§ tekst § - wężomowa
Harry był sam. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuł się tak samotny i zagubiony. Nawet u Dursleyów, kiedy był małym dzieckiem. Wtedy przynajmniej samotność była jedyną rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczył. Nie miał żadnego porównania. Teraz wiedział już, czym jest przyjaźń i jak to jest mieć osoby, którym można zaufać. Utrata tego i ponowne bycie zanurzonym w otchłani samotności było druzgocące.
Był trzeci listopada, ale jego problemy tak naprawdę zaczęły się trzydziestego pierwszego października. Najgorsze rzeczy zawsze dzieją się w Halloween. Więc oczywiście, był ostrożny. Doświadczenie nauczyło Harry'ego co roku obawiać się tego dnia, ale na coś takiego nie był przygotowany.
Był na czwartym roku Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwartcie i jak dotąd wszystko szło dość dobrze. No cóż, atak śmierciożerców podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu parę tygodni przed rozpoczęciem semestru był raczej okropnym doświadczeniem, do tego dochodziły jeszcze prorocze sny, które ostatnio miewał... Ale w gruncie rzeczy w szkole, jak dotąd, szło świetnie. Nawet ich nowy nauczyciel obrony był genialny. Szalony. Ale genialny.
Kiedy więc nazwisko Harry'ego wypadło z Czary Ognia, mianując go jednym z reprezentantów Turnieju Trójmagicznego, był zupełnie osłupiały, a otaczająca go cisza dzwoniła mu w uszach.
Cała szkoła była przekonana, że w jakiś sposób oszukiwał. Że znalazł jakiś sposób, by obejść linię wieku Dumbledore'a i wrzucić swoje nazwisko do czary. Co więcej, jego oszustwo w jakiś sposób wszystko spieprzyło, sprawiając, że zamiast jednego, wybranych zostało dwóch reprezentantów Hogwartu.
Dzień po wybraniu reprezentantów reporterka z Proroka Codziennego, Rita Skeeter, przybyła, by zrobić wywiad z całą czwórką. Jej artykuł był najbardziej żenującą rzeczą w całym jego życiu. Były to oczywiście całkowite brednie, ale nie powstrzymało to ludzi od wierzenia w nie.
Cała szkoła była przeciwko niemu. Stał się szukającym poklasku i uwagi kłamcą, który wciąż płakał nocami za swoimi zmarłymi rodzicami i miał problemy z psychiczną stabilizacją. Ale z tym wszystkim mógłby sobie prawdopodobnie poradzić - gdyby nie to, że porzuciły go dwie osoby, które zawsze miały stać po jego stronie.
Ron był wściekły. Nawet przez minutę nie wierzył Harry'emu, kiedy ten mówił, że nie wrzucił swojego nazwiska do czary. Był przekonany, że Harry znalazł sposób, by oszukać linię wieku i zgłosić się bez podzielenia się z Ronem tą informacją. Że nie chciał zwiększać sobie konkurencji. Że nie chciał ryzykować dania Ronowi możliwości uzyskania takiej chwały.
Głupi, pieprzony dupek był po prostu tak cholernie zazdrosny o sławę Harry'ego, że nie dostrzegał prawdy. Sam fakt, że był skłonny uwierzyć, że Harry mógłby chcieć mieć cokolwiek wspólnego z „wieczną chwałą" sprawiał, że jego gniew wzrastał kilkakrotnie. Pokazało mu to, że jego przyjaciel tak naprawdę wcale go nie znał.
No i była Hermiona. Nawet ona mu nie uwierzyła! Była na niego wściekła za oszukiwanie. Za zrobienie czegoś, co spieprzyło cały turniej wybierając czterech reprezentantów zamiast trzech, i za lekkomyślne narażanie swojego życia na niebezpieczeństwo. Była tak wściekła, że nie potrafiła odsunąć na bok swojej złości i wysłuchać jego uporczywych prób wyjaśnienia, że tak naprawdę niczego złego nie zrobił.
Była sobota i ukrywał się w swoim dormitorium. Wszyscy jego współlokatorzy wyszli już na śniadanie. Żaden z nich nie fatygował się, by go obudzić, biorąc pod uwagę, że żaden z nich właściwie się do niego nie odzywał. Nie, żeby w ogóle planował iść na śniadanie. Od tych wszystkich spojrzeń, szeptów i kpin cholernych Ślizgonów robiło mu się niedobrze.
CZYTASZ
Harry Potter I Zejście W Mrok
FanficTłumaczenie: Pierwsze dwanaście rozdziałów:Midnightesse Dalej: Ja / Shunyue Nie widziałam sensu w tłumaczeniu tych rozdziałów od nowa, a nigdzie na wattpadzie nie znalazłam tego opowiadania Autor: Athey Tytuł oryginału: Harry Potter and the Descent...