Rozdział 7

499 40 3
                                    

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział ale zupełnie nie miałam do tego weny. W końcu coś mnie natchnęło i oto on :) I z góry przepraszam za ewentualne błędy, ale straciłam betę. Sama próbowałam wszystko sprawdzić, jednakże mogło mi coś umknąć. Już nie przedłużam i zapraszam do czytania.

Słońce już prawie zaszło, na horyzoncie został jedynie mało widoczny żółto pomarańczowy ślad po jeszcze przed chwilą ognistym kole. Dookoła chmury przybrały różowy odcień. Nie minęły dwie sekundy, a gwiazda do końca zniknęła, chowając się pod miastem. Siedział teraz i obserwował to zjawisko, na wzgórzu nad Beacon Hilla. Z tego miejsca było widać całe miasto. Nie był jednak sam, takich widoków nie zachowuje się dla siebie. Obok niego spoczywal drobny brunet, o nieziemskich, brązowych oczach. Ich ręce były splecione ze sobą i leżały na kolanach starszego. Głowa bruneta wtulona w jego umięśnione ramię. Z każdą sekundą robiło się ciemniej, aż w końcu mrok ogarnął wszystko dookoła. Zalśniły gwiazdy, nie tylko te na niebie, ale również te w postaci świateł miasta. Nie musieli nic mówić, sama obecność drugiego sprawiała, że czuli się komfortowo i bezpiecznie. Nie potrzebowali niczego więcej. Liczył się tylko drugi, ukochany.
- Dziękuję że mnie tu zabrałeś - odezwał się w końcu Stiles.
- Dla ciebie wszystko - odpowiedział mu Derek i po chwili dodał. - Wiem, że fajnie, romantycznie i w ogóle, ale powinniśmy się zbierać.
Stiles westchnął. Hale wiedział co to znaczy, mieli teraz wybrać się na domowkę do Scotta, razem. Nikt poza ojcem bruneta nie wiedział o nich, ale to miało zmienić się tego wieczora. Tak postanowili, wspólnie. A może bardziej za namową Dereka Stiles się zgodził? W każdym razie na pewno nie był to jego pomysł i nie był z niego zadowolony. Wilkołak doskonale wiedział dlaczego, jego ukochany bał się reakcji przyjaciół. Nie tylko ich, ale również zwykłych randomiwych, nic nie znaczących w jego życiu osób. Przez wiele lat był obrażany i pomiatany, o czym Hale doskonale zdawał sobie sprawę. Ale teraz miało być inaczej, teraz przy jego boku miał być groźny, gotowy stanąć w jego obronie i dla niego zabić, mężczyzna, bez którego Stiles nie wyobraża sobie dalszego życia. A jeszcze tak niedawno skakali sobie do gardeł i doprowadzali się nawzajem do szału. Co prawda nadal często sobie dogryzają, ale teraz ich docinki mają w sobie coś, co sprawia, że zamiast chęci mordu pojawia się pożądanie. Derek wstał, ciągnąc Stilesa za sobą i przyciągną go do siebie.
- Może darujemy sobie tą imprezę? - zapytał z nadzieją Stilinski.
- Nie ma mowy, muszę pochwalić się nową zdobyczą.
- A więc jestem twoją zdobyczą? - zaśmiał się młodszy.
- No chyba nie ja twoją.
Stali tak wtuleni w siebie, Derek delektujący się chwilą, Stiles odwlekający to, co miało stać się po niej.
- Nadal nie jestem przekonany co do tego co mamy zamiar zrobić.
Derek spochmurniał. Popatrzył na chłopaka poważnym wzrokiem.
- Jeśli nie chcesz się do mnie przyznać to po prostu to powiedz.
- Nie, to nie tak. Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Ale też nie rozumiem twoich obaw. Przecież mówiłem ci już, że połamię kości każdemu idiocie, który choć spojrzy na ciebie krzywo.
Stiles nadal nie był przekonany co do pomysłu mężczyzny, ale nie chciał się z nim dłużej spierać. Odchylił się i spojrzał na niego.
- Chodźmy już. Chce mieć to już za sobą.
***
Zajeżdzali właśnie pod dom McCalla'a i oczywiście, jak to na domowkę, nie było gdzie zaparkować. Musieli pojechać na sąsiednią ulicę i zostawić samochód Hale'a pod jakimś starym domem, w którym od dawna nikt nie mieszkał. Wyszli z auta, nawet tutaj słyszeli muzykę dochodzącą z domu Scotta. Stiles dziwił się że jego przyjaciel zaprosił tyle ludzi na imprezę i że w ogóle Melissa pozwoliła mu na taką wielką domowkę. Ale cóż, nie on to będzie sprzątał. A może jednak on?
- Skoro już mamy to zrobić, musimy opracować taktykę.
- Nie wystarczy po prostu 'Hej ludzie pieprzę się ze Stilesem'?
- Ha Ha bardzo śmieszne Derek.
-  Po prostu powiemy w pewnym momencie twoim przyjaciołom, a reszta dowie się widząc nas obściskujących się w kącie. - Hale zaśmiał się i weszli na posesję McCallów.
- Daj mi znać jak znajdziesz ten 'pewny moment'.
Weszli do holu pełnego ludzi, muzyka mocniej zadudniła im w uszach. Teraz żeby porozmawiać musięliby krzyczeć, co równałoby się z tym, że w każdej chwili ktoś mógł usłyszeć o czym mówią. Zatrzymali się na widok Scotta idącego w ich stronę.
- Witam na najlepszej imprezie na świecie - krzyknął stając przed nimi. - Co tak znowu razem? - Poruszył zabawnie brwiami. Derek chciał się już odezwać, ale Stiles bojąc się że to już jest ta 'pewna chwila' uprzedził go.
- Nie wiem, przyczepił się do mnie jak szedłem spokojnie do ciebie, więc skorzystałem z podwózki.
McCall się zaśmiał, a Derek zmierzył Stilinskiego wzrokiem.
- Ciekawe, bo to ty wpakowałeś mi się do samochodu idioto.
- Chodźcie, strefa Vipów jest tam - powiedział i zaczął prowadzić ich do salonu.
- Czyli na twojej kanapie? - zadrwił Stiles.
Przywitali się ze wszystkimi, Malią, Lydią i Kirą i usiedli obok nich. Przez większość imprezy siedzieli w tym miejscu, od czasu do czasu ktoś z paczki wychodził po kolejne butelki alkoholu albo potańczyć. Wszyscy mieli świetne humory. W końcu Derek uznał, że lepszej okazji nie będzie i spojrzał znacząco na Stilesa, a ten pobladł. Doskonale wiedział o co chodzi.
- Słuchajcie - zaczął Hale, uciszajac przyjaciół. - Musimy wam coś powiedzieć. - Wszyscy posłusznie zamienili się w słuch. Dookoła było słychać śmiechy i rozmowy imprezowiczów. Derek złapał Stilesa za rękę i wyczuł, że serce chłopaka zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Pogłaskał gi uspokajająco kciukiem. - Od jakiegoś czasu Stiles i ja...
- Spotykamy się - dokończył za niego brązowooki. Na twarzach przyjaciół można było wyczytać zdziwienie, mieszające się z radością, albo oburzeniem. Nastała krótka cisza, oczywiście nie licząc odgłosów muzyki i gości. Pierwszy odezwał się Scott.
- Wiedziałem! - Jego można zaliczyć do tych, którzy cieszyli się z nowiny.
- Upiliście się tak szybko i postanowiliście sobie z nas pożartować? - Malia zdecydowanie była tą nie zadowoloną.
Za to Lydia i Kira nic nie powiedziały, ale Stiles wyczytał po nich, że cieszą się jego szczęściem. Całe napięcie opadło.
- Nie Malio, mówimy poważnie.
- Od kiedy rozkwita słodki romans? - zaćwierkała Lydia.
- Od prawie trzech tygodni - odpowiedział jej Derek.
- I dopiero teraz się dowiadujemy? - zapytała Kira udając oburzenie.
- Bałem się takiej reakcji - Stiles wskazał na Malię.
- A dziwisz mi się? Mogłeś powiedzieć mi wcześniej to nie marnowałabym czasu na chodzenie z gejem.
- Raczej bi - skomentował Stilinski.
- Cokolwiek. - Malia wstała z kanapy i ruszyła w stronę grupki chłopaków.
- My też was zostawimy - odezwał się Scott, wstajac i ciągnąc za sobą Kirę na środek salonu tanecznymi ruchami.
- Ja też sobie kogoś znajdę. - Uśmiechnęła się szeroko Lydia. - Zostawiam was samych gołąbeczki.
Wstała i ruszyła w innym kierunku niż wszyscy z paczki.
- Widzisz, nie było tak źle. - Posłał Stilesowi szeroki uśmiech.
- Jak teraz i tym myślę to nie wiem czego się bałem. - Spojrzał mu w oczy. - Zostaje tylko sprawa z resztą ludzi.
- Tym to już bym się nie martwił - powiedział i przyciągnął nastolatka do siebie. Przycisnął mocno wargi do jego ust obracając go długim pocałunkiem i nie zważając na wyrazy zdziwienia osób zebranych w pomieszczeniu. Ktoś z tłumu zaczął klaskać, a reszta mu zawtórowała.

W MeksykuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz