Po tym wydarzeniu reszta szkoły traktowała go... dziwnie.
W dalszym ciągu wszyscy się na niego gapili, ale ich spojrzenia stały się ostrożne i niepewne. Zwłaszcza Ślizgoni bez przerwy dziwacznie na niego zerkali. Nie prześladowali go już tak jak wcześniej, za co był im wdzięczny. Za to Puchoni wciąż przyglądali mu się ze złością. Harry sądził, że był to skutek braku zaufania do kogoś o tak rażąco mrocznym talencie, połączony z faktem, że jego niemal idealne przedstawienie całkowicie przyćmiło występ Cedrika.
To, że za każdym razem na ich krzywienie się w jego kierunku, Harry reagował zadowolonym z siebie uśmieszkiem, także prawdopodobnie nie pomogło, ale nie mógł nic poradzić na to, że uwielbiał ich prowokować. Ilekroć któryś z nich odważył się zrobić czy powiedzieć coś okropnego, lub przypiąć jedną z tych idiotycznych plakietek „Potter Cuchnie", Harry zaczynał syczeć, co powodowało, że niemal moczyli się w spodnie, uciekając w popłochu.
Śmieszyło go to, jak absurdalne przerażenie wywoływała wężomowa u uczniów. Był również zachwycony swoim najnowszym odkryciem - magią wężomowy.
Zdumiewające było to, że nigdy wcześniej nie zorientował się, że potrafi to robić. Był jednak świadomy, że dawniej miał w zwyczaju udawanie, że nie posiada żadnych podejrzanych, mrocznych umiejętności. Tak bardzo pragnął być normalny, że zignorował swój niezwykle potężny talent.
Ale teraz przestał się już tego bać. To była cholernie przydatna zdolność. Najbardziej niezwykłą rzeczą, jaką odkrył w przywoływaniu swojej magii za pomocą wężomowy było to, że nie potrzebował do tego różdżki. Wystarczał cichy syk i delikatny ruch palcami, który pozwalał mu skierować przepływ swojej magii w dowolne miejsce.
Harry zdawał sobie sprawę, że cała jego wiedza i świadomość wężomagii niewątpliwie pochodziła od mrocznej obecności, co nieco go martwiło. Czy to mroczna obecność była źródłem jego nowej umiejętności?
Taka perspektywa wydawała mu się nieco niepokojąca. Dyrektor pod koniec drugiego roku powiedział, że tej nocy, gdy Voldemort zostawił mu bliznę, przekazał mu również część swoich mocy. Czy to możliwe, by mroczna obecność była właśnie magią pochodzącą od Voldemorta?
Jeśli obecność była w jakiś sposób połączona z mordercą jego rodziców, to z pewnością wyjaśniałoby to, dlaczego mógł się jej bać w młodości. Tyle, że teraz nie była już dla niego ani trochę przerażająca. Teraz to była jego moc. Nie obchodziło go, skąd się wzięła. Nie zamierzał dłużej się jej bać. Nie zamierzał się przed nią ukrywać, ani marnować całej swojej energii na walkę z nią, skoro tak naprawdę nie była żadnym zagrożeniem.
Obejmowanie jej było o wiele prostsze, i czyniło go o wiele silniejszym. Czuł się lepiej. Szczęśliwiej. Pewniej. Z niesamowitą swobodą panował nad swoją magią, potężniejszą niż kiedykolwiek. Także jego umysł pracował znacznie lepiej i dużo szybciej wszystko rozumiał.
Nie miał zamiaru rezygnować z tego wszystkiego tylko dlatego, że ta moc mogła pochodzić od Voldemorta. Co z tego? Teraz należała do niego. Należała do niego i zamierzał ją zatrzymać. Za bardzo ją lubił. Za dobrze się z nią czuł.
Kiedy Harry kładł się tego wieczoru do łóżka, pozwolił mrocznej obecności objąć się i opowiedział jej o swoich wątpliwościach. O swoich przypuszczeniach dotyczących tego, skąd się wzięła. O przypuszczeniu, że zanim zamieszkała w nim, należała do Voldemorta. Obecność nie odpowiedziała. Wydawała się niepewna i Harry niemal odniósł wrażenie, że była zmartwiona.
Obecność nie chciała ponownie oddzielić się od Harry'ego. Bała się, że Potter znów wybuduje mury, i że znów zostawi ją samą. Harry po prostu był w stanie wyczuć jej szczerość i zapewnił ją pospiesznie, że nie zamierza odbudowywać murów.
CZYTASZ
Harry Potter I Zejście W Mrok
FanfictionTłumaczenie: Pierwsze dwanaście rozdziałów:Midnightesse Dalej: Ja / Shunyue Nie widziałam sensu w tłumaczeniu tych rozdziałów od nowa, a nigdzie na wattpadzie nie znalazłam tego opowiadania Autor: Athey Tytuł oryginału: Harry Potter and the Descent...