po prostu nie chcesz jej zmarnować.

Zjechałam jeszcze kawałek w dół.
Nie.

"kochane, przygotujcie się na to, że skradnę serce caluma" + zdjęcia biletów z gwiazdką.
Kliknęłam w ikonkę twórczyni tego tweeta. Musiałam zatrzymać się, nawet na środku drogi.
Największa szkolna sława (czytaj: idiotka) będzie z nimi rozmawiać.
Przy mnie.

Kurna! Nic nie mogło bardziej zniszczyć mi humoru. Mimo iż chłopcy mają dobre serca, są wciąż chłopcami. Wiadomo, że polecą na wydajne melony Mirandy niż na moje orzeszki.

Miranda. Co to za imię?

Fuck, fuck, fuck.

Pokręciłam głową i wznowiłam marsz do szkoły. Nawet nie mam ochoty słuchać muzyki. Bo przecież właśnie przekreślono moją szansę na zbliżenie się do sosów. Tak właśnie będę świętować 19 urodziny.

***

- Cześć.
Właśnie wyciągałam książki, kiedy ktoś przemówił do mnie. Zamarłam. Przesłyszałam się czy jak?
Chrząknięcie.
- Ja... - mój głos drżał. Stał przede mną chłopak ze szkolnej drużyny piłkarskiej.
Kojarzyłam go. Dorastaliśmy razem. Nie dosłownie, ale chodziliśmy do tego samego przedszkola. I podstawówki. Anthony Waters. Popularnie zwany jako Tony.
Zabawnie, bo jego dziewczyną jest Miranda Lee.

Włączam system obronny.

- Co ci? - zareagował chwilę po tym jak spuściłam głowę w dół. Nie zamierzam jej podnosić.
- Słyszysz co się do ciebie mówi? - ponownie zapytał, tym razem agresywniej. Wiedziałam, że coś się święci.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Niedobrze mi.
Nie wytrzymał. Dłonią skierował moją brodę ku górze, tak żebym idealnie wpatrywała się w jego oczy.
- Nie chcę cię skrzywdzić. - przełknęłam głośno ślinę.

Jak to nie?

twittergirl [Calum Hood]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz